[260]POLAK BEZ RĘKI.
Pomoc dajcie mi rodacy,
Gdyż ogromny los mnie nęka,
Muszę żebrać — bo do pracy
Jedna mi została ręka
[261]
Ziomek nędzarz, bogacz bliźni
Głos błagalny do was wznosi,
Żołnierz wierny dla Ojczyzny
O jałmużnę ziomków prosi.
Porzuciłem Ojca! Matkę,
Porzuciłem żonę lubą,
Porzuciłem dzieci, chatkę,
Pogardziłem śmierci zgubą —
Biegłem, kędy bój wrzał krwawy,
Walczyć pod Ojczyzny znakiem;
Krew przelałem w polu sławy,
A dziś muszę być żebrakiem!
Zabrał sąsiad zły dostatki,
Wiatry z ogniem dom rozwiały:
Nie mam żony, brata, matki
W grób przed nędzą się schowały.
Mnie zawistny los tu gniecie,
Znoszę nędzę, urągania
I nic nie mam na tym świecie —
Prócz tej ręki do żebrania.
Bez nadziei, bez pociechy,
Tak pędzę życie tułacze,
[262]
Wzdycham do rodzinnej strzechy,
Lecz jej pewnie nie zobaczę!
Za mną w rodzinnem ustroniu
Może kto tam tęskni przecie,
Może kto i łzę uroni,
Smutne myśli śląc po świecie.
Kiedy wrzała wojna mściwa,
Kiedym z wrogiem staczał boje,
Czemuż kula litościwa
Nie trafiła w serce moje!
Byłbym zginął z bronią w dłoni,
Padł jak wolnym paść przystoi,
Dziś tułacza smutek goni —
Na ten sztylet nie mam zbroi.