Prostaczek/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Prostaczek |
Pochodzenie | Powiastki filozoficzne / Tom drugi |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia »Czasu« w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wedle swego zwyczaju, Prostaczek obudził się ze słońcem, na zapianie koguta, którego, w Anglii i Huronii, nazywają trąbą dnia. Nie był on w tem podobny do wykwintnego towarzystwa, które barłoży się w próżniaczem łóżku aż słońce dokona połowy swego obrotu, które nie może ani wstać ani spać, traci mnóstwo godzin w tym stanie pośrednim między życiem a śmiercią i skarży się jeszcze że życie jest zbyt krótkie.
Zrobił już ze dwie lub trzy mile, zabił z trzydzieści sztuk zwierzyny kulą, poczem, wracając, zastał X. przeora Najśw. Panny z Góry i jego zacną siostrzyczkę przechadzających się w czepkach po ogródku. Pokazał im zdobycz, i dobywając z koszuli mały talizman który zawsze nosił na szyi, ofiarował go im w odpłatę dobrego przyjęcia. „To mój najdroższy skarb, dodał: upewniono mnie, iż będę zawsze szczęśliwy, póki będę nosił ten figielek na sobie; daję go wam, iżbyście byli zawsze szczęśliwi“.
Przeor i pannica uśmiechnęli się z rozczuleniem z naiwności Prostaczka: dar ten stanowiły dwa małe, dość licho odrobione portreciki, związane mocno zatłuszczonym rzemykiem.
Panna de Kerkabon spytała, czy w Huronii są malarze. „Nie, odparł, osobliwość tę mam od mojej mamki. Mąż jej zdobył to łupem, ograbiwszy paru Francuzów z Kanady, którzy toczyli z nami wojnę… To wszystko, co mi wiadomo“.
Przeor przyglądał się bacznie portretom; zbladł, ręce drżały mu ze wzruszenia. „Najświętsza Panno z Góry! wykrzyknął, toć to twarz brata mego kapitana i jego żony!“ Siostra, przyjrzawszy się portretom z równem wzruszeniem, orzekła to samo. Ogarnęło ich zdumienie, radość złączona z bólem; roztkliwili się, płakali; serce im biło, wydawali krzyki, wydzierali sobie portrety; kolejno brali je i oddawali sobie dwadzieścia razy na sekundę; pożerali oczami portrety i Hurona; pytali go, kolejno i naraz, gdzie, kiedy, jak, te portrety dostały się do rąk jego mamki; zestawiali, liczyli czas od chwili wyjazdu kapitana; przypominali sobie, iż mieli wiadomość że dotarł aż do ziemi Huronów i że, od tej pory, wszelki słych o nim zaginął.
Prostaczek powiedział im, że nie znał ojca ani matki. Przeor, człowiek wcale bystry, zauważył iż Prostaczek ma nieco zarostu: wiedział pewnie, że Huroni go nie mają. „Ma włosy na brodzie, jest tedy synem Europejczyka… Brat mój, wraz z żoną, nie dali znaku życia od czasu wyprawy na Huronów w r. 1669… Bratanek mój musiał być wówczas dzieckiem przy piersi. Mamka-huronka ocaliła mu życie i zastąpiła matkę“. Wreszcie, po setce pytań i odpowiedzi, przeor i jego siostra wywnioskowali, iż Huron jest ich rodzonym bratankiem. Uściskali go, lejąc łzy; Prostaczek zaś śmiał się, nie mogąc sobie wyobrazić, aby Huron mógł być bratankiem przeora z Dolnej Bretanii.
Towarzystwo zjawiło się niebawem. P. de Saint-Yves, który był wielkim fizyognomistą, porównał oba portrety z twarzą Prostaczka, poczem wywiódł bardzo bystro, że ma oczy matki, czoło i nos nieboszczyka kapitana, policzki zaś mają coś z obojga.
Panna de Saint-Yves, która nigdy nie widziała ani ojca ani matki, upewniała że Prostaczek zupełnie jest do nich podobny. Wszyscy podziwiali Opatrzność, oraz związki wydarzeń tego świata. Słowem byli tak przekonani, tak przeświadczeni o pochodzeniu Prostaczka, iż on sam zgodził się być bratankiem przeora, oświadczając iż nie ma nic przeciw temu pokrewieństwu.
Zgromadzenie udało się podziękować Bogu do kościoła Najśw. Panny z Góry, podczas gdy Huron, z obojętną miną, zabawiał się w domu butelką.
Anglicy, którzy go przywieźli, gotowi rozwinąć żagiel, przyszli mu oznajmić że czas w drogę. „Widocznie, odparł, nie odnaleźliście tu stryjów i ciotek… Zostaję… Wracajcie do Plymoth: daję wam wszystkie swoje manatki; nie trzeba mi już na świecie niczego, skoro jestem bratankiem przeora“. Anglicy odpłynęli, bardzo niewiele troszcząc się o to, czy Prostaczek odnalazł krewnych w Dolnobretanii czy nie.
Skoro wuj, ciotka i cała kompania odśpiewali Te Deum; skoro delegat jeszcze nadręczył Prostaczka pytaniami; skoro wyczerpano wszystko co może wyrazić zdumienie, radość, roztkliwienie, przeor z Góry i X. de Saint-Yves uchwalili corychlej ochrzcić Prostaczka. Ale z dwudziestoletnim dryblasem hurońskim była cokolwiek inna sprawa niż z niemowlęciem które się odradza bez jego świadomości. Trzeba go było oświecić, co zdawało się niełatwe: X. de Saint-Yves bowiem był przekonany, iż człowiekowi, który nie urodził się we Francyi, brak jest wszelkiego oleju w głowie.
Przeor zwrócił uwagę obecnych, iż, mimo że, w istocie, p. Prostaczek, jego siostrzeniec, nie miał szczęścia urodzić się w Dolnej Bretanii, posiada on wszelako dowcip wcale bystry; że wszystkich jego odpowiedzi można osądzić, iż, tak ze strony ojczystej jak macierzystej, natura hojnie obdarzyła go w tej mierze.
Spytano go najpierw, czy kiedy czytał jaką książkę. Odparł iż czytał Rabelego w przekładzie angielskim i parę urywków z Szekspira, które umie na pamięć; znalazł te książki u kapitana statku, który go przywiózł z Ameryki do Plymoth, i bardzo mu trafiły do smaku. Delegat nie omieszkał zadać mu parę pytań w kwestyi tych książek. „Przyznam się, odparł Prostaczek, iż domyślałem się tego i owego, reszty zaś nie rozumiałem zgoła“.
Słysząc to, X. de Saint-Yves zauważył że i on sam i większość ludzi zawsze czyta w ten sposób. „Czytałeś zapewne Biblię? spytał. Bynajmniej, księże proboszczu; nie było jej wśród książek kapitana… nigdy nawet o niej nie słyszałem. — Ot, jakie to ladaco, ci Anglicy! wykrzyknęła panna de Kerkabon; więcej im warta jakaś sztuczka Szekspira, plumpudding i butelka rumu niż cały Pięcioksiąg! Toteż nie nawrócili nikogo w Ameryce... To ludzie przeklęci od Boga: tylko patrzeć jak odbierzemy im Jamajkę i Wirginię“.
Na razie, sprowadzono z Saint-Malo najzdatniejszego krawca, aby ubrać Prostaczka od stóp do głów. Towarzystwo rozstało się. Delegat powędrował ze swemi pytaniami gdzieindziej. Odchodząc, panna de Saint-Yves odwróciła się kilka razy aby popatrzeć na Prostaczka: on zaś skłonił się jej niżej, niż dotąd komukolwiek w życiu.
Przed rozstaniem, delegat przedstawił pannie de Saint-Yves swego syna, drągala który świeżo opuścił kolegium; ale ledwie nań spojrzała, tak była zajęta dwornością Hurona.