[49]NOS I RĘKA.
Żył na twarzy nos nie mały,
Królem go swym nosy zwały;
Pół twarzy cieniem okrywał,
Siła tobaki zażywał
I godzien był wielkiéj chwały.
Ale gdzież bez przeciwnika
Znajdziesz proszę śmiertelnika?
„Niechbym to ieszcze komu ludzkiemu
Służyć musiała, mówiła ręka,
Ale to z nosem tym taka męka!
Co chwila podnoś tobakę jemu,
To do kiészeni to do nozdrzów biegaj,
Od guza zastrzegaj,
A ileż razy przyjdzie go ucierać!
Miły Boże!
Czyż już większego nic ręka nie może
[50]
Jak tylko nosa dozierać?
Jam dziełami sławna przecie
Na całym świecie.
Czekajże tylko dam ci się w znaki!“ —
Nie trudno było złośnicy
Z-iścić zamiar ladajaki;
Biédnemu zamiast tobaki
Podsunęła ciemierzycy.
Jak niezacznież nos nasz kichać,
Nadymać się, sapać, wzdychać,
Tak aż sąsiadki nad nim bolały;
Oczy rzewne łzy wylały,
Gęba gdyby warjat krzyczy;
A ta co wniosła cierpienie,
Schowawszy się gdzieś w kiészenie,
Szydząc ciężkie razy liczy
I śmieje się do rospuku.
Po długiém kichaniu, huku,
[51]
Ucichł nos nareszcie trochę
Lecz się rozpuchł, rozchorował;
Człek co mocno go żałował,
Przyniewolił rękę płochę
Że go na czas nie odbiegła,
Osłaniała[1] od much strzegła,
Choć drętwieje, bolą kości,
Służ nosowi Jegomości.
Czyż to choremu dogodzić?
To zawieje, to przyciśnie
Nie umyślnie,
Ani ułagodzić.
Klnie siebie ręka, wyrzeka
I mędrszą zostać przyrzeka.
Gdy chcemy bliźniemu szkodzić
I nas często zło ztąd czeka.