Lud czekający na swego Messyasza
Nie zwróci oczu na dziecinę małą
I do biednego nie zajrzy poddasza;
Mniema, że zbawcę, którego czekało
Tyle pokoleń, ujrzy ziemia nasza
Odrazu ziemską okrytego chwałą,
Jak na wojsk czele — niewiernych rozprasza;
Mniema, że wszystko będzie przed nim drżało,
Że nawet głowy ugną się książęce,
Zdając mu władzę nad światem... więc, jeśli
Usłyszy, że się narodził w stajence
I że mędrcowie dary mu przynieśli, —
Pyta ze śmiechem: „Jakto? ten syn cieśli
Ma rządy świata ująć w swoje ręce?”
Nawet ci wszyscy najwierniejsi ucznie,
Którzy do końca w swym mistrzu widzieli
Zbawienie świata i światłości jutrznię,
Gdy na śmiertelnej ujrzą go pościeli
Z przebitym bokiem przez żołdaków włócznię, —
Gdy, archanielskich nie widząc mścicieli,
Widzą jak zgraja wrogów się weseli
I jak swój tryumf święci teraz hucznie:
To i ci, z twarzą przerażeniem zbladłą,
Zwłoki w grobowe tuląc prześcieradło,
Zwątpią o prawdzie słów boskiego męża.
Trwożąc się w duchu, że wszystko przepadło..
A On tymczasem bez wojsk i oręża
Po swoim zgonie — idzie — i zwycięża.