Rada sprawiedliwych/Rozdział VIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Edgar Wallace
Tytuł Rada sprawiedliwych
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Rój”
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia „Stołeczna” G. Kryzel
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Janina Zawisza-Krasucka
Tytuł orygin. The Council of Justice
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROZDZIAŁ VIII.
MR. JESSEN I WŁADZE.

W związku z wypadkami, które nastąpiły prawie natychmiast po tajemniczym zamachu na Canon-street, ograniczyć się muszę do skromnych mych wiadomości, które zdołałem zdobyć o rezultacie propagandy partji Stu Czerwonych przeciwko organizacji Czterech Sprawiedliwych. Wiadomości te wprawdzie w powiększonym formacie podał niezadługo potem Megaphon, któremu przypisać należy niezwykle bujną imaginację.
Najciekawszą bodajże historję opisał Harold Ashton na łamach Morning Leader pod tytułem „Czterdzieści dni w szponach teroru“. W historji tej autor nie omieszkał uzewnętrznić całej swej nienawiści do tajemniczej organizacji nieznanych nikomu ludzi, podkreślając jednocześnie sympatję swą dla partji Stu Czerwonych. Przy końcu artykułu Mr. Harold Ashton zamieszcza nieznaczną wzmiankę o oryginalnym powrocie Mr. Jessena do mieszkania jego przy Presleystreet Nr. 37. Zasadniczo będzie to niedyskrecją z mej strony, gdy zechcę uprzedzać wypadki, lecz tak jestem przejęty niesprawiedliwością „Czterdziestu dni w szponach teroru“, że wszelka etyka choć na chwilę w duszy mojej musi zaniknąć.
Historja opiewa, że pewnego pięknego poranku Mr. Jessen wyszedł z domu swego przy Presleystreet i podszedł do zdziwionego codziennego swego dostawcy mleka z pretensją, dlaczego tego ranka nie przyniósł mu mleka, jak to bywało zawsze. Zdziwienie mleczarza było zupełnie naturalne, choćby z tego względu, że wiedział on o tajemniczem zniknięciu przed kilku dniami, popularnego wielce na tej ulicy Mr. Longa, bowiem zniknięcie to wywołało w calem niemal mieście wielką sensację. Wszystkie prawie gazety podawały fotografje wnętrza mieszkania Mr. Longa, a dom przy Presleystreet Nr. 37, stał się istnem miejscem pielgrzymek zainteresowanej gawiedzi.
Faktem jest, że Mr. Long po powrocie do domu, udał się natychmiast do komendy policji i opowiedział swą historję tamtejszemu sekretarzowi. Zawezwano oczywiście szefa departamentu Scotland Yardu, który przybył w towarzystwie inspektora Falmotha. Wszystkie te fakty podał w artykule swym Mr. Ashton.
„Najoryginalniejszem zdarzeniem jest to“, utrzymuje autor, „że Long Jessen, zdaje się posiadać ważne dokumenty, któreby zadowolnić mogły w zupełności dyrekcję policji i rzucić nowe światło na tajemniczą szajkę nieznanych ludzi. Dokumenty te jakoby miał Jessen wręczyć Mr. Ridgeway‘owi, prosząc jednocześnie o absolutną dyskrecję“.
Jakim sposobem dokumenty te dostały się do rąk Jessena, Mr. Ashton milczy. W papierach tych są wzmianki o prezydencie Francji, jakoteż o carze Mikołaju i podobno wiele z tych dokumentów pochodzi z archiwów Francji i Rosji. Niezadługo po wizycie Mr. Jessena w komendzie policy, odkryte zostało morderstwo trzech ludzi w mieszkaniu rosyjskiej księżniczki. Nie pozostaje mi nic innego, jak podać na tem miejscu notatki Timesa, który, pozazdrościwszy niezwykle bujnej wyobraźni Megaphonu, nie szczędził miejsca na umieszczenie wiadomości o tym fakcie.
Oto, co podaje Times:
„Około godziny pierwszej w dniu wczorajszym inspektor Falmoth w towarzystwie kilku detektywów udał się pod numer 69 Carlby Mansion, gdzie znajdowało się mieszkanie, zajmowane przez młodą Rosjankę, księżniczkę Slenwicz, położone na pierwszem piętrze. W pierwszym pokoju, na podłodze znaleziono zwłoki trzech mężczyzn. Byli to: Lauder Bartholomew, lat 33, były kapitan kawalerji; Rudolf Stark, lat 40, podobno poddany austrjacki i Henri Francois, lat 56, Francuz, znany propagator partji Stu Czerwonych. Przyczynę śmierci Bartholomewa zdołano ustalić, tamci zaś zmarli z niewiadomych powodów. W pokoju znaleziono list z podpisem Czterech Sprawiedliwych, w którym to liście tajemnicza organizacja przyznaje się do wyrafinowanego morderstwa. Do późnego wieczora nie zdołano wpaść na ślad księżniczki Slenwicz, która już w chwili wkroczenia do mieszkania policji była nieobecna.

Nie przewidując o czem napisze Times, inspektor Falmoth stał zafrasowany na środku pokoju, w którym popełniona została zbrodnia. W jednym z rogów pokoju widniał wyrwany w podłodze wielki otwór, spowodowany prawdopodobnie jakimś specjalnie zainicjonowanym wybuchem.
„Najoryginalniejszą rzeczą jest“, zwrócił się inspektor do swego towarzysza, „że pierwszym przedmiotem, który mi się rzucił w oczy po wejściu do mieszkania, był banknot dwudziestofuntowy, przypięty do tapety wraz z kartką, na której napisano ołówkiem, że banknot ten przeznacza się jako zapłatę dla właściciela domu za poczynione szkody66.
Zauważyć należy, że inspektor Falmoth, podczas rozmowy ze swym młodym towarzyszem, niejednokrotnie zwracał się doń, mimowoli tytułując go Wasza Wysokość, na co młodzieniec albo nie zwracał uwagi, albo też w pewnych chwilach starał się tytuł ten sprostować.
„Proszę się nie dziwić, inspektorze, że interesuje mnie ta cała afera66, rzekł młodzieniec ze spokojem; „ludzie ci skazali mnie na śmierć....“.
„Cóż złego uczynił pan partji Stu Czerwonych, sir“?
Młodzieniec zaśmiał się głośno.
„Nic absolutnie. Przeciwnie, starałem się im pomóc“.
Detektywowi przyszło na myśl, że książę Eskurialu uchodził za człowieka ekscentrycznego. Na wąskich wargach księcia błąkał się jeszcze niewidoczny prawie uśmiech.
„Czy myśli pan teraz o mojej oryginalnej opinji“? zapytał.
„Nie, nie“! zawołał zmieszany Mr. Falmoth. „Przyznaję, że popełniłem bardzo wiele niedorzeczności“, rzekł tamten, śmiejąc się znowu; „poprostu tkwi to widocznie w naszej krwi; kuzyn mój....“.
„Zapewniam Waszą Wysokość“, przerwał Falmoth z zapałem, „że nie ośmieliłbym się myśleć o takich rzeczach. Mówiono tylko cośniecoś o socjalistycznych poglądach Waszej Wysokości, lecz to, oczywiście...“.
„... jest najzupełniejszą prawdą“, dokończył książę chłodno. Zwrócił się potem do tajemniczego otworu w podłodze. „Co pan myśli o tem? Czy ma pan jakieś podejrzenie“? zapytał.
Detektyw skinął głową potakująco.
„Nietylko podejrzenie, ale pewność. Widzieliśmy się przecież z Jessenem i nici całej tej historji mamy teraz w rękach“.
„Co pan zamierza czynić“?
„Nic“, odparł detektyw ze spokojem. „Należy czekać cierpliwie, dopóki nie położy się Czterech Sprawiedliwych na obydwie łopatki“.
„A sam sposób zabójstwa“?
„I to trzeba trzymać w tajemnicy“, odparł Falmoth z przejęciem.
Rozmowa ta była jakgdyby zaczątkiem dalszego śledztwa, do którego wzięła się policja.
W biurze komendy zebrało się kilku wyższych dygnitarzy policyjnych: mieli postanowić jak należy postępować dalej. Nie brakło tu również dziennikarzy, którzy zapisywali skrupulatnie każde słowo, rzucone przez któregoś z urzędników. Wreszcie wyrok sądu zredagowano w ten sposób, że morderstwo popełnione zostało przez osoby nieznane. Wyrok ten spotęgował jeszcze tajemnicę i zaalarmował i tak już przerażoną opinję publiczną.
Jednym ze sprawozdawców prasowych był Charles Garret, który, po odczytaniu wyroku, postanowił porozmawiać na uboczu z inspektorem Falmothem.
„Co zamierzacie dalej, Mr. Falmoth“, zapytał Garret.
„Czy widział się pan z Jessenem?“ — zagadnął detektyw.
„Oczywiście“, odparł Charles z goryczą: „po tem wszystkiem, co uczyniłem dla tego człowieka, spotkała mnie taka niewdzięczność“.
„Czy nic panu nie mówił?“ — zapytał Falmoth naiwnie.
„Milczy, jak grób”, odparł Garret ze smutkiem.
Detektyw przygotowany był na to, że prędzej czy później Garret dowie się o wszystkiem, bowiem był on jedynym człowiekiem, dla którego Jessen nie miał dotychczas żadnych tajemnic. Czy nie lepiej byłoby, aby dziennikarzowi powiedzieć o tem teraz?
„Gdybym był na pańskiem miejscu“, zaczął Falmoth spokojnie, „nie dręczyłbym Jessena pytaniami. Zdaje pan sobie chyba dokładnie sprawę, jakie znaczenie ma obecnie ten człowiek dla władz. Pójdź pan ze mną“.
W milczeniu udali się do Carlby Mansions i w parę minut potem znaleźli się u drzwi mieszkania, w którem przed niespełna tygodniem rozegrała się sensacyjna tragedja.
Falmoth otworzył drzwi dobytym z kieszeni kluczem i po chwili Garret wszedł ostrożnie do pokoju. Pierwszą rzeczą, jaką zauważył był ów tajemniczy otwór w podłodze.
„O tem nie wspomniano nic w dokumentach śledczych“, zauważył zdziwiony; „co to jednak ma wspólnego z Jessenem?“
Przyglądał się spokojnej twarzy detektywa i nagle myśl jakaś przyszła mu do głowy.
„Rozumiem“, zawołał, „lecz co na to władze?“ „Władze“, odparł Falmoth chłodno, obracając w rękach kapelusz, „władze zapatrują się na ten fakt poprostu filozoficznie“.
Tego samego wieczoru zjawił się Mr. Loug w lokalu Bractwa i z zupełnym spokojem obwieścił, że pragnąłby dzisiaj powiedzieć słów kilka na temat: „Czy złoczyńcy potrafią być również troskliwymi opiekunami?“



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edgar Wallace i tłumacza: Janina Zawisza-Krasucka.