Podróż na wschód Azyi/10 października

<<< Dane tekstu >>>
Autor Paweł Sapieha
Tytuł Podróż na wschód Azyi
Podtytuł 1888-1889
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1899
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Jeszcze Tomsk, 10 października 1889.

Z wyjazdem jakoś ciężko idzie; drogi, niestety, w niemożliwym stanie być mają. Oficer dawniej ułanów, dziś żandarmów, adjutant Aleksandrowa, generała żandarmeryi, Litwin, kuzyn Poklewskich, przychodzi mnie ostrzegać, że między Omskiem a Tomskiem, jak i Tiumeniem, przez stacye niektóre, wskutek błot niezgruntowanych, po 24 i więcej godzin jechać trzeba. Barnaulski step przesławny podobno pokazał już co umie! Myślę znowu o jeździe przez Taszkent i Środkową Azyę; ale to nowa, długa, żmudna podróż! Mnie przecie już chyba czas wracać, choć, Bóg świadkiem, szkoda! Wszak Landsdale jeszcze mówił, że dwóch tych dróg jednego dnia wspominać się nie godzi, o tyle średnia Azya ciekawsza i piękniejsza od tego, co zobaczyć mogę jadąc na Omsk, Tiumeń, Moskwę.
Na wieczorze, danym przez profesorstwo Zaleskich, poznaję sproszonych profesorów tutejszego uniwersytetu, zdobnych w żony; te, z powierzchowności przynajmniej sądząc, ciekawsze i polorniejsze od mężów. Pani Floryńska, żona kuratora, mówi, podobnie jak pani Veliki, żona profesora a przyszłego podobno rektora, biegle po francusku, i to cichym głosem, składając przytem usta zgrabnie a ponętnie w formę asa kierowego. Pani domu, Jadwiga z Iwanowskich Zaleska, Warszawianka, gimnazyum żeńskie i konserwatoryum warszawskie skończyła, mówi językami i jest znakomitą pianistką, a przy tem wszystkiem bardzo miłą, bo nie afektowaną, młodziuchną i utalentowaną osobą. On, Zaleski, rozumny, uczony, ma być znakomitym chemikiem.
Najmilsi ludzie, których tu spotykam, to gubernatorstwo, państwo Buljaszowie. On, człowiek schorowany, prototyp biurokraty, stworzony na referenta spokojnie i regularnie pracującego w biurze. Człowiek uczciwy, najlepszych chęci, prawy, choć apodyktyczny, może trochę nadto formalista i tylko w paragraf, i w to, co w aktach zapisano, wierzący, rady sobie dać nie może ze złodziejami urzędnikami, którymi jest otoczony. Dotychczasowy smotritiel tiurmy tutejszej peresylnoj, w śledztwie obecnie pod oskarżeniem, iż od Żydówki jakiejś za ułatwienie jej ucieczki wziął około 400 rubli.
Aż nadto przekonać się o tym stanie rzeczy mogłem, zwiedzając właśnie tiurmy tutejsze: peresilną i centralną. Fakt ten tylko notuję, że wobec nas skarżyli się aresztanci na robaki w krupach, że podobno policmajster przekonał się osobiście i doniósł gubernatorowi, iż te robaki są istotnie. Jednak pan sowietnik od tiurm nic o tem nie wiedział, ni wiedzieć chciał. Brud, niechlujstwo, smrody, brak powietrza dochodzą tu szczytu. Cóż za różnica z tiurmą aleksandrowską! Czy tam może umyślnie wszystko było przygotowane? Oddział kobiet w centralnej tiurmie lepsze nieco czyni wrażenie: niema tak szalonego przepełnienia. Smotritiel centralnej, pan W., renegat Polak, można sobie łacnie wystawić, jakiego rodzaju człowiek. O smotritielu obecnie pod sądem będącym z peresilnoj, opowiadają mi poważni ludzie, że posiada już około 20.000 rs. złożonych, domy i t. d., wszystko skradzione na jedzeniu i utrzymaniu więźniów. W szpitalu peresilnoj przeznaczonych jest 40 kopiejek dziennie na chorego; w tutejszych, specyalnie tomskich stosunkach, gdzie tanio i łatwo prowizyi wszelkiego gatunku już dostać można, smotritiel wraz z sowietnikiem zabierał 30 kop., a na chorego przypada zaledwie 10 kop. W takich stosunkach nic kwitnąć ni postąpić nie może!
Zwiedzam zakłady naukowe i wychowawcze. Dla dzieci, zwłaszcza sierot po skazanych, utworzono, za inicyatywą poprzedniego gubernatora, przytulisko t. zw. Aleksandrowskij pryjut. Rzecz istotnie śliczna; dzieci doskonale wyglądają, wydają się czyste, zadowolone i zdrowe; dowodem tego, że w czas okropny, w pierwsze zimna, w szpitalu widzę tylko jedno dziecko. Pryjut ten utrzymywany jest przez prywatną szkatułę publiczności tomskiej, a zwłaszcza kupców; podzielony na oddział chłopców i dziewcząt; uczą się tu robót, rzemiosła stolarskiego, chodzenia około kuchni i gospodarstwa. Pryjut Maryjski, za staraniem głównie byłego złoto-przemyślnika, p.Cybulskiego, z kapitału 120.000 rs. jest ufundowany i utrzymywany. Dalej dom noclegowy, czyli przytułek dla biednych w czasie srogich mrozów; za opłatą 5 kop. dostają wieczór i rano jedzenie, mianowicie: herbatę, mięso, pierogi. Zachowanie się panienek w Pryjucie Maryjskim nie dobre mi robi wrażenie. W realnym uczyliszczu chodzę po klasach ku wielkiemu zdziwieniu i podziwie młodzieży, która widocznie czytała artykuł o mnie napisany w tutejszym organie: Sybirski Wiestnik. Straż pożarna wcale nieźle zdaje się być uorganizowaną. Niestety, zawsze i wszędzie nieco nieporządku, a brudu i błota niesłychanie wiele.
Ciekawe szczegóły podaje mi inżynier, rodem Prusak, o kanale, mającym łączyć basen Obi z Jenisejem. Skarży się on bardzo na nieudolność urzędów, przez które każda taka sprawa przedostać się musi. Nie tak prędko kanał ten będzie mógł począć funkcyonować. Cytuje mi fakt, gdzie oficer generalnego sztabu, delegowany dla zbadania pożyteczności budującego się kanału, nie miał nawet pojęcia o tem, co jest szluza!
Najzacniejsza, najpowszechniej ceniona osobistość Tomska, obok księdza Gromadzkiego, to doktor Orzeszko, lekarz więzień tutejszych. Ów Orzeszko jest to istotnie człowiek rzadkiej prawości, czystości uczuć i charakteru; opowiadają o nim setne historye, dowodzące, że to osobistość może jedyna w Syberyi, posiadająca absolutną popularność między najszerszemi kołami, bo między brodjagami, zbójcami-złodziejami. Jego nikt nie napadnie, jego nikt nie zaczepi, bo on dobrodziej, lekarz, który nietylko nie odmówi nigdy i nikomu porady, pomocy swej obecności, ale słowem pociesza, kieszenią własną jak może pomaga. Katońska natura, ciepłem katolicyzmu ogrzana. Dzieci kupa; żona nader miła i zacna kobieta.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Paweł Sapieha.