Pojedynek na tomahawki czyli Topór wojenny wykopany/3
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pojedynek na tomahawki czyli Topór wojenny wykopany |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 17.2.1938 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Ruth puściła cugle luzem i pozwoliła swemu koniowi pędzić zupełnie swobodnie. Rumak miał jeszcze w uszach huk strzałów i wrzaski wojenne wojowników, to też galopował bez wytchnienia przed siebie z dziewczyną uczepioną jego grzbietu.
Lecz dziewczyna zdawała sobie doskonale sprawę z powagi sytuacji. Rozumiała, że trzeba będzie jednak pokierować koniem, który wiedziony instynktem, może pocwałować wprost do obozu Sjuksów. Po pewnym czasie Ruth ujęła energicznie cugle i pewną dłonią zawróciła rumaka w kierunku przeciwnym do tego, gdzie znajdowały się namioty Czerwonoskórych. Cwałowała tak całą noc, mijając po drodze niewielkie gaje, rozrzucone po prerii, rzeczułki, skały i kotliny. Nad ranem koń zaczął zwalniać biegu, co bynajmniej nie zdziwiło Ruth gdyż rumak dokonał niezwykłego wyczynu, galopując całą noc bez przerwy.
Wkrótce po wschodzie słońca dziewczyna zatrzymała wierzchowca i puściła go na trawę. Sobie użyczyła niewiele wypoczynku, gdyż ciągle badała okolice, i horyzont, aby na widok choćby cienia obecności Indian skoczyć na siodło i pomknąć przed siebie.
Po kilku godzinach, gdy koń był już wypoczęty, dzielna amazonka znów znalazła się na siodle i znów rozpoczął się galop przez pusty step, na którym nie widać było ni śladu osiedla białych ludzi. Podróż Ruth trwała do zapadnięcia zmroku. Z nastaniem nocy dziewczyna powtórnie zatrzymała konia, puszczając go na pastwisko.
Ruth słaniała się z wyczerpania i, choć nie zamierzała zatrzymywać się na długo, po chwili, sama nie wiedząc kiedy, zasnęła na trawie snem sprawiedliwego.
Sen Ruth trwał zaledwie kilka godzin. Była głęboka noc, gdy dziewczyna została obudzona w dziwny sposób — poczuła jakieś wilgotne dotknięcie na twarzy... Ogarnęło ją przerażenie. W pierwszej chwili po przebudzeniu przebiegła jej przez głowę myśl, że to jadowity grzechotnik dotyka jej twarzy swą śliską łuską. Ruth, ogarnięta grozą zerwała się na równe nogi. W ciemnościach zamajaczył przed nią jakiś niewyraźny kształt. Z zapartym tchem dziewczyna oczekiwała ataku wroga ukrytego w ciemności, lecz po chwili, gdy oczy jej, zamglone snem, odzyskały bystrość, spostrzegła ze zdumieniem, że obudził ją jej własny koń, liżąc ją wilgotnym językiem po twarzy.
Co mogło skłonić wierzchowca do tak dziwnego postępowania? Pocóż koń zbliżył się do dziewczyny i usiłował ją obudzić? Ruth nadaremnie zastanawiała się nad tymi pytaniami, gładząc konia, którego zachowanie zdradzało dziwny jakiś niepokój. Zwierzę drżało na całym ciele i rzucało dokoła siebie przerażone spojrzenia...
— Biedny, wierny przyjacielu — rzekła dziewczyna, klepiąc delikatnie rumaka po grzbiecie — zgrzałeś się podczas szybkiego biegu, a teraz wiatr nocny przejął cię chłodem...
Nagle koń szarpnął się gwałtownie, zdradzając coraz wyraźniejsze oznaki śmiertelnego przerażenia. Ruth rozejrzała się dokoła i zmartwiała z przerażenia — w ciemnościach wśród prerii widniały jakieś niewyraźne cienie, które posuwały się bezszelestnie i złowrogo.
Były to wilki...
Ruth jednym skokiem znalazła się na siodle o koń pomknął przed siebie jak strzała, wypuszczona z napiętego łuku. Lecz straszliwe cienie nie zamierzały bynajmniej zrezygnować ze swej zdobyczy i rzuciły się w pościg. W ciemnościach połyskiwały złowrogo ich fosforyzujące ślepia.
Wkrótce dziewczyna stwierdziła z przerażeniem, że wilki zbliżają się coraz bardziej. Dzielny wierzchowiec był zbyt wyczerpany trudami ubiegłych godzin, by wytrzymać morderczy pościg zgłodniałych bestii.
Dziewczyna rozglądała się z przerażeniem, lecz znikąd nie mogła oczekiwać ratunku. Nagle przed dzielną amazonką ukazał się w pewnym oddaleniu las. Gdyby dotarła do niego — byłaby ocalona. Ukryta wśród gałęzi mogłaby ujść straszliwym kłom drapieżców prerii. Zachęcała więc konia do biegu pieszczotliwymi okrzykami, a dzielne zwierzę, rozumiejąc grozę położenia, wydobywało z siebie ostatki sił.
Ruth widziała przed sobą już wyraźnie widniejące w bladym blasku gwiazd, gałęzie drzew zbawczego lasku.
Niestety! Rumak zupełnie opadł z sił, a straszliwy pościg zbliżał się krok za krokiem. Wilki galopowały tuż po śladach konia, którego chrapliwy oddech świadczył o tym, że dobiega on kresu swych sił.
Wreszcie dziewczyna spostrzegła z przerażeniem, że kilka wilków wyprzedziło ją i zabiegło wierzchowcowi drogę. Krwiożercze bestie otoczyły swe ofiary kołem i Ruth musiała zatrzymać konia. Sytuacja była beznadziejna.