Przygody na okręcie „Chancellor“/XXX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przygody na okręcie „Chancellor“ |
Podtytuł | Notatki podróżnego J. R. Kazallon |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1909 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Ilustrator | Édouard Riou |
Tytuł orygin. | Le Chancellor: Journal du passager J.-R. Kazallon |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
7 grudnia (dalszy ciąg). Nowy statek unosi nas, zatonąć on nie może, bo sztuki drzewa, z których jest zbudowany, zawsze wypłyną na wierzch, ale czy się nie rozpadnie, gubiąc rozbitków schronionych na nim?
Z dwudziestu ośmiu osób, które zabrał »Chancellor« z Charlestonu, dziesięć już zginęło.
Jest nas osiemnastu na tratwie, tworzącej nieforemny czworobok, mający około czterdziestu stóp długości i 20 szerokości.
Oto nazwiska wszystkich, co ocaleli z »Chancellora«:
P. Letourneur z synem, Falsten, miss Herbey i ja, z podróżnych: kapitan Robert Kurtis, porucznik Walter, bosman, gospodarz statku Hobbart, kucharz Jynxtrop, cieśla Daoulas, siedmiu majtków: Austin, Owen, Wilson, O’Ready, Burke, Sandon i Flaypol.
Czy niebo już dość nas doświadczyło od czasu, kiedyśmy opuścili brzegi Ameryki?
Najwięcej nawet mający ufności tracą już nadzieję. Dajmy jednak pokój przyszłości i, zajmując się tylko obecną chwilą, skreślimy dalej wypadki tego dramatu, w miarę jak się będą rozwijały. Znamy już podróżnych, poznajmy teraz, jakie pozostały środki ratunku.
Robert Kurtis zdołał wyładować tylko to z żywności, co zostało uratowane ze spiżarni przed wtargnięciem wody na pokład.
Żywności tej jest bardzo mało, jeżeli zwrócimy uwagę, że jest nas 18 osób i może sporo czasu upłynie, zanim dostaniemy się do lądu.
Beczułka sucharów, beczułka mięsa, baryłka wódki i dwie beczki wody, oto wszystko, co zdołano ocalić.
Od pierwszego więc dnia będą wydawane zmniejszone porcye. Ubrania zapasowego nie mamy. Kilka żagli posłuży nam za przykrycie i schronienie.
Narzędzia cieśli Daoulasa, sextant, mapa, scyzoryki, rondelek i blaszany kubek, z którymi O’Ready ani na chwilę nie rozstał się; oto wszystko, co mam pozostało.
Wszystkie skrzynie, umieszczone na pokładzie i przeznaczone do złożenia na pierwszej tratwie, spłynęły podczas zanurzenia się okrętu, później zaś nie było już możebnem dostać się do wnętrza statku.
Tak się przedstawia nasze położenie. Jest ono ciężkie, ale nie rozpaczliwe. Na nieszczęście obawiam się, czy nie zabraknie nam siły moralnej jednocześnie z energią fizyczną.
Zresztą jest kilku pomiędzy nami, których złe skłonności trudno będzie opanować.