[342]
SCENA SZÓSTA.
MAGDALENA. (zbliża się do stołu i podnosząc swą rękawiczkę) Rękawiczka ta jest mnie rzucona...
Moja własna! Turniej szczególniejszy!
(z uśmiechem)
Polecenia Marji gdyby wszyscy
Tak starannie pełnili...
STARY SŁUGA. (wchodzi i wygłasza)
Nadzorca
Tych, co urządzają ognie sztuczne,
Przysłanym jest od pani hrabiny
Po niejaki abrys...[1]
[343]
MAGDALENA. — Ona w głowie
Zapala mnie fajerwerk[2] — doprawdy!
(do sługi)
Niechże wnijdzie, ho ani wiem. co chce.
SZTUKMISTRZ. (wchodzi, poprawia ustroju włosów i jednym tchem mówi z płynnością) Miałem zaszczyt przedstawić hrabinie
Wzory kilku fajerwerków, które
Zapalane były z pewną sławą.
Że tak pochlebiam sobie...
Zwłaszcza ów
Wyobrażający pawi ogon,
Przedzierzgnięty kupidyna lancą,
Gęsty powielekroć zyskał aplauz.
Tak, że mnie na rękach z przeproszeniem
Wielmożnej pani, chciano unieść...
(po chwili)
— Lubo wówczas dodałem, przyznam się,
Dwie fontanny serc, a każde serce
Pękało za sceną — i to była
Jakgdyby porażka w małej bitwie,
Gdy na przodzie gorzał jasny tryumf —
Nie zrobiło to jednak hrabinie
Przyjemności... więc proponowałem
Całę postać kupida w płomieniu
Różowego koloru...
MAGDALENA. (wstrzymując śmiech)
Cóż na to
Pani hrabina?
SZTUKMISTRZ. Jakoś nieraźnie
Podjęła myśl... Chciała coś lżejszego,
Kupid bowiem cały, to machina,
Której się nie stawi w parę godzin.
Dalej, zeszedłem więc do rzeczy prostszych:
Do słońc, gwiazd, komet...
MAGDALENA. (ze znudzeniem) Na czem stanęło?
SZTUKMISTRZ. Tu przysłany zostałem po abrys.
MAGDALENA. (z ukrytą ironją) Czy nie możnaby naprzykład... zero?
SZTUKMISTRZ. My, w sztuce, nic «zerem» nie zowiemy,
Lecz «pierścieniem».
MAGDALENA. Ah, myśl doskonała — —
SZTUKMISTRZ. (z zapałem wielkim)
Zrozumiany zostałem! Nareszcie
W życiu raz! Za pozwoleniem pani...
MAGDALENA. (na stronie) Jeszcze i ten mnie hołdy swe niesie...
SZTUKMISTRZ. Dwa pierścienie można przeszyć strzałą.
Bardzo można... owszem — to się rabia:
Dodając po bokach skrzydła papug.
Przecierając tło ognistą miotłą,
Tam i owdzie popierając grzmotem,
Błyskawicą zlekka budząc efekt —
To uchodzi... to miewa swój urok.
MAGDALENA. (ze znudzeniem) Więc najprostsza rzecz... niema co szukać...
Szczegóły obmyśli sam artysta.
SZTUKMISTRZ. (z zapałem gorącym)
Nareszcie zostałem odgadnięty,
Raz na życiu!...
Uniżony sługa.
(wychodzi)
MAGDALENA. Zacnej Marji słyszę lekkie kroki,
Muszę jej maleńką scenę zrobić...
— Droga, dobra, niekiedy zabawna.
Krytykuję ją i kocham równo,
Raz naiwność dziecka w niej, drugi raz
Coś posągu kamiennego widząc.
To jako piastunka, to jak sztukmistrz
Na tę śliczną patrzy się postać...
(skoro Hrabina wchodzi, Magdalena ku niej z wyrzutem)
O mało, że wszystko nie zniszczone!
O mało, żeś nie zdradziła siebie!
............
Przyjęłam ci Szeligę, jak chciałaś,
Osładzając jemu jak najgrzeczniej
Twoje ostateczne odmówienie —
By zaprzątnąć czarne jego myśli,
O zwyczajach mówiłam pokoleń,
Co patrjarchalnie jeszcze żyją;
Gdzie ceremonjały samobójstwa
Niespełniane są na ludzkich sercach —
Pokazywaliśmy sobie wzajem,
Jakie są tam gesta w towarzystwie:
Ty nadbiegasz... i z przekąsem ziemskim,
Widząc nasze ręce połączone,
Usuwasz się... Jakże można było
Dać mu przeto nadzieję tryumfu?
(z wyrzutem)
Doprawdy, że pełnić instrukcje twoje
Zadaniem jest płótna Penelopy![4]
(silniej)
Musiałam się potem upracować,
Tokiem waszych obracając rozmów.
Jak zębatem kołem gdzieś w fabryce...
Tak niezręcznie zdradziłaś się pani!
[344]
HRABINA. (surowo) Zdradzić się nie mogłam, Magdaleno!
Wyszło mnie z ust może i dzieciństwo,
Lecz umiałam się cofnąć natychmiast.
MAGDALENA. (żywo) Cofnięcie to było jeszcze gorsze!
HRABINA. (smętnie) Bo — może — też i ja kiedyś... miałam
Kruszyneczkę ziemskiego uczucia...
Dla osoby, którą dziś oddalam.
MAGDALENA. Otóż to, co właśnie zaszkodziło...
HRABINA. Kruszyneczkę!... Jakiś błahy atom...
MAGDALENA. Trzeba cofnąć i to, mój aniele!
Bo popsowasz znów, co naprawione;
Trzeba, abyś ziębiła go ciągle.
HRABINA. Gdzież ja zdołam tylko tem się zająć!
Lecz ty jesteś dobra, ty cierpliwa:
Ty zbawiłaś mnie już raz, przed chwilą,
Zbawiaj, proszę, dalej — ciągle zbawiaj!
Zbawicielką będziesz twojej Marji.
Magdaleno, proszę cię, bądź dobra!
MAGDALENA. Trudne jest to, lecz początki niezłe
Umiałyśmy zaszczepić...
HRABINA. Nieprawdaż?
Zdało się mnie, iż odszedł, jak przyszedł.
MAGDALENA. (dwumyślnie) Niezupełnie, lecz coś podobnego.
(po chwili)
Przyjmę wreszcie trud ten zbawicielstwa,
Na cokolwiek mnie on może narazić.
Daj mi wszakże słowo, że, co kiedy
Mówić będziesz lub czynić w tej mierze,
Zastosujesz do baczności mojej.
HRABINA. (solennie) Uroczyste słowo daję na to.
MAGDALENA. — Więc naprzykład... Siądź tu, chwilkę jeszcze!
(siadają obok)
Czy nie miałabyś czego na oku,
Coby twoje puste miejsce wzięło
W sferze serca dla pana Szeligi?
(uważnie)
Panienek tu będzie znaczny dobór,
Skoro szłoby o osoby młodsze.
HRABINA. Całej okolicy przyszłe matki,
Coś, doprawdy, jak wtóra społeczność.
Zapominasz tylko... kwestji wieku:
Żadnej niema... naprzykład w twych latach,
Żadnej twego wzrostu...
MAGDALENA. (stanowczo) Najzupełniej
Wyjaśniłaś mnie niepodobieństwo!
HRABINA. Wszystkie prawie są dziećmi — —
MAGDALENA. (z udanem zdziwieniem) Ah! prawda! —
(po chwili)
Mniemasz wszakże, że pomysł dobry jest,
Gdyby się go potrafiło użyć,
I że miewam oka rzut sokoli,
Gdy tobie pragnę być użyteczną?
HRABINA. Magdalenko, ty masz wielki rozum.
MAGDALENA. Zziębiać, chłodzić trzeba nieoszczędnie
Te ziemskie uczucia wielbiciela,
(napół trywjalnie)
Sposobem tym możeby i przyszło
Do wygluzowania[5] zupełnego,
A mógłby on także znaleść spokój.
HRABINA. (obłędnie) Brodę nosi, był i w Jerozalem...
MAGDALENA. Tylko, że różańce gubi w morzu
Martwem...
HRABINA. Apolog[6] niezrozumiały,
Który ledwo że mnie potrafiłaś
Na człowieczą mowę wytłumaczyć...
(całując czoło Magdaleny)
Magdalenko, ty rozum masz wielki.
(kurtyna zapada)