Podróże Gulliwera/Część pierwsza/Rozdział V

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jonathan Swift
Tytuł Podróże Gulliwera
Wydawca J. Baumgaertner
Data wyd. 1842
Druk B. G. Teugner
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz Jan Nepomucen Bobrowicz
Tytuł orygin. Gulliver’s Travels
Źródło Skany na commons
Inne Cała część pierwsza
Indeks stron

ROZDZIAŁ V.

Autor, szczególnym wynalazkiem przeszkadza wtargnieniu nieprzyjacioł.

— Zostaje zaszczycony wielkim honorowym tytułem. —
Posłowie Króla Blefuscu przychodzą prosić o pokój.
— Pożar w pałacu Cesarzowej. —

Autor przyczynia się do ugaszenia pożaru. —
L

Lilliput oddzielone jest kanałem na 800 łokci szerokim, od Państwa Blefuscu, które jest wyspą na północ od Lilliputu położoną. Niewidziałem jej jeszcze, a przestrzeżony o blizkim z tamtąd na Lilliput napadzie, strzegłem się pokazywać z tamtej strony, obawiając się, żeby mię niepostrzeżono z okrętów nieprzyjacielskich, które dotąd żadnej o mnie niemiały wiadomości; bo od dawnego czasu, wszelkie związki między temi obudwoma państwami, jak najsurowiej były zakazane.
Odkryłem Cesarzowi plan mój ułożony na opanowanie całej flotty nieprzyjacielskiej, która podług doniesień wysłanych od nas szpiegów, stała w porcie, gotowa za pierwszym pomyślnym wiatrem wyjść pod żagle. Radziłem się najdoświadczeńszych żeglarzów dla zasiągnienia od nich wiadomości, jaka była głębokość kanału, a ci zapewnili mię: że na środku podczas najwyższego wezbrania morza jest siedmdziesiąt glumgluffs (to jest około sześć stóp miary Europejskiej) a w innych miejscach najwięcej pięćdziesiąt. Poszedłem sekretnie ku stronie północnej, naprzeciw samego Blefuscu a położywszy się za jednym pagórkiem, patrzałem przez moją perspektywę i ujrzałem flottę nieprzyjacielską z pięćdziesiąt okrętów liniowych i z wielkiej liczby statków przewozowych złożoną. Powróciwszy do domu, kazałem zrobić wielką ilość lin jak można najmocniejszych, także tyle szyn żelaznych. Liny były grubości szpagatu, a szyny długości i grubości drutów od pończoch. Liny powzmacniałem splatając trzy w jednę, i z szynami toż samo uczyniwszy końce ich jak haki pozakrzywiałem. Pięćdziesiąt takich haków umocowawszy do tyluż lin, powróciłem znowu do brzegów północnych, zrzuciłem obuwie, pończochy, suknie i wszedłem w morze. Z początku szedłem jak tylko mogłem najprędzej, potem na środku płynąłem może przez trzydzieści łokci, aż póki dna niedostałem. W mniej jak w pół godziny przybyłem do flotty. Nieprzyjaciele na widok mój przestraszeni, jak żaby z okrętów powyskakiwali i na ląd się schronili: sądzę, że ich było blizko 30,000. — Wtedy wziąłem moje liny, a zaczepiwszy hakiem za dziurę przodku każdego okrętu, wszystkie drugie końce lin razem związałem.

W czasie tego zatrudnienia, nieprzyjaciel grad strzał na mnie wypuścił, z których wiele padło mi na twarz i na ręce, i nietylko że mi ból sprawiały, ale i przeszkadzały w robocie. Najwięcej obawiałem się o moje oczy, które nieochybnie byłbym postradał, gdyby mi nieprzyszedł na myśl sposób, prędkiego zapobieżenia temu: miałem w jednej kieszonce okulary, które dobywszy, wsadziłem na nos jak mogłem najmocniej. Tak uzbrojony, jakby jakim szyszakiem, kończyłem dalej robotę, niezważając na grad strzał padających na mnie. Zachaczywszy wszystkie okręta, począłem ciągnąć, lecz nadaremnie gdyż stały na kotwicach. Czemprędzej przeto poprzerzynałem nożem wszystkie liny od kotwic, i po uskutecznieniu tego, pięćdziesiąt największych okrętów, bez żadnej trudności za sobą pociągnąłem.

Blefuskianie, którzy zamysłu mego bynajmniej niedociekali, zostali rownie zdziwieni jak przerażeni. Widzieli jak liny przeżynałem i mniemali, że myślałem puścić ich flottę na igrzysko wiatrów, alboteż jeden okręt o drugi poroztrącać: lecz gdy ujrzeli, żem całą flottę ciągnął za sobą, krzyczeli z złości i rozpaczy.

Gdym się już tak oddalił, że mię strzałami dosięgnąć nie mogli, zatrzymałem się nieco dla powyciągania tych które mi w twarzy i rękach tkwiły, poczem, zdobycz moją prowadząc, dążyłem do portu Cesarstwa Lilliputu.

Cesarz oczekując skutku przedsięwzięcia mego, stał na brzegu z całym dworem swoim. Widzieli z daleka zbliżającą się flottę, ale że byłem w wodzie po szyję, niepostrzegli że to ja ku nim ją prowadziłem, i Cesarz mniemał żem zginął, i że flotta nieprzyjacielska ciągnęła dla wylądowania: ale ta bojaźń wkrótce ustała; bo jak tylko dna dostałem, zaraz zobaczono mię na czele wszystkich okrętów, i usłyszano moje głośne wołanie: „Niech żyje najpotężniejszy Cesarz Lilliputu.“

Za mojem przybyciem, monarcha ten obsypał mię pochwałami i natychmiast mianował Nardakem, co jest największym honorowym tytułem w tym kraju.

Jego Cesarska Mość, prosił mnie potem, ażebym użył sposobów na sprowadzenie do portów jego wszystkich nieprzyjacielskich okrętów. Duma monarchy tego, podżegała go do opanowania całego Blefuscu, zrobienia go prowincyą swego cesarstwa, i rządzenia przez swego wice króla, a wygubiwszy wszystkich wygnańców Grubokońców, przymusić poddane sobie narody, do tłuczenia jaj z cieńszego końca, coby go do powszechnej monarchji przywiodło. Ale ja wielą uwagami, na polityce i słuszności gruntującemi się, usiłowałem go odwieść od tego przedsięwzięcia, i powiedziałem: że nigdy niebędę narzędziem do pognębienia narodu wolnego, szlachetnego i odważnego. Kiedy poźniej rzecz tę roztrząśniono w radzie, większa część poszła za mojem zdaniem.

Otwarte i śmiałe sprzeciwienie się moje polityce i zamysłom monarchy, tak go obraziło, iż mi tego niemógł przebaczyć. Dał to poznać na radzie w mowie swojej bardzo sztucznej. Powiadano mi, że wielu z radców rozsądniejszych, milczeniem zdanie moje potwierdzali, lecz drudzy, skryci moi nieprzyjaciele, niezaniedbali niechęci cesarskiej na zgubę moją użyć. Od tego czasu rozpoczął się szereg intryg między Cesarzem i związkiem wielu niechętnych mnie ministrów, które w przeciągu dwóch miesięcy wybuchnęły i o mało mię o zgubę nieprzyprawiły. Tak to mało u monarchów znaczą największe dla nich wykonane usługi, gdy po nich nastąpi wzbranianie się ślepego ich namiętnościom służenia.

W trzy tygodnie, po mojej sławnej wyprawie, przybyło uroczyste z Blefuscu poselstwo z propozycyą pokoju. Traktat został wkrótce zawarty pod kondycyami dla Lilliputu bardzo korzystnemi. Poselstwo było złożone z sześciu Panów, mających świtę z 500 osób, i trzeba przyznać, że wjazd ich był taki, jak wielkości ich monarchy i ważności negocyacyi przystało.

Po zawarciu pokoju, w czem wpływ mój nie był obcym, Posłowie, dowiedziawszy się o uczynionej przezemnie ich narodowi przysłudze, oddali mi ceremonialną wizytę: zaczęli od pochwał mego męztwa i wspaniałości; zapraszali mię imieniem swego monarchy do odwiedzenia jego królestwa, i nakoniec prosili ażebym im raczył pokazać próbę mej nadzwyczajnej siły, o której tyle zadziwiających opowiadań słyszeli. Zrobiłem o co prosili i zyskałem ich zupełne zadowolenie; poczem prosiłem, aby mi uczynili honor i oświadczyli moje najgłębsze uszanowanie Królowi Jmci Blefuscu, którego znakomite cnoty całemu światu były znane, objecałem także stawić się u tronu J. K. Mości, pierwej, niżelim miał do kraju mego powrócić.

W kilka dni potem prosiłem Cesarza Jmci, żeby mi pozwolił zobaczyć wielkiego Króla Blefuscu: na co bardzo oziembłe otrzymałem pozwolenie, a jeden z przyjacioł moich doniósł mi sekretnie, że Cesarz rozmowę moją z posłami za znak wiarołomstwa poczytuje. — Wtedy to po raz pierwszy, o dworze i ministrach powziąłem wyobrażenie.

Zapomniałem powiedzieć, że posłowie przez tłomaczów ze mną rozmawiali. Języki tych dwóch narodów bardzo są różne od siebie i każdy z nich wychwala dawność, piękność i moc swojego, sąsiedzki mając w pogardzie. Tym czasem Cesarz pyszny z przemocy nad Blefuscu, którą zyskał przez zabranie ich flotty, rozkazał posłom okazać swoje listy wierzytelne, i mieć mowy w języku Lilliputskim. Jakoż trzeba przyznać, że z przyczyny związków handlowych między temi dwoma państwami, z przyczyny wzajemnego zbiegów przyjmowania i zwyczaju Lilliputyanów posyłania do Blefuscu swej młodzieży, dla nabycia poloru i umiejętności; mało jest osób znacznych a mniej jeszcze kupców i żeglarzów, którzyby nieumieli obudwu języków. Tę wspólną znajomość języków, pomiarkowałem dopiero pare tygodni poźniej, gdy Królowi Blefuscu moje uszanowanie oddawałem, i okoliczność ta, wśrod mego nieszczęścia, przez złość nieprzyjacioł zdziałanego, stała się dla mnie bardzo szczęśliwą; o czem poźniej, na swojem miejscu wspomnieć nieomieszkam.

Czytelnik raczy sobie przypomnieć, że pomiędzy warunkami pod któremi wolność otrzymałem, były i takie, które tylko okoliczności mego położenia, przyjąć mię zmusiły. Godność Nardaka którą zaszczycony byłem, uwalniała mię od tego, i muszę oddać słuszność J. C. Mości, iż nigdy o tem niewspomniał. — Niedługo potem, miałem sposobność uczynienia J. C. Mości znakomitej przysługi. Jednego razu obudzony zostałem o północy krzykiem kilkuset mieszkańców pod drzwiami mieszkania mojego, co mię niemało przestraszyło. Słyszałem wielokrotnie powtarzane słowo burgum, a niektórzy z dworu cesarskiego przecisnąwszy się przez tłum, prosili mnie, żebym czem prędzej spieszył do pałacu, gdzie w pokojach Cesarzowej wszczął się pożar przez nieostrożność pewnej damy honorowej, która nad czytaniem jednego Blefuskiańskiego poematu usnęła. Natychmiast wstałem i udałem się do pałacu z jak największą ostrożnością, żeby kogo nie zdeptać w tem powszechnem zamięszaniu. Kiedy na miejsce przyszedłem zastałem już poprzystawiane do pokojów drabiny i niemałą liczbę wiader przygotowanych, ale woda była znacznie opodal od miejsca pożaru. Wiadra te były wielkości naparstka i chociaż lud biedny z wielkim pospiechem wody dostarczał, ogień jednak tak był gwałtowny że to nie wiele pomagało. Jabym łatwo ten ogień suknią moją przytłumił, ale na nieszczęście nie miałem na sobie jak tylko mój kaftan skórzany, a pożar tak się zaczął szerzyć, że wspaniały ten pałac nieochybnie zostałby w perzynę obrócony, gdyby mi, niepospolitą umysłu mego przytomnością, nieprzyszedł na myśl sposób prawie niezawodny. Wieczoru poprzedzającego piłem bardzo wiele wina białego, nazywanego glimigrin, które pochodzi z jednej prowincyi Blefuscu i bardzo pędzi urynę. Zacząłem więc operacyą tak obficie i tak zręcznie kierując na miejsca ratunku potrzebujące, że w trzech minutach, ogień ugasiłem i resztę tego pysznego budynku, który ogromne kosztował summy, od zupełnego zachowałem spłonienia.

Dzień zaczynał świtać, wróciłem więc do siebie, nieczekając na podziękowania cesarskie, zwłaszcza, że jakkolwiek przysługa moja niemałej była wagi, nie byłem pewny, jak rodzaj jej wykonania przyjętym zostanie. Podług praw krajowych, każden, jakiego bądź stanu, czyniący podobną nieczystość w obrębach pałacu cesarskiego, winien być śmiercią karany: z tej bojaźni wkrótce zostałem uwolniony przez posłańca cesarskiego, któren od tego monarchy przysłany został zdoniesieniem; że J. C. Mość rozkazał ministrowi sprawiedliwości wygotować podług wszelkich formalności dokument przebaczający. Ten jednak mnie niedoszedł, a wkrótce z boku dowiedziałem się, że Cesarzowa, niewymowną z postępku mego powziąwszy obrzydliwość, przeniosła się w najodleglejsze części pałacu, i postanowiła nigdy niemieszkać w pokojach, które śmiałem zmazać uczynkiem tak nieuczciwym i bezwstydnym, za co nawet, w obecności najpoufalszych dam swoich, zemścić się poprzysięgła. —



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jonathan Swift i tłumacza: Jan Nepomucen Bobrowicz.