Nieboszczyk, ziemskie rzuciwszy mozoły, Dostatki, wsie i pałace, Jechał na cmentarz; a Pleban, wesoły, Śpiewał: requiescat in pace. Że się nie smucił, to rzecz oczywista: Nieboszczyk pewnie już cieszył się w niebie;
Więc i Pleban się cieszył, myśląc, co skorzysta Na tak wspaniałym pogrzebie.
Szedł obok trumny, głosu nie żałował, Śpiewając hymny, psalmy, antyfony; A w myśli skrzętnie rachował, Ile miedziaków wpadło do skarbony, Ile dukatów za światło dostanie, Ile za mszę, za kazanie, A licząc różne dodatki, Rejestrzyk był wcale gładki. Cóż teraz począć z tym zyskiem? Najprzód, dla siebie, w miasteczku poblizkiem Zakupić węgrzyna beczkę;
Potem, dla siostrzenicy, jedwabną chusteczkę; Potem, dla siebie, bryczkę i konika; Potem, dla siebie, baryłeczkę starki; Potem, suknię dla kucharki;
Potem... aż tu wóz w drodze o kamień potyka,
Chyli się... pada z trzaskiem trumna ołowiana:
Gwałtu!... Nieboszczyk zabił swojego Plebana!
I zyski i rachuby na tem się skończyły:
Pleban wraz z Nieboszczykiem poszedł do mogiły.
Często los szydzi z zamiarów człowieka: Dowodem Pleban i ów dzbanek mleka.