Róża świata
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Róża świata |
Pochodzenie | 1942-1943-1944 z rękopisu autora |
Data wyd. | 1942-1944 |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
A to jest róża świata, w której dnie spoczywam,
której płatki przejrzyste jak stronice czasu
On obraca powoli. Jak listki atłasu
zwierząt ciepłe języki na ciele i grzywa
wiatru owiewa lekko. W mroku wielkie zwierzę
przeciąga się by prężność swą do mnie przybliżyć
i ptak wysoko śpiewa, aby niebo zniżyć
i aby się tym bliższe stały chmury ziemi
spadły z nieba mórz krople w mleczne ciała dolin
i tak obłoki chłonąc leżą między niemi,
że krok, a poczuć można Boga wielką dłoń.
Był taki czas. On wtedy wśród włosów świetlistych
na niebie się ukazał ciemnościom ogromnym
i z mroku dobył tony, a z tonów na najczystsze
imię człowiecze rzeźbił. Wtedy nieprzytomny
na podobieństwo jego choć z ciemności rdzenia
stanął człowiek nieśmiały na progu stworzenia.
I nim mu się mgławice w oczach, jak w jeziorze
złote krople, ustały - Bóg mu różę podał.
I zamknęło się niebo jak zmarszczona woda
i zacisnął krąg róży lotem - ciszy orzeł.
—
Więc cóż? Spalone płatki zda się wiatr obraca
nocą skrzypiąc boleśnie. Tyle grzechu było
w tym ciele, że wraz z sobą i światłość spaliło
i karty przezroczyste w spopielały obraz
bożych natchnień zamienia. Ta róża podobna
ciemności wielkim żaglom, które wieją głucho
nad wydmami milczenia i źródeł posuchą.
—
Gdzie jest ten dzban, ten kielich róży co nawija
płatki obrazów czystych, które jedne z drugich
płyną i jedne w drugie wnikają powoli,
i jak poszept okrętów snują mity długie
o rzewnym zachwyceniu. O jak wzrok nas boli
otwarty, biały taki jak źrenice trupie,
w którym lądy spalone dnem od góry płyną
jak ryby martwe. A na nich umarli
z nożem przestrachu w oczach i z nicią na gardle
czerwoną. I tych dzieci ciała co jak listki
nie zapomniane nigdy swym puchem motylim
na wargach naszych przylgłe i w oczy nam wrosłe,
które łódź nieprawości przekreśliła wiosłem.
I kobiet najpiękniejszych rozrzucone ciała
i piersi stratowane i włosy o zmierzchu
jak ptaki złote lecą wysoko po wierzchu
świata, jakby je dusze unosiły w górze
od strzaskanej miłości co żyła w marmurze
piękna. O zły, zły synu. Tylko popiół sypie,
gdzie dotkniesz ściany kruche, które w proch przemienia
każdy oddech bolesny i pożera ziemia.
A my w miłościach naszych życieśmy czekali
takie groźne jak oddech huczący lodowców,
a myśmy mieli twarze nawiedzonych chłopców,
którzy ojczyznę swą i w śmierci pokochali.
A myśmy mieli dziwne sprawy, niepojęte,
które nam ciała zmięły i oczy spaliły
i tak się nam te karty w ciemności prześniły
i już nie ukazały serca róży świętej.
—
I znowu poda Bóg kwiat, co jak niebo szumi
i wyschną wreszcie zbrodnie w nieudolnych dłoniach,
czas się przewali hucząc na rozprężonych koniach,
a naszych dziwnych spraw wiek żaden nie zrozumie.
—
Na nieobeschłe, czarne od krwi naszej ziemie
zejdzie niebaczne na nic, nowe mrówcze plemię.