A kiedy szczęścia braknie tobie,
Kiedy twe słońce już się zniża,
Nie kładź ty serca swego w grobie,
Nie syp mogiły mu w żałobie,
Nie stawiaj nad niem, bracie, krzyża!
Lecz od zachodu własnej zorzy,
Na wschód wszechżycia obróć lico;
Niech cię owieje duch ten boży,
Co wiecznie młody — młodość tworzy,
W nim żyj nadzieją i tęsknicą!
W nim żyj, z nim jednaj żądze swoje,
Rozepchnij własnej krąg istoty!
Poza twą spieką — świeże zdroje,
Poza twą klęską — nowe boje
I tryumf, światłem ducha złoty!
Rozwiej twe serce w siewnym pyle
Po cichych polach, w białych rosach;
Wskrześnij z martwoty w żywej sile,
Co płodnym czyni proch w mogile,
Weź wtór w wiosennych puszczy głosach.
Od życia swego błahej fali,
Co smętna mdleje gdzieś na piasku,
Pchnij łódź na głębię srebrnej dali,
Gdzie wieczny przypływ z hukiem wali,
Oceanowy przypływ blasku!
Nieskończoności wiew niech dmucha
W żagiel, napięty strzałą słońca!
Zerwij kotwicę swą z łańcucha,
Niech szumi nawa twego ducha
W poranny lazur mórz bez końca!
Weź w siebie burzę — ty, spokojny,
Weź płomień w zimną pierś wygasłą!
Idź na żołnierza wiecznej wojny,
Idź między hufiec duchów zbrojny
I dnia przyszłości weźmij hasło!
Zgubisz sam siebie? — stracisz mało,
Ból twój już boleć cię nie będzie;
W zamian za iskrę twą omdlałą
Weźmiesz w pierś duszę świata całą...
Zginiesz? — to zginiesz w wiecznym pędzie!