[147]POCHOWAŁEM JĄ ŻYWCEM...
Pochowałem ją żywcem w mogile,
Nie skropiwszy jej wodą święconą, —
Pogrzebowe milczały postylle,
Nie śpiewano jej, nie, nie dzwoniono
Wrzask puszczyków i jęki wichury
Rozpoczęły ten obrzęd ponury.
Noc to była, jak otchłań, posępna.
Żółty księżyc wyglądał z za chmury
Twarzą trupa... Ta chwila występna
Była strasznej godziną tortury.
Wilki requiem aeternam zawyły,
Gdy trąciłem ją w czeluść mogiły.
Przeszła wieczność w tej chwili niesławy..
Własne serce wydarłem złamany
I do grobu wrzuciłem je krwawy.
Stałem niemy, na pół obłąkany,
Nie umiejąc rozeznać, co czynię
W owej strasznej, pamiętnej godzinie.
[148]
Na ruinie miłości, omamień,
Wciąż milczący stanąłem i blady.
Stałem czując, jak zmieniam się w kamień.
Pod stopami pełzały mi gady,
Ale ja nie spłoszyłem ich krzykiem,
Byłem bowiem na grobie pomnikiem.
Pochowałem ją żywcem w mogile,
Nie skropiwszy jej wodą święconą, —
Pogrzebowe milczały postylle,
Nie śpiewano jej, nie, nie dzwoniono;
Wrzask puszczyków i jęki wichury
Zakończyły ten obrzęd ponury.