[260]XXV. ANTONIO.
Cicho płonie zachód złoty,
W łunach ciągnie klucz żórawi...
Przy ognisku z kukurudzy
Słucham, co Antonio prawi.
Głowa drżąca, głos już głuchy,
Ale jaki gest szeroki!
Gdy zakreśli pole bitwy,
To od ziemi — pod obłoki!
Gdy zakreśli pole bitwy,
Widzisz — Włochy wygrać muszą!
Zaś potencja cała wroga
Ledwo że się wymknie z duszą.
A gdy wzniesie rękę drżącą
Do słonecznej skrawej tarczy,
Widzisz — lonty u harmaty,
Słyszysz palbę, jak gdzieś warczy.
Twarz spalona w żarach boju,
Nagie piersi, naga szyja...
— Chryste, jak on wąsy jeży!
Jak szczudliskiem swem wywija!...
— Stracił nogę? No, to stracił!
A co wygrał, to zostało;
[261]
Sam generał mu tę ranę
Wiązał chustką swoją białą!
Sam generał!... — Umilkł, patrzy,
Jakąś wielką ściga marę...
Dym, co obwiał pole bitwy,
Gryzie oczy jego stare...
I ja patrzę w zachód złoty
I w ciągnących klucz żórawi...
— Co wart Tacyt, co Swetoniusz[1],
Gdy Antonio stary prawi!
Czy z nich skrzeszesz jedną iskrę
Z tych, co jemu w oczach płoną,
Kiedy zwiesi głowę siwą
Na koszulę swą czerwoną?