[19]Pozawczoraj i wczoraj.
Ballada.
I.
POZAWCZORAJ.
Gdy stary miecznik, groźny, doświadczony
W wielu potrzebach jak miecz wyszczerbiony
Zbudował dworzec modrzewiony wielki,
Musnął wąs — i rad był nad wyraz wszelki!
I z połowicą raz jeszcze w kościele
Odprawił złoty szlub — potem wesele
Prawnuka swego, śród rycerstwa wiela
I była huczna ciżba wśród wesela...
Były tam pany możne i cne w chwale,
Splendor Korony, Litwy, wdzięk niewieści
I był królewski wysłaniec, co w cześci
Z gratulacyami przybył okazale...
I pozawieszał Miecznik w wielkiéj sali
Czterdzieści wielkich konterfektów starych
Ojców, co w bojach za matkę padali,
Orłom proch kości powierzając szarych...
I powiódł miecznik wielkiém — świetném kołem
Polskiego tańca po ogromni sali,
Jak tęczy wstęgą — a z swéj blizny czołem
Pojrzał na ojców co się z ściany śmiali...
A był ród jego Chrobry i stateczny,
Co bolał każdą raną z swą ojczyzną
[20]
I ztąd mówiono — że jako świat wieczny,
Każden po Ojcu już się rodził z blizną!...
I gdy Pan Miecznik cały dwór zbudował
Jeszcze piwnicę na wino fundował,
Wielką — sklepioną — w niéj beczki zatoczył,
Ustawiał długo — aż się dzień zamroczył,
Potém przeżegnał z głębokiem westchnieniem,
Przypieczętował herbowym pierścieniem
I zamurować kazał dnia trzeciego,
Aż sto lat minie, czasu znaczonego —
I rzekł — to wnukom mojego prawnuka
Niechaj dojrzewa jak dziejów nauka,
A wieczór Silwę rerum gdy rozłożył,
Taki w niéj napis na końcu położył.
Jak wino w to co najświętsze się zmienia,
Tak niech wam życie cnota opromienia —
Lecz gdy (chroń Boże!) miałby wyrość który,
Co by postępkiem zdradnym, a wyrodnie
Skaził ten klejnot krwawy, co praszczury
Broniły życiem, lejąc krew na zbrodnie,
Niech czarnych zgryzot roztoczą go żmije,
Krew ojców niechaj win jego niezmyje,
Gdyby zapomniał, że ma tu Ojczyznę —
Niech mu to wino zmieni się w truciznę!...
Niedługo potém w Wielkanocnéj dobie
Pan Miecznik w Ojców położył się grobie,
Już go do boju surma nie przebudzi,
Aż trąba grzmiąca na sąd wezwie ludzi!
Wtedy Pan Miecznik, klejnot złotej księgi
Swą blizną błyśnie jako oczom wroga,
I wstanie jasny z sumienia potęgi
Swą appelacyą ponieść na sąd — Boga!
II.
WCZORAJ.
Trzeci paciorek na wieków różańcu
Spada we dłoni wszechmocnego Boga,
Krwawo minęły w dzikich bojów tańcu
[21]
W chwale narodu i pogromie wroga!
Pana Miecznika ród coraz w zasługi
Potężniał jasno — za każdą potrzebą,
I każden przodków chwały szereg długi
Pomnożył — idąc za ich kluczem w niebo!...
Aż przyszła czarna doba Targowicy
Choć, Baru, trzecim krew, odkwitła Majem,
Szatany skrzydła spętali orlicy
I naród rozdarł szatę za swym krajem!
Aż ci ku końcu na straszne dni sromu
Gdy trzy postronne sępy rozszarpały
Ziemię bezbronnych, bez chleba, ni domu
Pomordowały, albo w świat wygnały,
Wtedy wyrodził się jeden z Rodziny
Pana Miecznika — na hańbę spółbraci,
Co był — jak każden, kto w życia głębiny,
Nie spojrzy — serca długów nieopłaci...
Przez cudzoziemca chowan, bez rodzica
Zapomniał, życia używając chwilką
Że Austryacka exellencya tylko
Może tu zbłaźnić Polskiego szlachcica!
I kiedy kraj się szarpał śród rozpaczy,
Ku Bogu mrące wyciągając dłonie
I krwią, swych kajdan rdzę, co kroku znaczy,
Gdy szatan zasiadł mu na Ojców tronie;
Wtedy on strwonił w obczyźnie swe mienie
A imię ojców, najświętszą spuściznę,
Splamił przez podłe z wrogiem sprzymierzenie
I skaził rodną czoła swego bliznę —
I po rozbiorze kiedy kraj w katuszy
Ponuro zemstę śnił przy swych ogniskach,
A matki synów kołysząc do duszy
Wpajały pieśni o wielkich zwaliskach,
O chrobrych ojcach, mordowanych synach,
O wielkim Bogu co strącił szatany,
O dniu zmartwychwstań, gdy o jasnych czynach
W łby wrogów nasze strzaskamy kajdany,
Wtedy on — podły syn matki ojczyzny
Co się spać tylko w grobie położyła,
[22]
Żył z temi — co jéj zadali te blizny,
A których dłoni sprawą — jéj mogiła —
Wtedy On w dworze ojców modrzewiowym
Jak gad, z Niemcami uczty wyprawował,
Na wielkiéj sali z niemi biesiadował,
Żył tak, że hańby — nie zmyje krwi morze!
Aż dnia pewnego pod dworcem zgrzybiałym
W piwnicy pękła stara, zapomniana
Herbu pieczęcią oznaczona ściana
Z win starym skarbem, niewiadomym, całym —
I wbiegło wnuczę, wyrodne, zhańbione,
Do staréj pana Miecznika piwnicy,
Tam stały beczki pleśnią ustrojone
Nito siwizny mchem — w grobów ciemnicy —
I win prastarachprastarych, wystałe żywoty,
Co błogosławił Pan Miecznik przed wieki,
W życie — lub trucizn piekielnych zgryzoty
Jakby grzmiał jeszcze — głos jego daleki....
Wiwat! wykrzyknął blady młodzian głośno —
I furę Niemców zaprosił na łowy,
Potém na ucztę pijaną i sprośną
W dworzec prastary w dwór swój modrzewiowy!
A spadły kruki — i gawiedź pijana
Co gardzi zdrajcą — a święte spotwarza —
I młody dziedzic nalał z roztruchana,[1]
I Niemieckiego pił zdrowie Cesarza!..
A jeden z Niemców hrabiowską koronę
Włożył na czoło o dziedzicznéj bliźnie,
Zhańbił orderem — i rzekł na obronę
Żyj ty Niemieckiéj, twéj nowéj ojczyźnie!..
A w wielkiéj, staréj, przystrojonéj sali
Czterdzieści czarnych konterfektów starych
Ojców wisiało, co za kraj padali,
Orłom proch kości powierzając szarych!..
Lecz kiedy Hrabia wypił z roztruchana,
Czterdzieści twarzy wraz na ścianie zbladło,
Jak grzmot — czterdzieści konterfektów spadło,
O ziem! a młodzian — poszedł przed sąd Pana....
Upadł otruty w mękach i boleści,
[23]
A ręką tylko chwycił czoła bliznę,
I duch spodlony uleciał w bezcześci
Z wina — co Miecznik zaklął był w truciznę!
Skonał — a w sali jeszcze echo drżało,
Jak klątwa ojców co z ścian pospadali,
Rzucając brzuchy, sto Niemców się śmiało,
I mur popękał w Miecznikowéj sali —
Kto wrogom, w ojców zaprzedał się dworze,
Z czoła mu hańby nie zmyje krwi morze....
Niech mu Bóg ojców za matkę odpłaci
Pogardą wrogów — i przekleństwem braci!
(w Zakopaném 1860.)
|