Przechadzka nad Gopłem

PRZECHADZKA NAD GOPŁEM.

O, jakie cudne dzisiaj to rano!
Noc już pierzchnęła, a tam rozsiano
Wraz rubinowe perły na wschodzie,
Byś większe hołdy oddał Przyrodzie.
Ona dziś mroźną dłonią rodziela
Śnieżne całuny na wonne ziela,
Och, i wiośnianą radość ci skłóci,
A jutro znowu ze snu ocuci
Zamglone niebo, zamarłą ziemię
I znowu zdejmie z piersi twej brzemię,
Które ci wylew pieśni tłumiło!
Twórcza Przyrodo! z jakąż to siłą
Pragnąłbym wdzięki twoje opieśnić,
I tak mą wiosnę, me życie prześnić!...

O, jakie cudne dzisiaj to rano!
Patrzcie, z rubinów siatkę utkaną
Przecina słońca promień złocisty
I blask przelewa w ten eter czysty!

Blaskiem już rozwiał sine mgieł duchy,
Blaskiem roztopił szronu okruchy —
Aniołów wiosny nic dziś nie spłoszy,
Toż więc zażyjmy razem rozkoszy,
Razem wychylmy czaszę nektaru,
Jaką nam poda wśród tego czaru
Postać urokiem pieśni owiana,
Pani goplańskiej fali — Goplana.

I wnet w tę stronę brać nasza bieży
I wnet się zjawia skroń »Myszej Wieży«
Na przeźroczystej niebios przestrzeni,
A przy jej łonie w olbrzymiej cieni —
Spoczęły dawne ojców cmentarze —
Niby w bojaźni, bo dłonie wraże
I namogilną ziemię naruszą
I proch ten święty w twarz nam rozprószą!
Niechże kalają tak nasze groby,
A my, odziani kirem żałoby,
Będziemy czaszką bawić się trupią
I wciąż patrzając, jak ci nas łupią,
Będziemy ssać z niej posilne płyny,
By myśli nasze zamienić w czyny.
Niechże kalają!... a w polskiej pieśni
Znajdą dziś tyle jadu rówieśni,
Że gdy uchwycą gęśl dłonią rączą,
Wnet z niej trucizny wrogom nasączą!...

I szliśmy brzegiem blizko a blizko,
A tuż przed nami sterczy grodzisko:
Kurhan niezwykły, kopiec wyniosły,
Zewsząd cmentarną trawą porosły,
A w krąg objęty ramieniem wody!
Nas on nie wabi wdziękiem urody,

Bo dziś mu zwiędły polnych ziół wieńce
I dzikich róż mu zgasły rumieńce,
A nowa szata jeszcze nie zsnuta,
Bo wiosna, ledwie z więzów wyzuta,
Nie zaczerpnęła tyle och! siły,
Aby odmłodzić stare mogiły!...
Więc nas urodą swoją nie nęci,
A jednak było w naszej pamięci,
Wypocząć sobie na jego łonie:
Myśl przebiegała przeszłości błonie,
I wnet spostrzegło duchowe oko,
Gdzieś poza mglistą, mroczną powłoką,
Żywe obrazy. Jakoweś tłumy
Przy Bojanowej odgłosie dumy
Niosą wśród grodziszcz ofiarne znicze
I stroją w kwiecie bóstwa oblicze.
Zewsząd brzmi raźno: »Łado, och! Łado!
Ty nas dziś chronisz przed tą zagładą,
Przed tymi więzy, w jakie lustrzany
Zimą ujęty pałac Goplany,
Dłonie twe świeże wianki rozpięły,
Gdzie prochy ojców w urnach spoczęły!...«

Więc to grodziszcze! więc przodki stare
Czynili tutaj bogom ofiarę
I prochy przodków w urnach grzebali!
My z namaszczeniem będziem patrzali
Na te omszałe naczyń ostatki,
I będziem łzami wilżyć te kwiatki,
Które więdnieją śród dawnych zgliszczy!
Czy nam kto wtenczas skarby te zniszczy?
Czy nam kto wtenczas rzec się ośmieli,
Że już w bezdennej giniem topieli,

I że nam wszystko poświęcić trzeba,
Aby uzyskać chociaż kęs chleba?...
My nie poświęcim uczuć dla zysku,
Lecz przy miłości świętem ognisku
Rozgrzejem dusze i serca nasze,
I do biodr swoich każdy przypasze
Miecz taki silny a taki płytki,
Że obronimy nasze zabytki!

I tak chcieliśmy na grobu szczycie
Wziąć za wyrocznię ubiegłe życie
I spytać urn się, czy nam klucz boży
Żelaznych kajdan zamki otworzy...
Tymczasem niebios modre namioty
Wnet się zmieniły w baldachim złoty,
Osłaniający słońca łożnicę,
A na powierzchnię wód topielice
Z liliowego wstały posłania,
Kryjąc się w srebrne fałdy ubrania,
Wabiącej pieśni zanucą zwrotki,
Aż oczarują umysł nasz wiotki.

Wzięliśmy czółno, by wszyscy razem
Za tym uroczym płynąć obrazem:
Nie trzeba było pracować wiosły,
Bo lekką łódkę Goplanki niosły,
A tak sunęły ją po krysztale,
Że ledwie zlekka trącone fale
Och! koralowej nie tknęły tkanki:
Niebiosa miały lice kochanki,
Co za wybranym tęskniąc młodzieńcem,
Płonie czystego żaru rumieńcem,
A chcąc zachwycić swymi go wdzięki.
Zrywa ku temu na łące miękiej

Wonne fiołki, białe lilie
I już weselne zwoje z nich wije.
Wiośnianych uczuć wraz ją iskierka
Do zdrojowego wiedzie lusterka,
A te wstydliwych licu korale
Nawet nie gasną w zimnym krysztale,
A ten ognisty zapał źrenicy
Nawet nie stygnie w mroźnej krynicy!
W Gopła zwierciedle gładkiem, szerokiem,
Niebo gwiaździstym patrzało wzrokiem,
A spiąwszy namiot nad grobem słońca,
Roniło krople pereł bez końca,
I ognia, którym chciało nas złudzić,
Nie mogło zimno wody ostudzić!

Staryśmy kopiec już pożegnali
I popłynęli dalej a dalej,
Przyroda wonną wabi nas ciszą
I łódź Goplanki zlekka kołyszą,
A gdzieś na świeżo zerwanej błoni
Dumka pasterki za wiosną goni!
Błogo nam — lubo! śród tego tchnienia
Zapomnieć można wszystkie cierpienia!
Lecz kiedy duch nasz tonie w uroku,
Tośmy ujrzeli w szarym obłoku
Znów dawien kurhan i nasze serce
Znów się tarzało w strasznej rozterce...
Och! kiedy nic nas więcej nie pieści,
Może zanucim wskutek boleści:
»Boże coś......!« — jednym oddechem.
I nam wtórzyły brzegi swem echem,
I wnet się w eter pieśń rozpłynęła,
Ale czyż władcę świata przejęła?!...

Zobacz też

edytuj


 
Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Kasprowicz.