Prometeusz (Różycki, 1911)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Różycki
Tytuł Prometeusz
Pochodzenie Wybór poezyi
cykl Pieśń mojej duszy
Wydawca Towarzystwo Akcyjne S. Orgelbranda Synów
Data wyd. 1911
Druk Towarzystwo Akcyjne S. Orgelbranda Synów
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tomik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PROMETEUSZ.

Jam Prometeusz przykuty do skały,
Powrozem losów spętany boleśnie
Do ślizkiej grani, do lodowych zwałów,
Wiję się! Targam w konwulsjach męczarni,
Raniąc o zręby rozprężone ręce,
Które chcą siłą wyzwolić się z oków!
Targam się! Barki mi grają mocarne,
Pierś dysze lawą skłębionych płomieni,
Dusza się kurczy, serce drga tęsknotą!
Targam się! Wiję! A tam ponademną
Gościńców mlecznych srebrzą się zakręty
I gwiezdnych orgji skrzą się obłąkania
I widm księżyca płyną rozzłocenia,
W świetlne się wokół rozpryskując koła!
Prężę się! Targam! O gdyby módz skruszyć
Własnej małości zardzewiałe pęta,
Szyderczych losów poszarpać obręcze
I wzbić się w górę orłem szybowaniem,
Wplątać się w warkocz oszalałych komet,
Uderzyć piersią o tarczę błękitów

I wydrzeć niebu runo tajemnicy,
Skryte w chmur białych falujących kręgach,
W oddechach świtu i w złotej purpurze
Cicho uśnionych wiosennych zachodów,
A później wzbić się jeszcze wyżej, wyżej
I w słońca puklerz uderzyć skrą serca
I chwycić żagiew płonących strumieni
I grom pochwycić — a potem z tym gromem
Stanąć, jak demon, na najwyższym z szczytów
I w dół go rzucić — niech leci, niech warczy,
Niech z rykiem przemknie po płaszczyznach ziemi
I w drzazgi skruszy mdłe wiązadła świata
I w niwecz zetrze skorupę padołu,
Biczem orkanów, ogniem błyskawicy
Niech wali w ludzkość pijaną szaleństwem,
Niech wali w ludzkość, która gnije w kale,
I serca gasi na barłogach grzechu,
I ducha tarza w trzęsawiskach fałszu!
Wiję się! Prężę! Ramiona mi mdleją,
Serce drży krzykiem protestu i buntu,
Że źle, rozpacznie i ciemno wokoło,
Że prawd bezwzględnych zagasły kaganki,
Że wszystko dymem jest i czczem złudzeniem,
Zamiast być słowem, cudotwórczym Czynem!
Targam się, Wiję! Lecz co to?.. Lecz co to?..
Płacz jakiś słyszę, płynący zdaleka,
Płacz, w którym łkają wszystkie struny serca,
Jęk jakiś słyszę i psalmy pożegnań,
Którym na imię „Nigdy” i „Nazawsze”
I widzę krocie obłąkanych twarzy
I serc, trawionych gorączką tęsknoty
Za jasnym lądem wiecznego zbratania,
Za jasnym brzegiem wolności niezmiennej,
Któraby wszystkim otwarła sezamy
Radości życia i radości śmierci.
Prężę się! Wiję! O, tchu mi dodajcie,

Mocy choć trochę na jeden błysk krótki!
Nie chcę piorunów ciskać z wyżyn nieba,
Nie chcę ziać ogniem i trząść błyskawicą,
Lecz chcę w niziny! w niziny! w niziny!
By chwycić ludzkość w płomienne ramiona,
Przycisnąć mocno do piersi skrwawionej
I tytanicznym podrzutem cierpienia
Rzucić ją w samą twarz słońcu!







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zygmunt Różycki.