Podróż więźnia etapami do Syberyi/Cześć czwarta/VII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Agaton Giller
Tytuł Podróż więźnia etapami do Syberyi
Wydawca Księgarnia wysyłkowa Stanisław H. Knaster
Data wyd. 1912
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Poznań – Charlottenburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VII.

Od sekciarzy przejdźmy do historyi Kazania i zanotujmy jeszcze kilka faktów bliżej nas obchodzących.
Car kazański Mahmet Amyn następcą swoim naznaczył Saib Gireja, brata Mahmeta Gireja krymskiego hana. Oddanie tronu kazańskiego księciu z domu krymskich monarchów, wzmacniało potęgę obu tatarskich państw, co przy wzmagającej się potędze Moskwy było aktem zdrowej polityki. W Moskwie panował podówczas wielki kniaź Bazyli, który w celu podtrzymania swego wpływu w Kazaniu, po śmierci Mahmeda Amyna, niedopuścił do kazańskiego tronu Saiba i przemocą jak i intrygą osadził na stolcu kazańskim wiernego sobie i zaprzedanego Szych Aleja, którego imię tyle raz powtarza się w historyi upadku Kazania.
Saib nie myślał ustąpić słusznych swoich praw, tembardziej, że posiadanie obu tatarskich państw przez członków jednej rodziny zapewniało znaczne korzyści i niweczyło zgubne wpływy Moskwy. Wkrótce też, bo w roku 1521, widzimy Saiba na czele Krymców wchodzącego do Kazania. Szych Alej umknął, szukając przytułku w przyjaźnej sobie Moskwie, a Saib osiadł na tronie.
Zaraz po ogarnięciu władzy Saib wspólnie z Krymcami, Nohajcami i Polakami przedsięwziął wyprawę na Moskwę. Z wojskami krymskiemi dążyli ku Moskwie Nohajcy i kozacy wysłani przez króla polskiego Zygmunta I. pod dowództwem znakomitego Daszkiewicza. Z Moskalami spotkały się sprzymierzone wojska nad Oką i zupełnie ich pobiły. Zwycięzcy prosto szli na Moskwę; w Kołomnie przyłączyły się do nich wojska kazańskie Saiba i znacznemi siłami oblegli Moskwę. Kazańcy, obok Krymców i Polaków pod murami Moskwy, mogli byli zniszczyć w zarodzie gniazdo rodzącej się potęgi niewolniczej i potwornej siły, i utrzymać moskiewski carat w bezsilności państw drugorzędnych. Wielki kniaź uciekł ze swojej stolicy, a Rosya cała, gdyby Mehmet lub Saib obdarzony był duchem Batego, wpadłaby znowu w tatarskie jarzmo. Lecz już podówczas niebyło pomiędzy Tatarami ducha, który im powiedział «świat zdobędziecie Duch ten przeszedł do Moskwy, a z niego przy Tatarach została tylko chęć łupieży i grabieży. Moskale ściśnięci, ocaleni tym razem, jak to często u nich bywa, przez pieniądze, zapłacili Tatarom znaczną kontrybucyą, z której, jak i z łupów oraz z upokorzenia nieprzyjaciela, zadowoleni, cofnęli się Tatarzy w swoje granice. Polska w wojnie z Moskwą, łącząc swe wojska z tatarskiemi, dowiodła, iż pojmowała w owym czasie dobrze kierunek swej naturalnej polityki; przeczuwała groźne dla ludzkości siły w Moskwie i wiedziała, gdzie szukać przeciwko nim sprzymierzeńców.
Zdradzony przez sprzedajnych Tatarów, Zygmunt w roku 1522 zawarł z Moskwą rozejm.
Wkrótce potem han krymski zabrał Astrachan, lecz tam prędko umarł. Była to chwila, w której państwa kazańskie, astrachańskie i krymskie mogły się złączyć w jedno potężne państwo. Lecz Saib nie był człowiekiem do wielkich rzeczy, w ogóle natenczas i potem jeszcze, niezjawił się pomiędzy Tatarami człowiek mocnej woli i głowy, któryby rozdzielone, słabe państwa sprzągł i nadał im organizacyą odpowiednią czasowi i potrzebie. Tatarska organizacja nigdy nie miała w sobie żywiołów życia i postępu. W ich historyi napotykamy wielkie imiona wojowników i zdobywców, lecz nieznajdujemy polityków i wielkich rządzców; wojownicy ich jak huragan spadali na narody, podbijali je i łupili, lecz nie organizowali i nad podbitemi narodami panować nie umieli. Długie ich panowanie w Moskwie tłumaczy się tylko ogromnem znikczemnieniem narodu i rozprzężeniem tego państwa.
Tatarzy, wracając do ducha ich organizacji, doszedłszy nagłym krokiem do potęgi i panowania, długo nie mogli utrzymać się na tak wysokim stopniu, a nie mogąc iść i rozszerzać się dalej, musieli nikczemnić i coraz bardziej pochylać się. W chwilach grożącego niebezpieczeństwa, nie zjawił się pomiędzy nimi ani jeden wielki człowiek, ani jedna myśl zbawienna.
Saib zadufany w zwycięztwie i upokorzeniu Moskwy, prędko zobaczył z nowem natężeniem odnawiające się jej intrygi i wpływy w «Kazanii»; kazał więc zamordować posła wielkiego kniazia i wszystkich Moskalów bawiących w Kazaniu. Bazyli nieodrazu zemścił się za obelgę i krzywdę, gdyż obawiał się, że Krymcy pospieszą Kazańcom z pomocą. Wpierw znaczną sumą pieniędzy zabezpieczył sobie neutralność Nohajców, a na Krymców podburzył kozaków i wplątał ich w wojnę, a sam zaczepił Kazańców, wysyłając pod ich stolicę w roku 1524 wielką armią pod dowództwem kniazia Bielskiego.
To oblężenie Kazania skończyło się ucieczką Saiba i traktatem zawartym przez nowego kazańskiego cara Safa Gireja, który przez wysłanych posłów swoich zapewniał w. kniazia o wierności swojej i o przymierzu.
W sześć lat potem z powodu podburzania przez Moskwę na hana ludów mu podległych i zbytecznego ograniczania jego władzy, Safa otrząsł się z protekcyi i przyjaźni moskiewskiej — w skutek czego nowa wojna wybuchła, a wojska moskiewskie obległy Kazań. Już przedmieścia były zdobyte, gdy Safa uciekł, a kniaź Bielski odstąpił od miasta. Następca Safy zaprzysiągł pokój i wierność Moskwie.
Takim sposobem utwierdzał się wpływ i przewaga Moskwy w Kazaniu. Jak potem w Polsce, mięszała się podówczas ciągle w sprawy wewnętrzne Kazanii; siecią intrygi ogarniała wszystkie czynniki jej politycznej działalności i sprzedajnością rozprzęgała piękne państwo kazańskich carów. — Zdrady, ciągłe bunty w Kazaniu, pędzące to państwo do niechybnego upadku, były dziełem Moskwy; — nareszcie nadeszła i ostatnia godzina dla niego. Iwan Groźny, który od samego początku swojego panowania ciągle kłócił, podburzał i najeżdżał kazańskie carstwo, sprowadził tę ostatnią już wyżej szczegółowiej opisaną chwilę; zdobywszy w roku 1552 Kazań, zniósł niepodległość jego państwa, a obszerne, aż po Ural ziemie przyłączył do Moskwy.
W rok po upadku Kazania, Tatarzy zerwali się do broni przeciwko moskiewskim najezdnikom; lecz usiłowanie to było cząstkowe, słabe, i znowu upadli sprowadziwszy dziką zemstę Iwana, który mordował jak rzeźnik nowych swoich poddanych. To powstanie pokonanem zostało przez wojewodę Groźnego, Daniela Adaszewa [1].
Kilka razy jeszcze potem Tatarzy kazańscy chwytali za oręż powstańczy, lecz zawsze napróżno. Upadli jako państwo, a jako naród nie mieli siły i znaczenia, więc też nieznaleźli w duchu swoim żywiołów ożywiających, — i stałe, długie, wytrwałe a rozumne dążenie do niepodległości nie mogło zapełnić kart historyi ich niewoli usiłowaniami wolności. Upadli zdaje się, aby więcej nie powstać, bo do reszty w niewoli stracili rozum publiczny, wyziębili miłość wspólnego dobra a idei ojczyzny nie rozwinęli, niezdatni są więc do poświęceń i do trudnej w jarzmie pod obcem panowaniem pracy dla wolności.
Kazań założony był w XII. wieku. Carstwo zaś kazańskie wyraźniej wynurza się i potężnieje w końcu XIV. wieku, lecz prędko wpadło pod wpływ moskiewski, bo już Bazyli, syn Dymitra a współczesny Witoldowi, pobił Kazańców i ściągnął z nich dań. Wódz Iwana III. Daniel Chołmski w roku 1468 pobił także Kazańców. Iwan III. pamiętny jest przez to, że wyjarzmił Moskwę, wyzwalając ją z pod zwierzchnictwa Złotej Ordy 1480, która wkrótce potem przez krymskich Tatarów została zupełnie zniszczoną. Roku 1487 tenże sam Chołmski zdobył Kazań, lecz dopiero, jak to wiemy, Iwan Groźny zadał mu cios stanowczy.
Historya kazańskiego państwa jest bardzo ciekawą; dotąd dokładnie spisanej nie posiada żadna literatura. Stósunek jej do Moskwy, szczególniej też nas, także przez Moskwę podbitych, interesuje z tego mianowicie względu, że daje nam poznać lepiej nieprzyjaciela i odsłania grunt, na którym praca sumienna, powolna podnieść może te ziarna separatyzmu, jakie dzieje za Wołgą zasiały. Studya historyczne, etnograficzne, lingwistyczne nad Tatarami i ludami fińskiemi, wiele przyczynić się mogą do zapłodnienia tego ziarna myślą politycznej egzystencyi ludów nadwołżanskich, — co nie będzie bez wielkiego znaczenia w chwili rozkładania się Moskwy, na pierwiastki, z których złożyła ją wola carska ku nieszczęściu narodów i ujarzmieniu człowieka. Czas tego rozkładu prędzej czy później nadejdzie, dobrze więc jest budzić samopoznanie się ludów i ludków podbitych przez Moskwę, co powinno być celem szczególnym starań polskich wygnańców i uczonych.
Zwróciwszy uwagę rodaków na ten przedmiot, prowadzę ich dalej za sobą. — Patrząc z zakratowanych okien odwachu na stolicę dawnych hanów, odtwarzałem w myśli dawną jej postać i myślałem o dziwnej kolei życia narodów i śmierci, i starałem się w smutku, jaki mnie coraz bardziej ogarniał, znaleźć choć jeden promień jasnej nadziei i znalazłem go, nie dla siebie, bo o sobie nie myślałem, ale dla Polski, w świętych słowach Chrystusa, który każe wierzyć i pracować. Wierzyć w Jego Opatrzność, w Jego sprawiedliwość i stawać się godnym Jego łaski.
Wiara pognębionego narodu powinna być czynną i silną, mistycyzmem, ascetyzmem i za nim idącą biernością powinna pogardzać. Wiara pognębionego narodu powinna się wyrażać ciągłą pracą i poświęceniem dla rodaków, ciągłem staraniem o chwałę Boga i o potęgę moralną własnej narodowości. Jak człowiek, który pragnie być zbawionym, żyjąc cnotliwie powinien wierzyć w zbawienie i królestwo niebieskie, tak samo i każdy członek podupadłego narodu, jeżeli chce niepodległości narodu, powinien żyjąc całkiem dla Boga i narodu wierzyć, iż naród wywalczy sobie niepodległość.
Smutek mój zamienił się w spokój!
Żal mi było Tatarów, chociaż historya ich imię jako drapieżców zapisała, żal mi ich było, bo widziałem ich pokonanych przez większych łupieżców i stałem na ich mogile. Byłem przecież spokojny, bo w smutnych rozmyślaniach o klęskach i upadkach nie utraciłem wiary w przyszłość Polski.
Dwa dni byłem w Kazaniu; 4. września wyprowadzili mnie z odwachu i przyprowadzili do murowanego więzienia stojącego pod górą forteczną, tutaj zastałem już rekrutów z ulicy Siennej przyprowadzonych i okutych aresztantów gotowych do pochodu. Wszyscy aresztanci dotąd mieli kajdany na nogach, tu zaś tych, którzy idą na osiedlenie z kajdan uwolnili, lecz za to ręce przykuli im do łańcuchów; ci, którzy idą do robót katorżnych, mają jak i poprzednio kajdany na nogach. Przyczepienie ręki do łańcucha uważa się za mniej dotkliwe niż kajdany — aresztanci przecież wolą podróżować w kajdanach, bo mają ruch swobodniejszy i nie są zależni od zdrowia, chęci, potrzeby innego; przytem w długich kajdanach, Paskiem w górę podciągniętych łatwiej jest chodzić niż przy łańcuchu, do którego dwunastu ludzi przyczepiają.
Tym, co podarli trzewiki (koty), płaszcze, dali w Kazaniu nowe ubranie a stare odebrali. Rząd troskliwie zaopatruje aresztantów kryminalnych po partyach syberyjskich w odzienie i okrywa ich nagość, w każdem mieście gubernialnem dają im nowy ubiór, jeżeli stary jest do niczego. Aresztanci zaś polityczni, a szczególniej do wojska posyłani, nie są tak często ubierani, a mnie nawet butów dać nie chcieli. Ujęta w ramę karabinów, ruszyła się partya za bębnem, którego głuchy odgłos rozlega się po ulicach Kazania. Przeszliśmy przez kilka niebrukowanych ulic, drewnianemi domami zabudowanych, i wyszliśmy na płaskie błonie. Okolica za Kazaniem jest równa, urozmaica ją dolina Kazanki i rzęd pagórków, między któremi tu i owdzie zielenią się ogrody i żółcą się drewniane wille kupców i urzędników kazańskich. Nie pamiętam nazwiska wsi, w której nocowaliśmy. Nazajutrz szliśmy przez okolicę jak talerz spłaszczoną, ogołoconą ze zboża i pustą. Widoki wszędzie szare, jednostajne. Na tej równinie położone jest wielkie sioło z cerkwią, nazywające się Archangielsk, w którym mamy dniówkę. Ludność jest zamożna, złożona w większej części z sekciarzy. Wieś po moskiewsku nazywa się «derewnia» — wieś z cerkwią nazywa się «siołem» a wieś, w której jest siedlisko gminnego zarządu «wołością Często się zdarza, że przez zapomnienie w rozmowie z Moskalami sioło nazywam derewnią i narażam się przez to na naukę i poprawiania; mieszkańcy siół gniewają się bowiem, jeżeli ubliża się ich gniazdu rodzinnemu przez nadawanie nazwy wsi, podobnie jak mieszkańcy naszych miasteczek, obrażają się, jeżeli kto przez pomyłkę lub umyślnie siedzibę ich nazwie wioską.
Przy wyjściu z Archangielska — gdy już żołnierze wszystkich aresztantów poprzyczepiali do łańcuchów i kłódki pozamykali, — ja jeden stałem na boku nie zakuty; podoficer więc wezwał mnie, ażebym podał moją rękę do zakucia, lecz nie zrobiłem tego, mówiąc, iż przez kilka etapów przeszedłem nie okuty, więc i tutaj bez niebezpieczeństwa dla siebie zrobić mi mogą folgę, o którą proszę, tembardziej, iż jestem strudzony i osłabiony. Podoficer niezważając na moje słowa podskoczył ku mnie, schwycił mnie za gardło i ciągnął do łańcucha; wyszedłem z cierpliwości, i cybuchem, który trzymałem w ręku, uderzyłem go kilka razy po ręku i twarzy. Puścił mnie i poszedł na skargę do naczelnika. Oficer pijany, kołysząc się na siodle i trącając uchem grzywę konia wyjechał przed partyę i przemówił do mnie w następny sposób: «Idziesz do wojska i powinieneś dawać przykład posłuszeństwa; tymczasem robisz awantury i bijesz podoficera. «Napisać raport» rzekł potem do pisarza «iż jest grubianinem, odebrać mu cybuch, którego używa jako broni, i przykuć do łańcucha Niechciałem dłużej opierać się i z obawy, ażebym nie został rózgami obity, pozwoliłem przykuć się do łańcucha, do którego już jedenastu zbrodniarzy było przykutych. Napisali raport, w którym przedstawili mnie jako awanturnika, zasługującego na najsurowsze obchodzenie się, odebrali mi cybuch i ruszyliśmy w drogę. Słaby, wlokłem się na łańcuchu ciągniony przez innych, którzy nieszczędzili mi klątw i przykrych wyzwisk.
Droga kręci się po zabrzeżu doliny; ziemia wydęła się i potworzyła małe wzgórza, trawa na nich już zżółkła; chmury ciągnące się po niebieskiem sklepieniu grożą nam co chwila deszczem — szare i czarne rzucają ponury cień na ziemię odartą z roślinności. W kilku tylko miejscach zielenieją zasiewy ozime, lecz nie rozweselają oka; szara barwa widoków do smutku skłania umysł i usposabia do melancholii. Wiatr wyjąc między drzewami, rzuca zeschłe trawy po polu, kręci niemi, wiruje i pędzi chmury wiszące tuż nad ziemią.
Zmęczony, z okrwawioną ręką od żelaznej obręczy, doszedłem do Arska, w którym mamy nocować. Arsk ma cerkiew, domy porządne i do 2,000 mieszkańców. W dawniejszych czasach była to forteczka, kilka razy wymieniona w historyi moskiewskiej, jako plac boju z Tatarami; wystawili ją kniaziowie Wotjaków, których Tatarzy, pokonali i nad ich narodem zapanowali.
Za Arskiem ciągnie się piękny i długi las — jesień ślicznie go wystroiła: na jednej gałązce wiszą liście różnokolorowe, czerwone obok żółtych, szare przy zielonych, wiatr je zrywa, buja niemi w powietrzu jakby motylami i zaściela ziemię. — Drzewa świerkowe ciemnemi pasami ciągną się wśród drzew liściastych i podnoszą malowniczą rozmaitość lasu. — Tydzień temu w tym lesie, z partyi uciekło 3 Czerkiesów: udawali chorych i zostawali się za partyą przy podwodach: skoro upatrzyli gąszcze, zerwali się z miejsca i w lesie zniknęli. Żołnierze zatrzymali partyę i puścili się w pogoń za uciekającymi, ale w gęstym lesie nie tylko końmi ale i wzrokiem nikogo dognać nie można; długo więc napróżno szukali, aż w końcu jeden z żołnierzy spostrzegł starego Czerkiesa przyczajonego przy grubym pniu, wokoło którego gęsto rosły krzaki. Starzec nie mógł w szybkim biegu wyrównać dwom młodszym swym towarzyszom, a nogi ściągnięte kajdanami, nieustannie plątały mu się w krzakach; zmęczony i bez sił padł pod drzewem, Przyczaił się, mając w Bogu nadzieję, iż go zasłoni przed wrogami. Spostrzegli go jednak, okrutnie zbili kolbami i pałaszami, i prawie nieżywego zawieźli do etapu. Dwaj inni szczęśliwie uciekli i wkrótce może uderzą czołem przed prorokiem gór Szamilem.
Za lasem w dolinach widnieją wsie tatarskie, nad któremi tu i owdzie wznosi się długa igła minaretu nadająca okolicy wschodni już charakter.
Domy Tatarów są obszerne, wyróżniają się większym porządkiem i lepszą architekturą, od domów moskiewskich chłopów. Tłumy przypatrują się aresztantom; pstre ubiory tych tłumów wyglądają jak las maku na zagonie.
Tatarki noszą długie suknie podobne do koszul koloru pąsowego, żółtego lub też granatowego, u dołu suknię zdobi falbana, a na piersiach wstążka obszyta złotemi lub srebrnemi pieniążkami; na głowach noszą chustki i czapki. Wiedzione ciekawością gromadnie wyszły na ulicę i wedle ojczystego zwyczaju ręką oczy zasłaniały. Tatarki pomimo tego, że nosy mają w osadzie spłaszczone, są dosyć przyjemne, a zdarzają się i bardzo piękne. Fizyonomie mężczyzn są dzikie, oczy czarne strzelają zawziętością i siłą woli; ciekawość ich niby obojętna, ma w sobie coś głupowatego.
Od Kazania tatarskie wsie częściej niż przed Kazaniem, napotykamy; w każdej znajduje się drewniany, ubożuchny meczecik. Między tatarskiemi wsiami rozsiadły się tu i owdzie wsie moskiewskich osiedleńców.
Dniówkę mamy we wsi Korduwanowie. W etapie tutejszym zastaliśmy Czerkiesa, o którym wyżej pisałem; przykuty do ściany na łańcuchu, leżał zbladły i wychudzony, jakby śmierci oczekiwał. Do zdrowia powoli przychodził, oficer wspaniałomyślnie ofiarował mu jałmużnę, z której nieszczęśliwy wyrwany z ojczyzny Czerkies utrzymywał się, oczekując na komisyę, która ma zjechać na śledztwo do Korduwanowa.
Oficer tutejszy, rodem Niemiec, raportu, przedstawiającego mnie jako awanturnika i grubianina, nie posłał dalej, napisany był bowiem bez sensu i po pijanemu, a cybuch kazał mi oddać. Chował na podwórzu małego niedźwiedzia, który wcisnąwszy się pomiędzy aresztantów, dał im powód do tysiąca pociech — karmili go, cieszyli się z jego figlów, obżarstwa, jednem słowem dniówkę wesoło spędzili i pieniędzy nie wiele wydali, wszystkie bowiem wiktuały, nawet kawony i melony sprzedawali nam Tatarzy bardzo tanio.
Korduwan jest ładna wieś, meczet wznosi się na górze, otoczony gankami i balustradą malowaną a minaret wysoko strzela w powietrze i daleko rozseła donośny głos muezina; ze wszystkich meczetów, które widziałem w państwie Kazańskiem, korduwański acz drewniany jest najwspanialszy. Wogóle świątynie kazańskich Tatarów, są bardzo ubogie, drewniane i nie odznaczają się piękną architekturą ani wewnątrz ornamentacyą. Gdy już zupełnie Tatarzy wynarodowią się, nie pozostanie ślad ich bytu w żadnej wspaniałej i wielkiej kościelnej ruinie, któraby przez wieki przypominała podróżnemu zmienność rzeczy ludzkich i życie Tatarów — historyczne. Tatarzy w Korduwanie są gospodarni, zamożni i lepiej ubrani niż w innych wsiach.





  1. Ten sam Adaszew wraz z synem w roku 1561 został przez Iwana Groźnego zamordowanym.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Agaton Giller.