Pocieszne wykwintnisie (1926)/Scena ósma
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pocieszne wykwintnisie |
Pochodzenie | Bibljoteka Narodowa Serja II Nr. 43 |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Drukarnia Ludowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | Les Précieuses ridicules |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
MASCARILLE, DWÓCH TRAGARZY [1] Hola! moi ludzie, hola! Już, już! ostrożnie. Te gbury chyba umyślnie chciały mi roztrząść kości obijając mnie o wszystkie mury i bruki! Do kata! bo też i drzwi nie są zbyt szerokie. Kazał pan, byśmy go nieśli aż tutaj. Myślę sobie. Cóż wy myślicie, trutnie, że ja będę narażał pulchność moich piór na nieżyczliwość dżdżystego powietrza i zaszczycał błoto uliczne [2] odciskiem mych trzewików? Dalej, zabierajcie lektykę. Niech nas pan wprzódy zapłaci. Hę? Mówię, aby pan nam dał naszą zapłatę, jeśli łaska. Więc to w ten sposób płaci się biednych ludzi? Czy pańskie urodzenie starczy nam za obiad? Hoho! nauczę ja was rozumu! Te draby ośmielają się pokazywać rogi! Dalej, płacić zaraz[4], i basta. Co? Mówię, że chcę tu widzieć pieniądze w tej chwili. No, ten to jakiś przyzwoity człowiek. No, będzie już raz? Owszem, owszem; ty przynajmniej wyrażasz się jak należy, ale tamten, to gbur, który nie ma pojęcia o formach. Masz, jesteś zadowolony? Nie, nie jestem; dał pan policzek memu koledze i... Podnosi drążek. Powoli; masz tu za policzek. Wszystko można odemnie uzyskać, ale po dobroci. Idźcie, a przyjdźcie niedługo, aby mnie zanieść do Luwru[5]: król bezemnie spaćby się nie położył[6]. |
- ↑ Dwóch tragarzy... Lektyka weszła w owym czasie świeżo w modę, posługiwano się nią zwłaszcza w tej myśli, aby nie jawić się zabłoconym przed oblicze dam. Paryż w owej epoce tonął w błocie.
- ↑ zaszczycał błoto uliczne... Mascarille, jak widzimy, przemawia od pierwszej chwili tym samym żargonem co dwie panny.
- ↑ dając mu policzek... Mimochodem Molier wprowadza ten rys, który maluje brutalność kryjącą się pod tym rzekomym wykwintem manier, zwłaszcza w stosunku do człowieka z ludu. Toż samo Magdusia, ucząc pokojówkę „wykwintnego wysłowienia“ mówi do niej: ty błaźnico.
- ↑ Dalej, płacić zaraz... Śmiałość tych rysów przekraczała ramę prostej farsy; można też zrozumieć, że komedja ta nie podobała się wielu osobom.
- ↑ aby mnie zanieść do Luwru... Król mógł się uśmiechnąć z tego zakończenia sceny, ale niejednemu z dworaków musiała ona być bardzo nie w smak. Od Wykwintniś zaczyna się też owa kampanja molierowska, która zawiedzie nas aż do Świętoszka i Mizantropa. (Por. Wstęp do Świętoszka).
- ↑ król bezemnie spaćby się nie położył... Chwila, w której król udawał się na spoczynek (le petit coucher i le grand coucher), była momentem, w którym pozostawali przy nim najzaufańsi dworacy.