<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Lemański
Tytuł Pies i Wieprz
Pochodzenie Bajki
Wydawca Jan Fiszer
Data wyd. 1902
Druk P. Laskauer i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PIES I WIEPRZ.

Psi jeno w walkach dusznych
Dręczą się i biedzą.

Wieprz pewien, najedzon,
Ryjem koryto podważył,
I chrząkając syto,
Do budy Burka szedł z wizytą:
Dla konkokcyi, rozmowa z sąsiadem
Ostrogą bywa.

Burek szperał w ogonie
I zębem kaźń czynił srogą nad owadem.
Wieprz się przysuwa.
— „Czołem, sąsiedzie!
Jakże się wiedzie?
„Coś wyglądasz smętnie?“
— „At“ — ziewnął Burek — „weselem nie tętnię,
Boć nie dośpi się, nie doje...
Patrz stem oczu, choć masz dwoje,
Szczekaj, warcz, gryź, dniem i nocą...
Ot, wiadomo — służba pieska“.
— „Oui, oui“ — Wieprz rzecze —
„A przytem snać lichą pieczę
Ma dziedzic o swoim słudze:
Chudyś jak gnojowa deska.“
— „Tam to pół biedy, gdyby nie zmartwienie.“
— „Umf, powiadasz“...
— „Tak, obito
Mnie niezasłużenie.“
— „Za cóż, proszę?“
— „Za co? Dziedzic ma zajadłość
Na Maćka kokosze,
Który mu je kiedyś tam podpuszczał w żyto.
Wczoraj w przypołudnie z łańcucha
Mnie spuszcza,
I wedle chaty Maćka idziem naumyślnie,
Gdzie grzebie kurza tłuszcza,
Bogu winna ducha.
Jak nie świśnie
Mi dziedzic, nie krzyknie: a huzia!
Co może buzia...
Przyznam ci się, mój Wieprze,
Że dotąd o dziedzicu miałem zdanie lepsze.
Że pierzasta hołota
Grypsnęła przez psotę
Jedno liche ziarnko —
Toż nie kryminał! Za czyn ten
Pozbawiać żywota
Jest to zbyt nierówną wypłacać się miarką.
Odmówiłem stanowczo. Pan mi sprawił mydło,
Skopsał mnie, sponiewierał... Dlategom na kwintę
Nos spuścił, zmizerniałem i życie mi zbrzydło.“

Wieprz słuchał, czochrając się o budę,
Jak to czynią wieprze,
Gdy im szczecina błotem zbyt się zeskorupi,
Mruknął wreszcie: — „Głupi —
Harda dusza w ciele chudem!“
— „Jakto?“ — bryś odeprze —
„Zasady, sumienie“...
— „Ha, ha! na honor, jak pomyje cenię,
Wyborny!.. Bawisz mnie dobrodziej!
Przy mieniu, nie sumieniu
Chcą od ciebie warty.
Zasady przy obroży!.. Lecz na stronę żarty,
Powiem: czy pan zły, dobry, zemściwy czy złodziej —
Cóż mnie to obchodzi?
Spójrz na mnie: zaważę ze czterysta funtów
Dla czego?  Bo drwię z tych zasad,
Z tych sumienia buntów.
Moja zasada jedyna:
Koryto przednie,
Moc pomyj, obierzyn i tłustych fecesów.
Treść, grunt — słonina,
A reszta — brednie.
I radzę’ć szczerze“...
Tu Burek rozsrożony zaszczękał łańcuchem.
— „A idź do stu biesów,
Ty plugawe zwierzę,
Ty ryjcu, kłapouchy! Patrzcie kiełbaśnika!“ —
I łaps go za ucho.

Wieprz, widząc że krucho,
Z wystrzępionem uchem,
Duchem
Pomyka
Do chlewika.