<<< Dane tekstu >>>
Autor Klemens Junosza
Tytuł Posag bez panny
Podtytuł Humoreska
Pochodzenie „Przegląd Tygodniowy Życia Społecznego, Literatury i Sztuk Pięknych“, 1876, nr 22-24
Redaktor Adam Wiślicki
Wydawca Adam Wiślicki
Data wyd. 1876
Druk Drukarnia Przeglądu Tygodniowego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


III.

Będąc ciągle przedmiotem poszukiwań konkurentów, a następnie opuszczania przez nich, panna Ida wpadła w najgorszy rodzaj niedowiarstwa, jaki się pannie na wydaniu przytrafić może, to jest przestała wierzyć w możność znalezienia męża.
Tak często jej się zdarzało, że konkurent zjawiał się jedynie po to, ażeby jak najprędzej zniknąć, iż ile razy zjawił się jakiś nowy, zaraz mówiła sobie:
— Oho! i ten jegomość najdalej za tydzień czmychnie.
Nie myliła się przez czas dość długi, w końcu przecież musiała się omylić, gdyż inaczej byłaby nieomylną, co byłoby przeciwne dekretom synodów i wywodom ojców kościoła, które tylko Ojcu św. przemawiającemu ex cathedra, nieomylność przyznają.
Zjawił jej się konkurent, który daleko dłużej niż inni nie znikał.
Był nim pan Michał Goldfresser, znany pospolicie Michaszem.
Ojczyzną przodków jego była, jak wiadomo z Biblii, Mezopotamia, zkąd przed wieki wyszedł jego protoplasta Abraham i chciał po drodze swego jedynaka ofiarować Jehowie. Gdyby był onego czasu Jehowa przyjął tę ofiarę, nie byłoby nigdy na świecie Mosesa Goldfressera, który miał sklep z bławatnym towarem i norymberszczyzną i nie byłoby naturalnie jego syna Michasza. W Galicyi w ostatnich czasach między chrześciańskimi mieszkańcami szeroko rozpowszechniła się sekta, której wyznawcy twierdzą, że Pan Bóg chociaż najmędrszy, raz przecież w swojem życiu popełnił błąd, którego obecnie musi bardzo żałować, a mianowicie wówczas, gdy owej ofiary Abrahama nie przyjął... Ale to nie należy do rzeczy.
Moses Goldfresser bankrutował w swojem życiu aż trzy razy na towarze bławatnym i norymberszczyznie, co jest najlepszą wskazówką, że synowi swemu musiał pozostawić znaczny majątek i dobrze zaopatrzony handel. Raz nawet jakiś zbyt gorliwy sędzia śledczy powziął co do autentyczności jednego z bankructw Mosesa Goldfressera niejakie podejrzenia, i na zasadzie tych, naturalnie nieuzasadnionych podejrzeń, wezwał go przed siebie, ażeby go zapytać czy się czuje winnym, a gdy Moses, ojciec Michasza, zapewniał, że jest o swojej niewinności jak najmocniej przeświadczonym, spisał protokuł nakazujący tegoż Mosesa, właśnie z powodu zbyt silnego przeświadczenia, że nic nie zawinił, zaniknąć tymczasowo w areszcie.
Ale nie dobrze się wybrał ów pan sędzia. Przyjaciele Mosesa narobili natychmiast krzyku, że Moses jest prześladowany za swoje znane powszechnie przekonania polityczne. I wskutek tego hałasu został pan Moses wkrótce wypuszczony w tryumfie, ku wielkiej radości swoich przyjaciół.
Mosesa, którego areszt chwilowy stał się tym sposobem aresztem za politykę, wypuszczono natychmiast i zaczął on używać u współwyznawców swoich podwójnego szacunku, jako mąż, który cierpiał prześladowania za swoje przekonania polityczne, a więc jako męczennik idei.
Że tak było dziwić się nie trzeba, było to w Galicyi.
Odziedziczywszy po ojcu handel, Michasz uznał, że prowadzić go dalej nie ma potrzeby, że dla niego przeznaczoną jest wyższa misya, że on ma wyprowadzić ród Goldfresserów z pomiędzy handlującego pospólstwa i wprowadzić między arystokracyę.
Zbankrutował więc tylko raz, ale pod firmą „M. Goldfresser’s Nachfolger”, ażeby swemu osobistemu nazwisku nie czynić ujmy; bankrutując kontentował się nawet bardzo małym zyskiem, wynoszącym zaledwie 15 prc. na czysto, poczem zerwał zupełnie z bławatnym towarem i norymberszczyzną, przebrał się po cywilizowanemu, używane od dzieciństwa imię Berel zmienił na imię Michał, przyjął sobie metra do francuzkiego języka i do tańca, napisał parę korrespondencyi do Nowej Pressy, gdy go kto spytał jakiej jest religii, odpowiadał, że jest „konfessionslos” czyli „bezwyznaniowy“, i po drodze z handlarza na arystokratę, był sobie złotym młodzieńcem, tak jak inni bywają złotymi młodzieńcami po drodze z arystokratów na tureckich świętych.
Gogowie — to jest tak charakterystycznie nazwana złota młodzież nadpełtwiańskiego grodu — z ochotą go wpuścili w swoje szeregi. Michał pieniędzy chętnie pożyczał, a co do procentu żądał, żeby mu go tylko w połowie opłacali, — były to kwalifikacye aż nadto dostateczne, ażeby się dostać w szeregi Gogów, od których wkrótce młody Goldfresser otrzymał poufałe przezwisko Michasza, na pamiątkę niektórych odcieni charakterystycznych swojej wymowy, których mu zresztą za złe bynajmniej nie uważano.
Jak Michasz wyszedł na konkurenta panny Idy, warto w osobnym opowiedzieć rozdziale.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Klemens Szaniawski.