Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach/Rozdział XXVI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1891
Druk Wł. L. Anczyc i Sp.
Miejsce wyd. Warszawa — Lublin — Łódź
Tytuł orygin. Le Tour du monde en quatre-vingts jours
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXVI.

Nieprzewidziana przeszkoda.

Ocean to ocean, mówią Amerykanie, a te trzy słowa mogłyby służyć ogólnem mianem »grand trunk«, który przerzyna Stany Zjednoczone Ameryki w całej ich szerokości. W rzeczywistości zaś »Pacific rail-road« dzieli się na dwa oddziały: na »Central-Pacific« między San-Francisco i Odgen i »Union-Pacific« między Odgen i Omaha, tam się spotyka pięć linii kolei żelaznej, łączących Omaha z New-Yorkiem.
New-York zaś z San-Francisco łączy nieprzerwana wstęga metalowa długości najmniej 3786 mil. Między Omaha i Oceanem Spokojnym kolej żelazna przebywa okolice, zwiedzane często przez Indyan i Dzikich. Niegdyś, przy najbardziej sprzyjających warunkach, podróż z New-Yorku do San-Francisco trwała 6 miesięcy. Teraz ją można odbyć w 7 dni. W roku 1862, pomimo opozycyi deputowanych z południa, wymagających, by drogę torowano bliżej południa, szyny przełożono między 41 a 42 równoleżnikiem. Nieodżałowanej pamięci prezydent Lincoln naznaczył w Stanie Nebraska i mieście Omaha główne punkty nowej sieci kolejowej. Roboty natychmiast rozpoczęto i prowadzono z prawdziwie amerykańską energią.
Lokomotywa, posuwając się po szynach wczoraj położonych, przywoziła z sobą szyny jutrzejsze i pędziła po ich powierzchni w miarę ułożenia ich.
Oddział »Pacific« dzieli się na swej drodze na kilka gałęzi prowadzących do Stanów: Jowa Kansas, Colorado i Oregon. Opuściwszy Omaha, ciągnie się wzdłuż lewego brzegu rzeki »Platte« aż do początku północnej gałęzi, przebywa gałęź południową, posiadłości Laramie i góry Wahsatch; okrąża jezioro Sale, zjawia się w Lake-Salt-City, stolicy Mormonów, zapuszcza się w dolinę Tuilla, ciągnie się wzdłuż pustyni amerykańskiej, góry Cedar i Humboldt, Humboldt-river, i Serra-Nevada i spuszcza się przez Sacramento aż do oceanu.
Otóż tak długą była przestrzeń, którą pociąg zwykle przebywał w 7 dni i tym sposobem pan Fogg miał nadzieję, iż 11-go stanie w Liverpolu.
Wagon zajęty przez pana Fogg, miał formę długiego omnibusu, w którym po obu stronach stały ławki. Wnętrze nie było przedzielone przegrodami. Wagony połączone były platformami tak, że pasażerowie mogli przechodzić wzdłuż pociągu do wagonów-salonów, wagonów-restauracyi i do wagonów-kawiarni, pozostawionych do ich dyspozycyi. Brakowało tylko wagonu-teatru, który lada dzień Amerykanie urządzą.
Na platformach krążyli ciągle chłopcy z książkami i pismami, sprzedawcy trunków i cygar. O godzinie 7-mej wieczorem podróżni opuścili stacyę Oakland. Nadeszła noc, noc zimna, ciemna; niebo pokryło się chmurami, lada chwila miał spaść śnieg.
Pociąg dość wolno posuwał się naprzód. Z przestankami nie robiono więcej jak 20 mil na godzinę; pomimo to jednakże liczono na przybycie w oznaczonej godzinie do Stanów Zjednoczonych.
W wagonie zapanowała cisza, gdyż sen ogarniał pasażerów. Obieżyświat siedział naprzeciw inspektora policyi, ale nic do niego nie mówił. Stosunek ich po ostatnich wypadkach znacznie się ochłodził. Żadnej sympatyi, żadnej poufałości. Fix nie zmienił swego postępowania, a Obieżyświat zachowywał się względem niego zupełnie obojętnie, gotów przy najmniejszem podejrzeniu udusić swego dawnego przyjaciela.
W godzinę po odejściu pociągu spadł śnieg drobny, nie tamujący komunikacyi. Z okien wagonów widziano ogromną białą płachtę, na której kłęby pary wydawały się szarymi.
O godzinie 8-mej konduktor wszedł do wagonów i zapowiedział, iż godzina snu nadeszła. W kilka minut wagon zamieniony został w sypialnię. Ławki, zamienione w wygodne łóżka, a gęste firanki chroniły śpiącego od niedyskretnych spojrzeń. Białe prześcieradła i puchowe poduszki nęciły każdego i nasi podróżni ułożywszy się, wnet zasnęli, a pociąg całą siłą pary pędził do Stanów Kalifornii. Około północy podróżni zbliżyli się do Sacramento. Nie widzieli jednakże nic z tego miasta godnego uwagi, w którem przebywa władza prawodawcza Stanów Kalifornii, ani jego dobrze urządzonych przystani, ani ulic pięknych, ani wspaniałych hoteli, ani skwerów, ani pałaców.
O godzinie 7-mej rano przebyto stacyę Cisco. W godzinę później wagon sypialny na nowo powrócił do dawnego wyglądu i podróżni mogli z okien zachwycać się malowniczym wyglądem górzystych okolic Sierra Nevada.
Około dziewiątej przez dolinę Carson pociąg wsunął się do Stanów Nevady, jadąc ciągle w kierunku północno-wschodnim. W południe opuścił Reno, gdzie podróżni mieli 20 minut czasu, żeby zjeść śniadanie.
Potem pan Fogg, pani Aouda i ich towarzysze, wróciwszy do swych miejsc w wagonie, przyglądali się urozmaiconemu widokowi, jaki się przed ich oczami roztaczał. Obszerne łąki, góry zarysowujące się na horyzoncie, wszędzie bystre i pieniące się strumyki, duże stada żubrów pojawiały się często, tworząc ruchomą przeszkodę. Niezliczone trzody tych przeżuwających tamowały drogę pociągowi. Widziano tysiące tych zwierząt, pędzących przed lokomotywą, która wskutek tego zatrzymywać się musiała i czekać aż się droga oczyści.
Około trzeciej godziny dziesięć do dwunastu tysięcy żubrów zagrodziło drogę pociągowi. Lokomotywa, zmniejszając szybkość, próbowała przedostać się przez zwartą masę zwierząt, lecz daremnie. Widziano tych przeżuwających, tych buffalos, jak ich nazywają Amerykanie, stąpających spokojnym krokiem i wydających donośne ryki. Były to zwierzęta większe od byków europejskich o krótkich nogach i szyjach, o grzbiecie wypukłym, tworzącym mocny garb, o rogach rozdzielonych u dołu i długiej grzywie, pokrywającej głowę, plecy i szyję. Ani pomyśleć o wstrzymaniu tego pochodu. Gdy żubry raz wybrały sobie kierunek, nic ich nie zdoła zmusić do zmienienia tegoż.
Jest to fala z żywych ciał, której żadna tama nie powstrzyma. Podróżni wyszli na platformy i przyglądali się temu ciekawemu widowisku. Ale ten, komu najbardziej zależało na pośpiechu, Phileas Fogg, pozostał na swem miejscu, spokojnie czekając, aż się żubrom spodoba oswobodzić przejście. Obieżyświat był wściekły z opóźnienia, spowodowanego tem nagromadzeniem zwierząt. Chciał do nich strzelać z całego swego arsenału.
— Co to za kraj — krzyczał — zwyczajne byki ośmielają się zatrzymywać pociągi. Do licha! chciałbym bardzo wiedzieć, czy pan Fogg przewidział tę przeszkodę! A ci maszyniści, którzy nie mają odwagi puścić lokomotywę na te bestye.
Maszynista wcale nie próbował przebyć przeszkody i postąpił bardzo rozważnie. Lokomotywa zdruzgotałaby bez wątpienia kilka pierwszych żubrów, ale wkrótce zatrzymaćby się musiała, gdyż inaczej wykolejenie byłoby nieuniknionem.
Pochód żubrów trwał trzy długie godziny i szyny zwolnione zostały dopiero z nastaniem nocy.
O godzinie 8-mej pociąg przebył spadzistość Humboldt-Ranges, a o godzinie 9 i pół zagłębił się w posiadłości Utah, w królestwie dużego jeziora Sale, w ciekawy kraj Mormonów.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Verne.