[221]Poczta miłości (czyli Romantyk.)
Gdzie gałęzie zagrodziły drogę,
Gdzie się idzie w nieskończoność drzew,
Gdzie z pieszczotą mech ujmuje nogę, —
Tam mnie zwabił raz słowika śpiew…
Rozerwałem uściski gałęzi, —
Ach, rozkoszą jeszcze drżały liście! —
I z zielonej wyjrzawszy uwięzi,
Natrafiłem na alei wnijście.
Gęsto żółty zarastał ją mech,
Że się zdała „zapomnienia drogą“;
O, tu chyba nie spotkam nikogo!
Wtem szmer słyszę… Wstrzymałem więc dech:
Czyżbym w pustce tej ujrzeć miał kogo?!
[222]
O dwa kroki tam gruby stał dąb…
Przy nim młode dziewczątko klęczało,
Coś z szczeliny spróchniałej zabrało,
I w otworu spróchniałą wraz głąb
Różowego coś rączką wkładało…
Więc ujrzawszy „strach“ taki,
Jam nie cofnął się w krzaki,
Wstąpił we mnie na nowo duch chrobry:
Poprawiłem czuprynę,
By przystojną mieć minę,
I wyrzekłem na razie „dzień dobry.“
Na grzeczności to dzieło
Dziewczę strasznie krzyknęło;
Wraz się z kolan porwało
I w gęstwinę pognało…
Ledwie coś mi mignęło
Przez śródlistne okienka:
Jak kapelusz słomiany,
Jak buziaczek rumiany,
Jak różowa z szarfami sukienka…
A więc w tej desperacyi
Czyż nie miałem ja racyi
Satysfakcyi poszukać troszeczkę?!
[223]
Jakżem był niedyskretny!
Wykonałem czyn szpetny,
Bo sięgnąłem po cudzą karteczkę…
Ten różowy bilecik,
Ten bilecik ulotny,
W serce kłuł, jak sztylecik,
A był całkiem wilgotny:
Czyli dębu sprawiła to głębia?
Czy to całus był słodki,
Niby pieczęć pieszczotki —
Pocztowego w sukience gołębia?
Zapałały mi skronie
I uczułem, że wonie,
Wonie wszystkich róż wiosny,
Zawróciły mi w głowie,
Kiedym słowo po słowie
Czytał list ten miłosny:
List: „Ciocia coś podejrzywa od wczora,
Dziś nie przechodź pod oknem z wieczora…
Ach, najdroższy! — to bardzo jest źle!
Całą noc ja będę z tego chora…
Twoja Niutka całusa ci śle…“
[224]
Gdym przeczytał te słowa,
Wraz opadła mi głowa,
Konwulsyjnie zamknęły się pięście:
„Więc nie wszędzie już zgniłość!
„A więc jest jeszcze miłość!
„Jest więc jeszcze nadzieja i szczęście?!
„Całus ukryć się może
„I w spróchniałym otworze,
Gdzie dąb stary się z szumem kołysze!…
„Lecz jam spróchniał tak srogo,
„Że nie kocham nikogo,
Że mi nikt o miłości nie pisze!“
I odszedłem zbolały,
I na szczyt nagiej skały,
Co w pobliżu samotnie sterczała,
Skierowałem „beznadziejny krok“!
Tam zasiadłem ponury,
W ołowiane gdzieś chmury
Utopiłem posępny swój wzrok:
A tęsknota niemała
Moje serce szarpała, —
Aż mnie z tego bolał lewy bok!
Biegły długie godziny,
Zmrok zapadał szarawy,
A jam jeszcze w zadumie tam siedział…
[225]
Słuszna kara za winy!
Pocom był tak ciekawy;
O miłości się cudzej dowiedział?!
Dziś już lepiej jest trocha
Z mojem sercem tak chorem, —
Ale jeszcze wieczorem
Coś mi w sercu wciąż szlocha:
„Czemu, czemu ta mała
„Nie do Ciebie pisała?!
Czemu żadna Cię Niutka nie kocha?“
MORAŁ.
Gdy się rana ma zgoi,
Niedyskrecyi tej mojej
Winna być mi pamiętną pokuta:
Więc ów miły bilecik,
Co mnie skłuł, jak sztylecik,
Noszę zawsze… w kieszeni surduta!