[149]
PRAGNĘŁABYM POPŁYNĄĆ W DAL...
Pragnęłabym popłynąć w dal na fali,
Jak ta Ofelia szalona, w mirt przybrana.
[150]
A pieśni me płynęłyby mi w ślad
Falując, mknąc, jak te przeczyste wody
Wciąż dalej, dalej...
Lazurowe prądy
Jedwabiem fal spowiłyby me ciało,
Kołysząc mię do snu, jak to marzenie,
Tak cicho, cicho...
Wówczas, zbywszy woli,
Tonęłabym w spowiciu bez oporu,
Ze śpiewem, już zaledwie dosłyszalnym,
Nurzając się w błękitne, jasne wody
Wciąż głębiej, głębiej...
Potemby na fali
Pozostał dźwięk, nieznaczne, słabe echo
Mych pieśni tak, jak mrące przypomnienie
Prastarych klechd, śpiewanych bardzo dawno — —
W nich było coś z dymiącej krwi i smutku,
Lecz któż je zna? Ta pieśń rozgłośnie brzmiała
Tak dawno, dawno...
Potem zmilkłby oddźwięk,
Na fali wód w dal płynąłby już tylko
Zielony mirt, co ze mną wraz nie poszedł
Na dno... na dno... Hen mknąłby on, aż wreszcie
Dopłynąłby do cichych, modrych stawów —
Na wodnych tu bieg wstrzymałby lilijach.
Płaczące w toń schylałyby się brzozy
Żałobnych swych splecionych rąk żałobą;
Z nadziemskich sfer rosiłby na lilije
I na ten mirt, co rwałam go szalona,
Kojący spokój...