Stepie daleki, stepie zielony,
Ach, otwórz mi się jak drogie ramiona...
Niechaj polecę, ja ptak uskrzydlony.
Niech się rozpłynę w ciszy twej, stęskniona!
Tu, przy mnie, blizko, stań brzozo płacząca,
Tu, przy mnie, bllzko, stań konwalio biała...
Niech się traw fala o pierś mi roztrąca,
Niechaj wiatr śpiewa, ja będę słuchała!
Nad głową nie chcę mieć nic, prócz błękitu,
Pod stopą tylko drobne, polne zioła...
Innego światła nie chcę, prócz gwiazd świtu...
Dajcie mi spocząć! — Niech nikt mnie nie woła!
Niech ja zapomnę, że gniotą mi duszę
Minione wieki posępną żałobą...
Niechaj zapomnę, że śpiewać wam muszę
Niechaj zapomnę, że muszę być sobą!
Zasłoń mi oczy, ty chmurko rozwiana,
Niech mi cień nikły dnia jasność omroczy,
Z oddechu kwiatów, z łez zdroju utkana,
Chmurko srebrzysta, ach, zasłoń mi oczy!
Niech ja nie widzę walk, pełnych goryczy,
Wyścigów poprzez stratowane duchy...
Niech ja nie widzę, jak brat bratu liczy
Chleba i serca mizerne okruchy...
Ciszo ty błoga, ciszo ty stepowa!
Owiej mi czoło skrzydłami lekkiemi...
Niech zmilknie ludzki gwar i puste słowa,
Niech ja usłyszę oddech matki ziemi...
Stepie ty wolny, o stepie szeroki,
Daj mi się skąpać w obszarach bez końca...
Niech w białe pióra uderzą obłoki,
Polecę na nich do Boga, do słońca!