Graj, chłopcze, graj, niech żalą się twe struny,
Jak niewiast tłum, lejący łzy nad grobem.
Ja siebie sam opłakać nie mam mocy,
Bom próżen łez. Więc niechaj płacze harfa.
Graj, niechaj ja nie ginę niepłakany.
Graj, chłopcze, graj! niech śpiew dźwięczącej harfy
Zagłuszy głos, rodzący się w mej duszy:
Proroczy głos, przeczuciem niespokojny...
O! biada mi! dopuścił wielki Jahwe,
Że judzki Saul nawiedzon został duchem!
Niezwalczon był przez najzawziętsze wrogi —
Kto widział, kto, by drżała ręka Saula?
Kto widział, kto, by Saul uciekał z pola?
Lecz przynijdź, spójrz na Saula, jak po nocy
Wałęsa się w komnatach stu bez celu,
W komnatach, gdzie mieszkają mrok i pustka...
O! tam on skroń, brzemienną szałem, cisnąc,
Blednieje, drży i pada w proch na ziemię,
Lękając się swej myśli, jak potwora
I bojąc się swych własnych słów proroczych...
Nie jam je rzekł: To duch mi bezlitosny
Przez usta me wyroczne prorokował,
Że muszę ja... O, chłopcze, graj! nie dopuść,
By znów mię duch proroczy opanował.
Graj, chłopcze, graj i nie patrz tak na Saula!
Łagodne są te czarne twoje oczy,
Lecz na dnie ich śmiertelny wróg się czai...
Dlaczego mnie tak strasznie nienawidzisz?
Czem skrzywdził cię i kiedy Saul szalony?
— O nie mów, nie! Ja nie chcę odpowiedzi:
To władny duch przebudził się znów we mnie.
Zaczaruj go! zaczaruj go i spętaj,
Albowiem są bezsilne wszystkie klątwy —
Lecz harfy śpiew posiada moc nad duchem.
O nie graj mi zgiełkliwie, cicho zagraj!
Niech twoja pieśń, jak strumień płynie górski,
Co kruszy głaz najtwardszy cicho, zwolna.
Na sercu mem opoka — niechaj śpiew twój
Podmyje ją i w czarną przepaść rzuci.
Niech zepchnie w mrok...
Moj grajku ukochany!
Gdy do mnie strun przemawia słodycz cicha,
Gdy żali się ich srebrny dźwięk nademną,
Nie wierzę w to, co głos mi szepce w duszy,
Nie wierzę też twych wrogich ócz spojrzeniom.
Kto gra mi tak, nie może nienawidzieć.
I za cóż byś ty Saula znienawidził?
Czem wszystkie me zwycięzkie boje, chłopcze,
Przy twoich rąk najmniejszym, twórczym ruchu?
Umiałem ja zwyciężać Filistyny,
Tyś, grajku mój, mojego ducha przemógł.
Czy zazdrość ci korony szczerozłotej?
Purpury chcesz? władczego berła pragniesz?
O, wierzaj, jam szczęśliwszym był w dwójnasób
W ten cudny czas, gdy byłem trzód pasterzem
Na skłonach gór, na sinych połoninach.
Nie chylił się wysoki Saul, nie chylił,
Nie znało chmur spojrzenie jego jasne.
Hej, grajku, hej! Czy mógł też kto pomyśleć,
Że pasterz Saul prorokiem kiedyś będzie?
Tak graj mi, tak! Niech brzmi leciuchnie harfa,
Niech jęczy pieśń łagodnie niby dzwonki
Mych białych trzód... Lub niby górski strumień...
Jam prawie już zapomniał tej melodji.
W pałacu mym wciąż słyszę wrzawę inną,
W przeguby gór wyruszam tylko zbrojnie;
W rozgwarze walk szum gubi się strumieni —
Zagłusza go szalony trzask oręża,
Hejnały trąb — ranionych jęk — —
Co słyszę?
Ach czemuś ty uderzył pieśń bojową?
Precz z pieśnią tą! Tak nie graj mi! ja wiem już,
Dlaczego mnie tak strasznie nienawidzisz:
Ty, grajku, wiesz, żem ja z pasterza trzody
Ten posiadł tron, a tyś jest wciąż pasterzem.
A wszakżeś ty przewyższył mnie odwagą,
Zabiwszy w mig swą procą Filistyna.
Tyś dziecko, więc i oręż był dziecięcy!
Tyś może chciał nim wróbla upolować,
A zrządził Pan, żeś zabił nim Goliata.
O wiem ja, w czem zarzewie nienawiści:
W tem oto, żeś nie zdumiał mnie orężem,
Lecz śpiewem strun. Że trzymam cię w świetlicach,
Choć zgodnie z twem życzeniem — Świętym ogniem
Ty płoniesz sam, ilekroć poczniesz śpiewać
Przed władcą swym, przed królem królów. Żal ci
Szaleńca, żal, chociaż go mienisz wrogiem.
Wszak jam cię skuł, twą własną pieśnią spętał.
Jam władcą jest i duszy twej i ciała.
I duszy twej! — o tak, pasterzu smagły!
I jakoż ty powstaniesz przeciw władcy?
Dlaczego znów tak dziwnie patrzysz na mnie?
Spojrzenie twe podstępne, jak trucizna.
Trucizną więc chcesz walczyć z królem królów?
Trucizną — —? Ha! Więc sam ty raczej zginiesz!
Hej, gdzie mój grot? Przybiję cię do muru,
Przeklęta żmijo!... Grajku! dziecię moje!
Więc jesteś żyw? Na szczęście zboczył w locie
Żelazny grot... Jehowo! Boże wielki!
O, jakżem jest szalony i nieszczęsny!
Tu do mnie, hej! Wywiedźcie tego grajka!
Niech wyjdzie stąd sowicie obdarowan!
Już nigdy on nie będzie grał, ni śpiewał... — — — — — — — — — —
On będzie grał, lecz tu w pałacu — nigdy!
W tym chyba dniu, gdy tu na tronie siądzie...
Adonai! o, za co wieszczym duchem
Nawiedzasz mię? Dlaczego, wielki Boże,
Ostatnią mi obronę odebrałeś?
Adonai! O grajku, dziecię moje!
Ach gdzieżeś ty? Dawidzie! dziecko! gdzieś ty?
Czyż nigdy nikt już Saula nie pocieszy?