Przysłowia i zwyczaje gospodarskie/Styczeń

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski,
Kajetan Kraszewski
Tytuł Przysłowia i zwyczaje gospodarskie
Pochodzenie J. I. Kraszewskiego Kalendarz Gospodarski
na Rok Pański 1870
Wydawca Józef Ignacy Kraszewski
Data wyd. 1870
Druk Józef Ignacy Kraszewski
Miejsce wyd. Drezno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
STYCZEŃ.
Januarius.
Czeski Ledeń, Małorus. Sieczeń, Chorw. Sieczeń.
Ma dni 31.

Z dniem każdym stary świat nasz schodzi do grobu, co żyło i święciło się przez długie wieki zapomina, co było obyczajem staje się śmiesznością prawie, tradycje opadają zwolna na dno społeczeństwa, tulą się po ubogich chatach... i niepostrzeżone uchodzą. Przecież obyczajem i tradycjami różnią się od siebie ludy, one stanowią ich fizjognomję moralną, nadają im wdzięk, cechują charakter, i dla czegożby choć pamięć o nich i po nich zachować się nie miała? Jest to spuścizna przeszłości droga dla dzieci, bo w téj sukni w któréj ona chodziła jeszcze się zachował jak gdyby wycisk jéj postaci.
Dzisiejszy obyczaj inny, żywot wielce różny, myśl odmienna, ludzie się rodzą z inną krwią, duchem, sercem i pragnieniem. Ale ilekroć poezji serce ostygłe zapragnie, wracać po nią trzeba do krynicy, do staréj urny grobowéj pamiątek; bo dzień dzisiejszy ma twardą pracę na dłoni namulanéj, rachubę w głowie i troskę na sercu.
Zbierajmy więc z pamięci jak to tam dawniéj bywało.
Nie znajdziemy w niéj od razu wszystkiego, ale jeśli Bóg da życie, w każdym roku coś zapomnianego da się na ten różaniec wspomnień nanizać.
Oto Nowy Rok. Nigdy może nie troszczono się tak namiętnie odgadywaniem z niego, ba i z najrozmaitszych innych prognostyków przyszłości... Prorokowała Wigilja N. Roku jakie miało być lato przyszłe, prorokował dzień pierwszy z czém tajemniczy młodzian przychodził. Kto mógł jechał na łowy w wigilją, aby z polowania wróżyć o szczęściu myśliwskiem i powodzeniu zamiarów. Wieczoru Sylwestrowego nie obchodzono u nas chyba modlitwą dziękczynną za łaski w ciągu roku od Boga doznane; obyczaj to nowszy i dzisiejszy ucztować w uroczystéj chwili.
Z rana w dzień Nowego Roku gromadziła się czeladka i rodzina około głowy sędziwéj, ojca a pana, winszowali wszyscy, składali życzenia, ściskano się wzajemnie, nie obywało bez płaczu. Wieśniacy, starszyzna gromady, przychodzili z kurą, z ręcznikiem, z bułką chleba i oracją, obsypywali jegomości i jejmość wszelakim zbożem, aby rok był plenny a obfity.
Z tego roku nowego wróżono wiele, mówiono sobie:
Nowy Rok pogodny, zbiór będzie dorodny; albo: jakim pierwszy, drugi ćmi, takie Sierpnia, Września dni.
Na nowy rok jasno, i w gumnach ci będzie ciasno.
Daléj jeszcze: Stary w nogi, Nowy Rok na progi.
Nowy Rok, nie patrz w bok, to jest, pogódź się ze wszystkiemi i zapomnij urazy.
Była to pora sąsiedzkieh kuligów, zabaw hucznych, pląsów młodzieży, wszelakiego wesela... zapusty się poczynały!!
Zresztą żadnym szczególnym obrzędem Nowy Rok się u nas nie odznaczał; nie dawano podarków oprócz może czeladzi, stół był obfity, ale zwyczajny.
Nowy Rok słotny uważano za niedobrą przepowiednią wilgoci, szkodliwéj dla kraju którego szerokie niziny i płaszczyzny, wielce od niego cierpiały, wymakały pola, mnożyło się robactwo, ztąd: Gdy Nowy Rok mglisty, jeść cię będą glisty.
Do zabaw styczniowych należało starodawne chodzenie z jasełkami, kozą, szopką, gwiazdą, które poczynało się po Bożem Narodzeniu, a przeciągało za święto Trzech Króli. Organista, żaczkowie, kościelni posługacze, ludzie od wiejskich szkółek... chodzili z szopką po dworach.
Szopka była wizerunkiem doskonałym ówczesnego teatru, niby włoskie pupazzi, niby francuzkie marionetki.
Niema wątpliwości że początku jéj szukać należy w kościołach, gdzie naprzód plastycznie Chrystusowe narodziny wystawiano; mówi o tém ks. Kitowicz w pamiętniku, doskonale opisując jakie w szopce mieściły się obrazy, jakie w niéj sceny odegrywano w intermezzach (termedjach).
Poczynała się każda reprezentacja od Szopki, od pieśni Pasterzy u kolebki Zbawiciela, od Trzech Króli, od Heroda z djabłem i śmiercią, średniowiecznemi dramatis personae, ale nie zapierano się w niéj i teraźniejszości. W międzyaktach śmiesznych przedstawiały się różne ciekawe historje. Organista i żaczkowie czuli swoją i wieśniaczą biedę, więc czasem oględnie ukąszono pana włodarza a ekonoma. Nie lubiano żydów, figurowali więc pociesznie a często i tragicznie i żydkowie, żydówki, zaraz potém djabeł i śmierć. Wychadzał na scenę chłopek karmiący się rzepą. Często improwizowane mono- i dijalogi tego który mówił za wszystkich, nie były bez talentu i soli. A czeladź dworska a dzieciaki pańskie, polegały ze śmiechu i klaskały w ręce.
Koza, niedzwiedź, koń, stały sobie spokojnie w czasie takiego przedstawienia, ale zachowując zawsze ścisłe — incognito.
Kto był koniem, a kto kozą, trudno się było dowiedzieć na pewno... z talentem odegrywano ich role, ale z przyzwoitą téż skromnością talentowi właściwą.
W dzień Trzech Króli na Rusi uroczyście obchodzono święcenie wody, tak zwany Jordan, w kościołach katolickich poświęcano myrrhę, kadzidło i złoto, a oprócz tego kredę, którą potém na drzwiach pisano co rok na nowo, trzy głoski imion trzech króli, G. M. B. broniące domostwa od wszelkiego złego, ognia, powietrza i nieszczęścia. Święcenie złota na ołtarzu, ściągało i pierścienie ślubne i pamiątkowe dukaty.
Na Trzech Króli od Nowego Roku (mówiono) przybyło dnia o baranim skoku. — Na Trzech Kró1i, noc się tuli, albo, królowie pod szopę, przybyło dnia na kurzą stopę.
Placek z migdałami nigdy, o ile wiemy, dawniéj u nas nie był w używaniu, króla téż nie obierano, i obyczaj ten francuzki, zachodni, późno do nas zawitał, a nigdy powszechnym nie był.
W Styczniu już upatrywano znaki nachodzącéj wiosny i tak mówiono że na św. Pryska, lód przebije pliska (d. 18.). Ale w naszym klimacie po łagodnym często Styczniu, surowy i ciężki do przebycia następował Marzec.
D. 21. na św. Agnieszkę, bywał już Skowronek, przysłowie mówi: św. Agnieszka, wypuszcza skowronka z mieszka, albo zagrzeje kamyszka, lub jeszcze:

Od świętéj Agnieszki,
Sprzątają z drzew liszki.
A jeśli mróz tęgi
Szczep gąty i dęgi.
Radź o drzewie i stodole,
Nawozy téż wywóź w pole.

O dniu 22. św. Wincentego była pogadanka: Gdy Wincenty za pogody, więcéj wina niźli wody. Znaczyło to że rok miał być suchy.
Rozbudzanie się natury zwiastowały różne fenomena. Była to pora wrzasku kotów, wylęgania się krzywodzioba; ślimaki zbierać radzono, ażeby potém mnogość ich drzewom nie szkodziła. Jedli je u nas smakosze i chorzy, ale jedzenie ślimaków dla przysmaku uchodziło za papinkowstwo obrzydliwe i śmiano się z niego. Nieoszacowany Haur powiada że ślimaki w Styczniu najzdrowsze, po staropolsku jednak byczynę wolano.
Miesiąc to był w gospodarstwie około budowli, porządku szczególniéj zajęty, sposobiono się na rok nowy, aby wszystko do przyszłéj pracy było pogotowiu. Na zapas solono mięsa z kolendrą, palono wódkę zdrową z jarego żyta, doglądano czeladzi aby nie próżnowała.
Miesiąc Styczeń, osobliwie początek i środek jego prognostykował o zimie i całym roku, pilnie téż nań uważano i na szrony i na szarugi i na mrozy — ale przyszłości nie odgadł żaden nawet astrolog krakowski.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.