Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego/20

<<< Dane tekstu >>>
Autor Teodor Tripplin‎
Tytuł Podróż po księżycu
Podtytuł odbyta przez Serafina Bolińskiego
Wydawca Nakładem Bolesława Maurycego Wolfa
Data wyd. 1858
Druk Drukiem Bolesława Maurycego Wolfa
Miejsce wyd. Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


20. Nieprzyjęty podarunek.

Jakim sposobem zmusiłem promienie słońca do zgęszczenia się w płyn, tego nikomu nie wyjawiłem, nawet doktorowi Gerwidowi, zbyt delikatnemu, aby mi się śmiał wypytywać o nię.
Umiejąc jednakże uczcić ciągle mi okazywaną przez kolegę mego przyjaźń i potém ze względu na dobro ludzkości, która powinna była korzystać z tak wielkiego odkrycia, spisałem jak najszczegółowiej tajemnicę wyrobu kropli życia i opieczętowawszy ją w dwanaście kopert, darowałem Lawinii, robiąc ją legatorką sekretu, w razie gdybym miał zejść nagle i niespodziewanie z tego świata.
Ta darowizna odbyła się uroczyście, w dziewiętnastą rocznicę urodzin Lawinii, w obec wielu zgromadzonych na świetną ucztę osób, którą nawet książe Wadwis, od pewnego czasu bardzo częsty gość doktora Gerwida, raczył zaszczycić swą obecnością.
Lawinii stanęły łzy w pięknych oczach, tak była rozrzewniona tym dowodem mego zaufania; po pierwszy raz w życiu nie umiała odpowiedzieć inaczéj, ależ co mogło być wymowniejszém w tej chwili, jak owe łzy dziewicy, widzącéj się depozytorką największego sekretu, jaki istniał na świecie.
Stary Gerwid także łzy osuszał pokryjomu i raz na mnie spoglądając okiem pełném serdeczności, drugi raz ośmielając Lawinię do odpowiedzi, zdawał się oczekiwać, że ta uroczysta chwila zrodzi jeszcze inną uroczystszą, stanowczą dla szczęścia mojego.
Lecz dziwna rzecz, Lawinia pozostała milczącą i dopiero przemówiła, gdy książe wielkorządca do niej się zbliżył i coś szepnął w jej ucho.
Lawinia rzekła słabym, drżącym głosem:
— Panie doktorze, zacny nasz i świetny przyjacielu! łzy których utaić nie mogłam, a nic spodziewałam się przelewać w tym dniu dla mnie uroczystym, są dowodem uczuć przejmujących mnie na ten dowód twego szacunku, objawianego w tak dostojnem i liczném gronie, mnie, zupełnie nieprzygotowanéj na takie wzruszenie. Ja mam być depozytorką tajemnicy najważniejszego odkrycia, ja kie zostało dokonaném może od stworzenia świata? nie mój przyjacielu, na to moje ręce za słabe, nie miałabym spokojności ani na chwilę, mniemając, że jestem w posiadaniu zdradzieckiéj puszki Pandory. Powierz raczéj tę tajemnicę całej ludzkości, żeby wszystkie istoty na księżycu mieszkające z niej korzystały, i sławiły cię jako istotę również szlachetną jak uczoną; lub jeśli się chcesz utrzymać przy przywileju tajemnicy, to ją każ zamknąć w granitowym bloku, którego całości strzedz będą szyldwachy samego najjaśniejszego pana. Mnie cięży ten ogrom odpowiedzialności nawet w téj chwili w mym słabym ręku, i dopiéro uschną łzy tak niespodzianie przelane, gdy go nazad przyjmiesz w twe dłonie.
Mówiąc to, Lawinia uchwyciła mnie za ręce, szczerze je uściskała i dopiéro je puściła, gdy w nich utkwił sekret opieczętowany dwunastu pieczątkami.
Nigdym tak bolesnego nie doznał wrażenia jak wtenczas, ani tak przykrego zawodu.
— Więc pójdę za radą twoją, o szlachetna dziewico, rzeknę zrywając jedną po drugiéj kopertę, i w tej uroczystéj chwili, w tym szczęśliwym domu, w którym ty oddychasz o aniele piękności i rozumu, ogłoszę całemu światu tajemnicę długowieczności przezemnie odgadniętą.....
— Nafirze, przebóg! co robisz! krzyknie Gerwid, wyrywając mi z rąk zapieczętowany jeszcze na pół tuzina pieczątek papier. Król ofiaruje ci dwa miljony złotych, wielką wstęgę orderu węża brylantowego i szmaragdowéj jaszczurki, i posadę ministra zdrowia publicznego za tę tajemnicę, będziesz jednym z pierwszych dygnitarzy kraju! ja tobie chowałem tę niespodziankę.
— Nie będę żadnym dygnitarzem przyjacielu Gerwidzie, źle przystoją dostojeństwa, tytuły i ordery synowi Eskulapa, którego największą powinno być roskoszą, oddawać usługi częstokroć z upokorzeniem graniczące, najuboższym swym bliźnim. Chrystus Pan był ubogim, strzechy nie miał swojéj i jedną tylko suknię, i nogi mył zdrożonym żebrakom: ja chcę pozostać ubogim i żebym nigdy nie był kuszonym urokami bogactwa i honorów, głoszę tu wszem w obec i każdemu z osobna, że promienie słońca zostały przezemnie uchwycone i zgęszczone.
— Nafirze! Nafirze! jeszcze jedno słowo, krzyknie padając mi do nóg doktor Gerwid, ciebie unosi rozpaczliwe, a mnie wiadome uczucie.
I przeskakując do mnie, potarł mi organa pamięci nad okiem zawarte jakimś ożywiającym płynem, od którego zaświeciło mi się w głowie tysiąc kandelabrów, a potem rzekł jakimś językiem, którym na księżycu nikt nie przemawiał:
— Serafinie! synu ziemi! jeśli zdradzisz tajemnicę, to cię zaklnę w imię Polski i rodziców twoich, i wrócisz na padół płaczu i boleści, na którym nie znajdziesz ani Lawinii ani Malwiny!!
Struchlałem, i na całem ciele zadrżałem, a w tej chwili Gerwid wydawał mi się wielkim i groźnym, jak Atlas noszący niebo na swych barkach.
Ukorzyłem się przed rozkazującą istotą, i na jego żądanie przysiągłem, że nie wydam tajemnicy, chyba za korzyści odpowiednie jéj wielkości, a do mego własnego rozporządzenia pozostawione.
I znów Gerwid jedném zażegnaniem oswobodził mnie od kandelabrów, świecących w méj głowie, to jest od pamięci przeszłości.
— Więc tobie dobry przyjacielu, powierzani tę tajemnicę, rzekłem ochłonąwszy z wzruszenia.
— A ja przysięgam uszanować ją, i chyba po twojéj śmierci, która może nastąpić nagle i nieprzewidzianie, tak jak niejednego zaskoczy, użyję jéj na korzyść Lawinii, dla której się zrzekłeś wszelkich korzyści, gdybyś nie zezwolił pójść za naszą radą i podczas swego życia nie chciał z niéj zrobić użytku.
Podczas kolacyi, która teraz nastąpiła, stary książę Wadwis nadzwyczaj wiele zajmował się panną Lawinią; taki urok wywierała ta młoda prześliczna osoba, że najstarsi ludzie i najmłodsze dzieci nie mogły patrzeć na nią bez doznawania owych sympatycznych wstrząśnięć, które najmiléj pobudzają sprężyny życia do działań. To téż sędziwy wielkorządca, który przed dziesięciu dniami ledwie dyszał i prawie dogorywał, teraz w widoku tylu piękna, życia i świeżości, czuł się do tego stopnia wzniesionym, że swych siedmdziesięciu lat, siwych włosów i wypierzonych lotek zupełnie zapomniał i na dobre mniemał, że jego gęste włosy w peruce i przyprawione sztucznie pióra do skrzydeł istotnie mu wyrosły z ciała.
Lawinie widać bawiły owe zaloty starego księcia, jakoś nie tyle tęskniła do rozmowy ze mną jak zwykle, a gdy się goście rozeszli, wyrzucała mi w słowach ani bardzo słodkich, ani téż wesoło figlarnych, że nie należało jéj robić wstydu w tak licznem gronie gości, owém powierzaniem sekretu zawartego w dwunastu kopertach.
— Czułam jak wszystkich oczy na mnie były zwrócone i mnie przenikały jak mieczami, jak mogłeś kochany przyjacielu wystawiać mnie tak niespodzianie na podobne wzruszenie?
— Komuż Prometeusz miał powierzyć promienie wiecznego słońca, jeśli nie najpiękniejszéj westalce całego księżyca? to był hołd oddany twym przymiotom, o cudna istoto!
— Ależ ja nie chcę pozostać wiecznie westalką, mój Nafirze.
— Ach tém lepiéj Lawinio, strzeżmy téj tajemnicy razem, korzystajmy z niéj razem, racz powiedzieć jedno słowo, a zezwolę być ministrem, rzeczywistym tajnym radcą zdrowia, dwumiljonowym panem i wielkim mistrzem wstęg i orderu wszystkich wężów brylantowych i szmaragdowych jaszczurek.
Upadłem przed Lawinią na kolana, która znowu zapłakała i drżącemi rzekła usty:
— Gdybym umiała rozkazywać sercu mojemu, ty byłbyś jego ideałem.
Domawiając tych słów, Lawinia czmychnęła przez otwarte okno na wysoki cedr Libanu i tam usiadła na samym wierzchołku, patrząc na ziemię, która z po za czarnych chmur nad widnokrąg księżyca wspaniale wschodziła.
Nie śmiałem polecić za nią na drzewo, bo na wierzchołku cedru zaledwie jedna osoba utrzymać się może.
— Gdybym umiała rozkazywać sercu, byłbyś mym ideałem!! Co znaczy taka odpowiedź? Więc mnie jednakże uważa godnym siebie, szanuje mnie, ale jeszcze mnie pokochać nie mogła..... Czyżby istotnie już kochała innego?... Czyby wzgardziła mą miłością, miłością wynalazcy eliksiru żywotności, a pokochała żołnierza o tem tylko przemyśliwającego, jakim sposobem zniszczyć życie ludziom, za to że lubią inne uczucia, inne myśli i inne barwy??...


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Teodor Tripplin‎.