Pochwała przyjaźni
Wiele mówią o przyjaźni,
Jej potrzebie, jej świętości,
Lecz ja, bez żadnej bojaźni
O zarzut zbytniej stronności,
Wyznam, chociaż w przyjaźń wierzę,
I choć mam przyjaciół wiele,
Że nie wierzę, mówię szczerze,
Że są jeszcze przyjaciele. —
Za czasów mitologicznych
Dawnej Grecyi, gdy ofiary
Składano dla bóstw rozlicznych,
Znano przyjaciół trzy pary!
I jak to już mało pono,
W Grecyi tego dobra mieli,
Kiedy jak półbożków czczono,
Rzecz tak rzadką: przyjacieli!
Wierzę wreszcie, że Pylady,
Te Oresty, i tam dalej,
Bez zawodu, i bez zdrady
Aż do śmierci się kochali;
Ale mi się jakoś roi,
(Czy kto zdanie to podziela)
Że już od zdobycia Troi,
Nikt nie widział przyjaciela!
Wreszcie, cóż ich różnić miało
Owych greckich w sercu braci,
Interesów mieli mało
Wszyscy byli nie żonaci,
Więc kiedy nie było miary
Zrobić z siebie nieprzyjaciół,
Cóż dziwnego, że trzy pary
Świat stary liczył przyjaciół?
Niechby Orest był dostatni
Pylad goły, dajmy w nędzy,
I chciał już w biedzie ostatniej
Wziąć u Oresta pieniędzy;
Cóż byłoby? — ze chciwością
Orest brudną by się zaciął,
Pylad splamił niewdzięcznością,
I przepadło dwóch przyjaciół!
Niechby który z nich miał żonę
Z cokolwiek ładną twarzyczką,
Lub co gorsze jeszcze pono
Przyjaciółkę baletniczką,
Prędkoby przyjaźń ustała,
I zawziętych nieprzyjaciół
Historja by cytowała
Zamiast tych kilku przyjaciół!
Niechby z sobą graniczyli
Suchą miedzą, lub przez rzeczkę,
Nimby rok z sobą przeżyli,
Jużby mieli jakąś sprzeczkę;
Orest by się worał w grunta,
Pylad w lesie chrustu naciął;
I nie warta kłaków funta,
Cała przyjaźń tych przyjaciół!
Niechby Orest na Marszałka
Chciał iść, o! nic pewniejszego,
Że i Pyladowa gałka,
Padłaby na stronę jego,
Lecz broń Boże, gdyby obu
Jednakowe były cele.
Już zgody ani sposobu,
I przepadli przyjaciele!
Niechby oba do jednego
Posagu wzdychać zaczęli,
A Oresta szczęśliwego
Wybrało serce Anieli;
Pylad przeklnie tak ja sądzę,
I Oresta, i Anielę,
Bo gdzie idzie o pieniądze
Tam już giną przyjaciele.
Niechby wierszem, albo prozą,
Oba cokolwiek pisali,
Kastor z Poluksem, o zgrozo!
Jak psy by się ujadali;
Niechby Orestowa siadła
Przed Pyladową, w kościele...
Natychmiast kłótnia zajadła...
I przepadli przyjaciele.
A dziś pytam, kto cię łaje?
Kto cię męczy? — kto cię nudzi?
Kto pożycza, nie oddaje?
Czemś zawsze przykrem utrudzi?
Złą wieścią pierwszy zasmuci,
A wymaga Bóg wie, wiele!
Kto ci żonę bałamuci?
Nikt więcej, jak przyjaciele!
Z tego też wnieść się ośmielę,
Ztąd jasna prawda wynika,
Że najlepsi przyjaciele
Pomagają nam jak w ćwika;
Zatem wierzmy temu święcie,
Że ze wszystkich nieprzyjaciół,
Którzy nas nudzą zawzięcie,
Nie ma gorszych, nad przyjaciół?
Przyjaciele są, jak kwiaty,
Które kochaj, lecz nie zrywaj,
Podziwiaj ich kształt bogaty!
Lecz broń Boże, nie używaj!
Bo jak w kwiecie obumiera
Za użyciem krasy wiela,
Tak użycie poniewiera
Najlepszego przyjaciela!
Jeśli więc człowieku młody,
Chcesz uniknąć nieprzyjaciół,
Strzeż się, jak ognia i wody,
Zbyt wielkiej liczby przyjaciół
Bo co w nas uczucie gasi
Kto to są: nieprzyjaciele?
Są to zwykle, dawni nasi
Jak najlepsi przyjaciele!