[222]PIESZCZOTY WENERY I ADONISA
Kochaj, w miłości miłość ma nagrodę
Największą, jaką za miłość się płaci.
Dwie dusze, serca dwa przez wspólną zgodę
Zostały dwojgiem, lecz w jednej postaci,
Oboje dawną zmieniły gospodę,
I każde żyje, lecz w sobie się traci.
Oboje trwają w nieswojej powłoce
I wszystkie swe w niej wykonują moce.
Bezkreśna rozkosz i niewymówiona,
Bana przesłodka, ukąszenie miłe;
Wzorem feniksa istność spopielona,
Bo ma kołyskę razem i mogiłę.
Dusza tym ciosem tknięta w głębi łona
Umiera żyjąc, w śmierci czerpie siłę.
Mdleje i tęskni; jakiemś dziwnem prawem
Cierpi bez bólu pod cięciem niekrwawem.
Tak dusza w łubem konaniu się ćwiczy:
Wabik dla chuci, sedno strzały celnej;
W płomieniu słodkim, a pełnym goryczy,
Przez cios śmiertelny ma byt nieśmiertelny.
Śmierć, która zmysłom za kordjał się liczy:
Nie śmiercią — życiem jest napój weselny.
Miłość uśmierca, miłość ogniem parzy,
Ażeby pewniej zabić — — życiem darzy.
Więc gdy się godzi z twojem chcenie moje,
Skoro mię wzrusza to, co ciebie wzrusza,
Gdy, czem się koić chcesz — i ja się koję,
Gdy to, co lubisz, mnie też lubieć zmusza,
Gdy w nas chęć jedna dzieli się na dwoje
I jest obojgu wspólna jedna dusza,
Gdyś mi dał serce, a ty mojem władasz,
Czemu w ramiona me jeszcze nie padasz?
O, duszy mojej słodka błyskawico,
Serca mojego lube utrapienie,
O, moich źrenic światło i źrenico,
Mój ty całusku, moje ty westchnienie!
Zwróć na mnie owe, gdzie się wdzięki sycą,
Drżących szalirów przeczyste strumienie;
Podaj mi owe, skąd śmierć na mnie czyha,
Rubinowego krawędzie kielicha!
Te oczy ku mnie zwróć, oczy uroczne,
Te moich spojrzeń szyby zwierciadlane;
Powiek — kołczany, brwi — łuki otoczne,
Źrenice — kuźnie lubieżą wzdymane;
W niebie kochania planety wyroczne,
Słońc urodziwych jutrzenki przebrane;
Gwiazdy przejasne, których skry słoneczne
Zdolne mię skazać na zaćmienie wieczne!
Te usta podaj mi! Usta wy lube,
Pałaców śmiechu brylantowe wrota;
Klombie różany, skąd na moją zgubę
Miłosna żmija żądełkiem się miota.
Skrzynio, perłami na natury chlubę
Strojna; alkowo, gdzie Amor niecnota
Chroni się trwożny z obawy katusze,
Gdy zranił serce i zrabował duszę!..
(L’Adone, poema del Cav. Marino, Londra 1781, C. VIII, v. 116 — 122.)
Wielka część «Liry» Mariniego, oraz część «Adonisa» (p. XII, 198—207) zostały przetłumaczone przez naszego Andrzeja Morsztyna (Porów, moją rozprawę: A. M. przedstawiciel baroku w poezji polskiej. Rozpr. Ak. Um., Wydz. Filol. t. XXI. Kraków 1893.)