Przygody na okręcie „Chancellor“/LI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Przygody na okręcie „Chancellor“
Podtytuł Notatki podróżnego J. R. Kazallon
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1909
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Ilustrator Édouard Riou
Tytuł orygin. Le Chancellor: Journal du passager J.-R. Kazallon
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LI.

24 stycznia. Gdzie jesteśmy? W którą okolicę Atlantyku tratwa została zapędzoną? Pytałem o to Kurtisa, ale odpowiedział mi niewyraźnie. Sądzi jednak, że zbliżamy się ku ziemi, a to podług notatek, w których zapisywał ciągle kierunek wiatru. Dziś cisza zupełna, na morzu jednak silna fala, dowodząca, że gdzieś na wschodzie była zapewnie burza. Tratwa psuć się zaczyna. Kurtis, Falsten i cieśla starają się, o ile im sił pozostało, utrzymać w całości rozpadające się cząstki. Po co się tem trudnią? Niech się rozpadną te deski, niech nas ocean już pochłonie. Po co walczyć z nim o to nędzne życie!
Męczarnie nasze dobiegły kresu, jaki człowiek wytrzymać może. Dalej już nie posuną się. Upał okropny, niebo leje na nas roztopiony ołów.
Pol zlewa nas tak, że łachmany nasze są zupełnie mokre, pragnienie wzmaga się. Nie — już nie mogę opisywać więcej tego, co czuję! Kiedy chcę określić nasze cierpienia — brak mi słów.
Ostatni środek ochłodzenia się, którego używaliśmy, został nam teraz zupełnie wzbronionym. Ani myśleć nawet o kąpieli, od czasu śmierci Jynxtropa — rekinów całe stada krążą naokoło tratwy.
Próbowałem dziś dostać trochę wody przez parowanie nad ogniem, ale pomimo całej cierpliwości doszedłem tylko do zwilżenia szmatki płóciennej, przyczem kubek blaszany, zniszczony poprzednio roztopił się do reszty, musiałem zaniechać całej roboty.
Falsten także upadł na siłach, przeżyje nas zaledwie o dni parę.
Chociaż podnoszę głowę, nie mogę go zobaczyć, czy się położył pod żaglami, a może już umarł. Jeden tylko Kurtis stoi na przodzie tratwy i patrzy!... Nie mogę sobie wyobrazić, jakim sposobem ten człowiek ma jeszcze nadzieję? Poszedłem na tył tratwy. Tutaj będę oczekiwał śmierci. Im prędzej ona nastąpi, tem lepiej. Nie wiem, ile godzin upłynęło...
Nagle usłyszałem wybuch wesołego śmiechu. Pewno znów który zwaryował.
— Łąka, łąka! drzewa zielone! karczemka pod drzewami! Prędko! prędko! proszę wódki! mięsa i wody po dukacie kropla! Zapłacę, bo mam złoto, mam, mam!
Biedny marzycielu! Za wszystko złoto banku angielskiego nie dostałbyś teraz wody.
Flaypol, który dostał obłędu, woła:
— Ziemia, ziemia jest tam!
Słowa te mogłyby wskrzesić umarłego. Podniosłem się z wielkim wysiłkiem i patrzę. Niema ziemi nigdzie! Flaypol chodzi sobie po tratwie i śmieje się. Śpiewa i daje jakieś sygnały wymarzonemu lądowi.
Wrażenia słuchu, wzroku i smaku odbijają się u niego podczas ataku mózgowego zupełnie jak gdyby w rzeczywistości istniały. Rozmawia z nieobecnymi przyjaciółmi. Zaprasza ich do oberży w Cardiff pod godłem Jerzego. Tam częstują się jałowcówką, wódką i wodą, która ich upaja! Widzę go, jak się zatacza, chwieje, wyśpiewując pijanym głosem. Zdaje się być w najwyższym stopniu spojonym. Pod wpływem obłędu przestał cierpieć, głód i pragnienie straciły nad nim swą władzę. Jakżebym chciał wpaść w stan podobny.
Czyż biedak ma skończyć na rzuceniu się w morze jak Jynxtrop? Zapewnie Falsten, bosman i Daoulas pomyśleli już o tem, a gdyby Flaypol chciał się zabić, nie pozwolą na to »z własną szkodą«. Wszyscy pozostali chodzą za nim, śledząc każde poruszenie. Jeżeli Flaypol zechce rzucić się w morze, nie dadzą go zjeść rekinom.
Stało się jednak inaczej. W jasnowidzeniu swojem Flaypol doszedł do tego stopnia pijaństwa, że, jak gdyby pod wpływem odurzenia wyskokowemi napojami, upadł na pokład i zasnął twardym snem.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: anonimowy.