Przebudzenie. Do wynajęcia/Część II/Rozdział X
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przebudzenie. Do wynajęcia |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze „Rój“ |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Karol Prochaska |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Józef Birkenmajer |
Tytuł orygin. | To Let |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Gdy Fleur wyszła z pokoju, Jon wlepił oczy w Austrjaczkę. Była to kobieta chuda o ciemnej twarzy i zakłopotanej minie, jaką tylko może mieć osoba, która podpatrzyła wszystkie odłamki szczęścia, oddalone niegdyś od niej przez los zawistny.
— Nie potrzeba herbaty? — zapytała.
Wyczuwając rozczarowanie w jej głosie, Jon mruknął:
— Nie... naprawdę... dziękuję...
— Mała szklanka... już gotowy... Mała szklanka i cygarety...
Fleur poszła sobie! Oto czekały go godziny zgryzoty i wątpliwości! W przykrem poczuciu niewłaściwego tonu uśmiechnął się i rzekł:
— Dobrze... dziękuję pani.
Przyniosła mu mały czajnik z herbatą, dwie filiżanki oraz srebrną papierośnicę na małej tacy.
— Może cukier? Panna Forsyte ma dużo cukier... ona kupuje mój cukier... i mojego przyjaciel... Panna Forsyte jest bardzo dobry pani. Ja bardzo cieszę, że mogę jej służyć. Pan jest jej brat?
— Tak — odpowiedział Jon, zapalając drugiego papierosa w swem życiu.
— Bardzo młoda brat — zasepleniła Austrjaczka z nikłym, trwożnym uśmieszkiem, który przypomniał mu merdanie psiego ogona.
— Czy mogę pani nałożyć cukru? — zapytał Jon. — I czemu pani nie usiądzie?
Austrjaczka potrząsnęła głową.
— Pański ojciec jest bardzo mila staruszek... najmilsza staruszek, jaka ja widziałam w życiu. Czy on jest już zdrowsza?
Słowa te spadły na Jona, niby jakiś wyrzut.
— Owszem, zdaje mi się, że się czuje zupełnie dobrze.
— Chciałabym go znowu zobaczyć — paplała Austrjaczka, kładąc rękę na sercu; — on ma taka dobra serce.
— Tak — odpowiedział Jon. I znów słowa te wydały mu się wyrzutem.
— On nigdy nie robi nikomu żaden przykrość, a uśmiecha się tak łagodnie.
— Tak?
— On patrzy na panna Forsyte czasem tak zabawnie. Ja opowiedziała mu mój cały historja; on jest taka sympathisch. Pański matka... ona jest bardzo miła i dobry?
— Tak, bardzo.
— On ma jej Photographie na swój toaletka. Bardzo piękny.
Jon haustem wychylił herbatę. Ta kobieta, ze swoją zafrasowaną twarzą, wyglądała jak mężobójczyni-recydywistka.
— Dziękuję pani — odezwał się. — Muszę już odejść. Czy mogę... czy mogę zostawić to pani?
Z pewnem wahaniem położył na tacy banknot dziesięcioszylingowy i podążył ku drzwiom. Posłyszał westchnienie Austrjaczki, więc wybiegł czemprędzej z domu. Miał jeszcze czas do odejścia pociągu, a przez całą drogę do Wiktorji obserwował kolejno twarze wszystkich przechodniów — jak to zwykli czynić ludzie zakochani — żywiąc nadzieję wbrew wszelkiej nadziei. Dotarłszy do Worthing, nadał swój bagaż na kolejkę lokalną, a sam zaczął iść poprzez Wzgórza do Wansdon, starając się marszem tym otrząsnąć z siebie bolesną swą niepewność. Póki szedł wartkim krokiem, mógł rozkoszować się pięknością zielonych zboczy, mógł, kładąc się dla odpoczynku na zielonej trawie, podziwiać urodę dzikiej róży i przysłuchiwać się trelom skowronka. Jednakże walka podniet wewnętrznych — tęsknota za Fleur i nienawiść oszustwa — jedynie pozornie przycichła, tlejąc jeszcze w głębi.
Gdy dochodził do starego kamieniołomu w Wansdon, nie czuł się lepiej na duchu niż w chwili, gdy wyruszył w drogę. Było to mocą i jednocześnie słabością Jona, że każdą sprawę ujmował jednakowo silnie z obu końców. Do domu doszedł akurat w chwili, gdy rozbrzmiewał pierwszy dzwonek na kolację. Rzeczy Jona, nadane koleją, już wniesiono na górę. Wykąpał się pośpiesznie i zszedł nadół, gdzie zastał Holly samą. Val pojechał do miasta i miał wrócić dopiero ostatnim pociągiem.
Od czasu, gdy Val poradził Jonowi, by spytał siostry, jaki był powód waśni rodzinnej, zdarzyło się rzeczy tak wiele — wyznanie Fleur w Green Parku, jej wizyta w Robin Hill, dzisiejsze spotkanie — że zdawało się, iż niema już o co pytać. Mówił więc o Hiszpanji, o swem porażeniu słonecznem, o koniach Vala, o zdrowiu ojca. Holly przeraziła go wzmianką, iż zdrowie ojca podobno przedstawia się nienajlepiej; przypuszczenie to wyraziła na podstawie dwukrotnej wizyty w Robin Hill. Ojciec wydał się jej niesłychanie osłabionym, niekiedy nawet zbolałym, jednakże stale wzbraniał się mówić o sobie.
— Ojciec jest ogromnie kochany i dobry... prawda, Jonie?
Jon, czując, że sam nie zasłużył na miano kochanego i dobrego, odpowiedział:
— Owszem! bardzo!
— Odkąd go pamiętam, zawsze był wprost doskonałym ojcem.
— Tak — odpowiedział Jon, bardzo ujęty za serce.
— On nigdy się nikomu nie narzucał i zawsze bywał dla wszystkich wyrozumiały. Nigdy nie zapomnę, jak podczas wojny burskiej pozwolił mi jechać do Afryki Południowej, kiedym zakochała się w Valu.
— To było jeszcze zanim ożenił się z mamusią, prawda? — zagadnął Jon nagle.
— Tak. A czemu o to pytasz?
— Eh, nic... Tylko czy to prawda, że ona była wpierw zaręczona z ojcem Fleur?
Holly odłożyła łyżkę i podniosła oczy, wpatrując się weń badawczo i ostrożnie. Co mogło być chłopcu wiadomem? Może wiedział tyle, że najlepiej byłoby wyznać mu i resztę? Nie mogła się zdecydować. Chłopak wydawał się znękanym i duchowo naprężonym, przytem jakby starszym... ale mogły to być skutki porażenia słonecznego.
— Coś takiego było istotnie — odpowiedziała. — Myśmy jednak byli zagranicą, więc nie wiedzieliśmy o niczem.
Nie była w stanie ryzykować. Tajemnica nie była jej, ale cudza. Zresztą obecnie nie umiała dobrze rozpoznać jego uczuć. Przed jego wyjazdem do Hiszpanji była przekonana, że chłopak jest zakochany... jednakie chłopcy są tylko chłopcami... a przecież upłynęło siedem tygodni — i to jeszcze zajęte przez pobyt w Hiszpanji.
Widziała, iż on zdaje sobie sprawę, że chciała go zbyć byle czem, więc dodała:
— Czy miałeś jaką wiadomość od Fleur?
— Tak.
Twarz jego w tej chwili więcej jej powiedziała, niż najlepiej opracowane wyjaśnienia. A więc on nie zapomniał!
Ozwała się bardzo spokojnie:
— Fleur jest bardzo powabna i wdzięczna, Jonie... ale... wiesz... Valowi i mnie niebardzo ona przypada do gustu.
— Czemu?
— Uważamy, że ma naturę nazbyt „władczą“.
— „Władczą?“ Nie wiem, co przez to chcesz powiedzieć... Ona... ona... — odtrącił talerzyk z deserem, wstał i podszedł do okna.
Holly wstała również i objęła go ramieniem.
— Nie gniewaj się, Jonie, kochanie moje. Chyba rozumiesz, że nie możemy wszyscy widzieć danej osoby w tem samem oświetleniu? Wiesz, ja sądzę, że każdy z nas ma jedną lub dwie osoby, które najlepiej wyczuwają, co jest w nas, i umieją to zużytkować. Dla ciebie, jak sądzę, taką osobą jest matka. Raz widziałam wyraz jej twarzy, gdy czytała twój list... był to wprost cudowny widok. Ona jest chyba najpiękniejszą kobietą, jaką widziałam... wiek nie miał na nią prawie żadnego wpływu.
Twarz Jona złagodniała, potem znów przybrała wyraz mroźny. Wszyscy... wszyscy spiknęli się przeciwko Fleur i przeciw niemu! Wszystko to tylko wzmacniało zew, jakim brzmiały słowa Fleur:
— Polegaj na mnie... bierz ślub ze mną, Jonie!
Tu, gdzie przeżył z nią ów czarowny tydzień, z każdą minutą rósł przemożny urok jej czaru, rósł w sercu ból, że jej tu niema, że brak jej obecności, przepajającej pokój, ogród, a nawet samo powietrze magiczną siłą. Czyż on będzie zdolny żyć tutaj i nie widzieć jej wcale? I zamknął się w swym pokoju, kładąc się wcześniej do łóżka. Nie uczyniło go to — w myśl przysłowia angielskiego[1] — „szczęśliwym, bogatym i mądrym“, ale przywiodło mu na myśl wspomnienie Fleur w jej fantastycznym stroju. Słyszał, jak nadjeżdżał Val — wyładowywano samochód, potem znów zapadła cisza nocy letniej — — tylko gdzieś daleko pobekiwały owce, a przelatujące lelki skrzeczały przeraźliwie. Jon wychylił się z okna. Chłodna tarcza księżycowa... ciepłe powietrze... ławice wzgórz, jakby srebrem zalane! Drobne istoty skrzydlate... szmer rzeki... pnącze szkarłatnych róż!... Boże!... jakże to wszystko bez niej było puste i bezduszne! Powiedziano w Piśmie świętem: „Porzucisz ojca i matkę i pójdziesz za — Fleur!“
Niechże mu wolno będzie zerwać się, pójść i powiedzieć im wszystko! Nie zdołają mu przeszkodzić, by ją poślubił... i nie będą chcieli mu przeszkadzać, gdy dowiedzą się o jego uczuciach! Tak! Trzeba pójść!... ośmielić się... i powiedzieć wszystko... Fleur nie miała racji!
Lelek przestał skrzeczeć, owce pomilkły. Jedynym głosem w ciemności był szmer rzeki. A Jon spał w swem łóżku, wyzwolony od najgorszego z życiowych nieszczęść — niezdecydowania!
- ↑ Early to bed and early to rise, makes a man healthy, wealthy and wise — kto wcześnie kładzie się spać i wcześnie wstaje, bywa szczęśliwy, bogaty i mądry. (Przyp. tłum.)