Rozdział XLII Podróż do środka Ziemi • Rozdział XLIII • Juliusz Verne
Rozdział XLII Podróż do środka Ziemi
Rozdział XLIII
Juliusz Verne

Uwaga! Tekst niniejszy w języku polskim został opublikowany w 1897 r.
Stosowane słownictwo i ortografia pochodzą z tej epoki, prosimy nie nanosić poprawek niezgodnych ze źródłem!


Otóż i koniec opowiadania, któremu być może, nie dadzą wiary i najłatwowierniejsi ludzie; lecz przyznam się, że z góry jestem na to przygotowany.

Rybacy w porcie Stromboli przyjęli nas z całem współczuciem i otoczyli staraniami należnemi biednym rozbitkom. Dali nam odzież i żywność, a po czterdziestoośmiogodzinnym wypoczynku, dnia 31-go sierpnia mały statek odwiózł nas do Messyny, gdzie przebywszy dni kilka przyszliśmy całkiem do siebie.

W piątek 4-go września wsiedliśmy na pokład Volturne, jednego z pakebotów pocztowych francuzkich, a w trzy dni potem wysiedliśmy na ląd w Marsylii. Moglibyśmy nazwać się ludźmi zupełnie swobodnymi, gdyby nie ta przeklęta bussola, która nam spać nie dawała spokojnie. Dziwny ten i niepojęty fakt stanowił dla mnie przedmiot ciągłego zajęcia. Dnia 9-go września wieczorem, przybyliśmy do Hamburga.

Nie chcę opisywać ani zdziwienia Marty, ani radości mojej lubej Graüben.

– Teraz, gdy już jesteś bohaterem – rzekła moja narzeczona – nie będziesz już nigdy potrzebował opuszczać mnie Axelu.

Spojrzałem na nią czule. Płakała z radości i śmiała się zarazem.

Proszę sobie teraz wyobrazić, jakie wrażenie w Hamburgu zrobił powrót profesora Lidenbroka. Dzięki gadatliwości Marty, wiadomość o wyprawie jego do środka ziemi rozeszła się po całym świecie. Zrazu nie chciano dać temu wiary; a gdy powrócił, nie wierzono tem bardziej.

Jednakże obecność Hansa i różne wiadomości nadesłane z Islandyi, wpłynęły na zmianę opinii publicznej.

Wtedy stryj został wielkim człowiekiem, a ja synowcem wielkiego człowieka, co także coś warto. Hamburg na cześć naszą wyprawił wielką ucztę. W Johannaeum odbyło się posiedzenie publiczne, na którem profesor opisał swą wyprawę, nie pomijając żadnego szczegółu, prócz nieszczęsnego faktu z bussolą. Tegoż samego dnia złożył on w archiwach miejskich dokument uczonego Saknussema i wyraził szczery żal, że okoliczności nie od niego zależne, nie dozwoliły mu aż do samego środka ziemi iść za śladem podróżnika Islandzkiego. Skromnym był w obec sławy, a to bardziej jeszcze podnosiło go w opini powszechnej. Tyle naraz zaszczytów, musiało mu koniecznie zjednać i zawistnych. Znalazł ich w rzeczy samej liczbę niemałą; a ponieważ teorye jego oparte na niezbitych faktach, sprzeciwiały się systemom naukowym w kwestyi ognia wewnętrznego, piórem przeto i słowem przeprowadzić musiał wiele dyskusji, z uczonymi wszystkich krajów.

Co do mnie, do dziś jeszcze zgodzić się nie mogę na jego teoryę stygnięcia skorupy ziemskiej wbrew temu com widział na własne oczy. Wierzę, i wierzyć będę zawsze w gorąco wewnętrzne; lecz dodam zarazem, że pewne warunki niedostatecznie jeszcze dotąd określone, mogą zmienić to prawo pod wpływem zjawisk przyrodzonych.

W chwili przeprowadzenia tych kwestyi, stryj miał nie jedną chwilę goryczy i ciężkiego zmartwienia. – Hans pomimo najusilniejszych z naszej strony nalegań, opuścił Hamburg; człowiek któremu tyle byliśmy winni, nie pozwolił nam wypłacić się z długu wdzięczności. Zatęsknił za swym krajem rodzinnym i powrócił do Islandyi.

Farval – rzekł on do nas pewnego dnia z rana, i po tem prostem pożegnaniu odjechał bezzwłocznie do Reikjawiku, gdzie też i przybył szczęśliwie.

Bardzośmy się przywiązali do naszego dzielnego przewodnika; nieobecność i oddalenie, nigdy go nie wyrugują z pamięci tych, którym niejednokrotnie ocalił życie – i mam nadzieję, że go jeszcze raz przynajmniej przed śmiercią zobaczę.

Na zakończenie dodać muszę, że ta Podróż do środka ziemi zrobiła ogromne w całym świecie wrażenie. Była ona drukowaną i tłomaczoną na wszystkie języki; najpoważniejsze dzienniki ubiegały się o zamieszczanie z niej wyjątków, które wywoływały mnóstwo sprzeczek, dyskussyi, sądów, zdań i przekonań za i przeciw opisom w niej zawartym. Tym sposobem stryj mój za życia jeszcze używał sławy niezwykłego mędrca i najśmielszego z podróżników tak, że nawet przedsiebierczy Amerykanin p. Barnum, zaproponował mu ogromna summę, za pozwolenie pokazywania go w Stanach Zjednoczonych.

Lecz sławę tę jakkolwiek wielką, przyćmiewała chmurka, mała, przelotna, ale nieznośna, uprzykrzona – niewytłomaczony, niepojęty fakt z bussolą natrętnie wracał zawsze do myśli… Dla uczonego męża jakim był pan Lidenbrok, byłato prawdziwa katusza intelligencyi. Niebo jednak chciało, aby stryj mój był całkowicie szczęśliwym śmiertelnikiem.

Pewnego dnia gdym porządkował zbiór minerałów w jego gabinecie, spostrzegłem ową sławną bussolę i zacząłem ją oglądać uważnie.

Leżała tam ona od sześciu miesięcy, nie domyślając się ilu trosk ciężkich była przyczyną.

Nagle, jakież było me zdziwienie! krzyknąłem tak, że aż profesor przybiegł zobaczyć co się stało.

– Co to jest? – zapytał wchodząc.

– Ta bussola!…

– No i cóż ta bussola?

– Igiełka na niej wskazuje południe, a nie północ.

– Co mówisz Axelu!

– Patrz sam kochany stryju! zmieniła bieguny.

– Zmieniła bieguny, powiadasz?

Stryj patrzył, porównywał, potrząsał głową, a nareszcie poskoczył do góry, aż się szyby w domu całem zatrzęsły.

– Tak przeto – mówił on uspokoiwszy się nieco, po przybyciu naszem do przylądka Saknussemm igiełka tej przeklętej bussoli wskazywała południe, zamiast północy?

– Nie inaczej mój stryju, to rzecz jasna.

– A więc i nasz błąd wyjaśniony. Lecz jakiż fenomen mógł sprawić tę zmianę biegunów?

– Nic naturalniejszego.

– Wytłomacz się mój chłopcze.

– Podczas burzy na morzu Lidenbrock. pamiętasz stryju ową kulę ognistą, która nam wszystko żelazo na tratwie zmagnetyzowała? Otóż to ona niezawodnie spowodowała tę zmianę.

– Ha! ha! ha! – zawołał profesor wybuchając śmiechem – więc to był prosty figiel, jaki nam elektryczność wypłatała.

Od owego dnia, stryj mój był najszczęśliwszym z uczonych, a ja najszczęśliwszym z ludzi, bo moja luba Graübem, dawniejszą, role wychowanicy zamieniła na tytuły synowicy i żony, zajmując przynależne swemu stanowisku miejsce w domku na Königstrasse… Zbyteczną zdaje się rzeczą byłoby dodawać jeszcze, że stryjem jej został sławny profesor Otto Lidenbrock, członek korespondent uczonych towarzystw geograficznych i mineralogicznych, wszystkich pięciu części świata.


KONIEC.