Przygody na okręcie „Chancellor“/LIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Przygody na okręcie „Chancellor“
Podtytuł Notatki podróżnego J. R. Kazallon
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1909
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Ilustrator Édouard Riou
Tytuł orygin. Le Chancellor: Journal du passager J.-R. Kazallon
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LIII.

16 stycznia. Projekt zrobiony. Wszyscy go słyszeli, wszyscy go zrozumieli. Od kilku dni myśl ta stale zajmowała nas, ale nikt nie śmiał jej wypowiedzieć. Będziemy ciągnęli losy i podzielimy się tym, czyje nazwisko wyjdzie na końcu.
A więc niech i tak będzie. Jeżeli los mnie wskaże, wcale się na to żalić nie będę. Zdaje mi się, że Andrzej Letourneur proponuje wyłączenie panny Herbey. Jest nas jedenastu na pokładzie, każdy więc ma za sobą 10 szans, a jedną przeciw. Wyłączenie jednej osoby zmieniłoby cały ten stosunek. Miss Herbey zatem podzieli nasz los. Było już wpół do jedenastej, bosman, którego ożywiła propozycya Daoulasa, nalega, ażeby ciągnienie w tej chwili rozpocząć. Ma najzupełniejszą racyę, zresztą żadnemu z nas nie idzie o życie. Ten, kogo los wskaże, żyć będzie krócej o kilka dni, a może o parę godzin od swoich towarzyszy. Wiemy to doskonale i dlatego nikt nie lęka się śmierci. Bądź co bądź jednak na dzień lub dwa pozbędziemy się głodu i pragnienia. Nie wiem kto, ale zdaje się, że Falsten wypisał nazwiska na ćwiartkach, wyciętych z notatnika. Jedenaście imion rzucono. Umówiono się bez żadnych sporów, że ostatnie nazwisko wyciągnięte będzie ofiarą.
— Kto będzie ciągnął losy? Wszyscy się zawahali.
— Ja! — zawołał pan Letourneur.
Człowiek ten blady, wychudły, z siwemi włosami, spadającemi aż na ramiona, przeraża mnie swoim spokojem.
Ach, nieszczęśliwy ojcze! rozumiem cię. Wiem dlaczego chcesz ciągnąć losy! Twoje poświęcenie ojcowskie posuniesz aż do tego stopnia!
Pan Letourneur włożył rękę w kapelusz, wyjął bilet, rozwinął go i donośnym głosem przeczytał nazwisko, napisane na kartce, oddając je następnie wyszczególnionemu.
Pierwsze imię wymienione było Burkego, który wydał okrzyk radości, drugi Flaypol, trzeci bosman, czwarty Falsten, piąty Robert Kurtis, szósty Sandon, połowa imion już wywołana; moje dotychczas nie wyszło, pozostało mi więc cztery szanse dobre, a jedna zła. Odkąd Burke krzyknął, nikt z nas nie wymówił słowa. Pan Letourneur spełnia dalej swoje okropne zadanie. Siódme imię miss Herbey, która nawet nie drgnęła. Ósme imię moje, tak moje. Dziewiąte Letourneur.
— Który? — pyta się bosman.
— Andrzej — odpowiedział pan Letourneur. Andrzej usłyszawszy to, padł bez zmysłów.
— No, ciągnijże pan dalej — ryknął cieśla, Daoulas, którego imię wraz z imieniem pana Letourneur znajduje się dotąd w kapeluszu.
Daoulas spogląda na swojego współzawodnika jak na ofiarę, którąby chciał pożreć. Pan Letourneur uśmiecha się prawie. Wyciągnął bilet przedostatni, powoli rozwinął i spokojnym głosem przeczytał: Daoulas.
Ocalony cieśla odetchnął. Następnie pan Letourneur, nie czytając ostatniego biletu, podarł go w kawałki. Na jednym z nich, który poleciał aż w głąb tratwy, wyczytałem: And...
Pan Letourneur rzucił się ku mnie i wyrwał mi gwałtownie z rąk ten świstek, skręcił go w palcach, spojrzał na mnie poważnie i cisnął w morze...






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: anonimowy.