[202]IV. POD OKIENKIEM MOJEJ IZBY...
Pod okienkiem mojej izby
Gaj zarasta laurowy,
— Jest czem wieńczyć piewców czoła,
Lecz do wieńca niema głowy.
Pieśń ci bije z nieba, z ziemi,
Wiekuista i wszechżywa;
Ale żaden tutaj pieśniarz
Wieńca laurów nie zdobywa.
Morze-wieszcz przepastnych głębin,
Co ma gwiazdy za słuchaczy,
Laur rzucony z pian swych strąca,
Nawet unieść go nie raczy.
W nieśmiertelnym jego hymnie
Jest krzyk życia, jęk konania;
Cały ból jest ludzkiej piersi,
Lecz bez sławy pożądania.
Wichr z rozwianym w chmurach włosem,
Ślepy gęślarz na gór szczycie,
Nie wie nawet, że za laury
Gdzieś w nizinach dają życie.
Pieśniom jego orły wtórzą,
Gdy je pęd po turniach goni...
[203]
Cóż mu laury? Gdzie jest wieniec,
Co mu górnej sięgnie skroni?
Nagle schodzi Noc i wznosi
Swą gwiaździstą lirę w ciszy,
Lecz kuszących szmerów lauru,
Wniebowzięta ani słyszy.
Ona śpiewa o tem słońcu,
Co zagasło i znów wskrześnie,
A po strunach lecą rosy,
A z rosami lecą pieśnie...
Lecą pieśnie na ugory,
Kwiat nadziei pęka, rośnie;
Przez sen ziemia drży i wzdycha
Ku dalekiej jakiejś wiośnie.
I to serce laurem gardzi,
Co tu tęskni, drży i śpiewa.
— Jedna tylko dobra gospa
Ma pożytki z tego drzewa:
W mamałydze liść ugniata,
Na krzewinach wiesza chusty
I uschniętą gałąź lauru,
Jak zwyczajne łamie chrusty.