Rapsody szaleńca/całość
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Rapsody szaleńca |
Pochodzenie | Poezje tom II |
Wydawca | Księgarnia H. Altenberga |
Data wyd. | 1908 |
Druk | Drukarnia Narodowa |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
RAPSODY SZALEŃCA.
1896.
Ja chcę być szczęśliwy! szczęśliwy!
A tu łzy i ból...
Oh! ból...
I łzy...
I śmiech gorszy od łez!
Gdzież mi uciec, gdzie się schronić przed nim?
Ja chcę szczęścia!
Jeżeli szał daje szczęście, — niech będę szalony!
Jeżeli szczęście jest w obłędzie, — obłąkany niech
się stanę!
Jeżeli na dnie haszyszowej czary dosięgnę je, —
chcę haszyszu!
Haszyszu! snu! zapomnienia!
Zapomnę, żem jest robak i pełzam po ziemi.
Będę śnił, że mam skrzydła u ramion i Boga na
czole!
Haszyszu! haszyszu! szczęścia!
Czara drga przy ustach — o tak! o tak! i jeszcze,
jeszcze!...
Świat znika pod memi nogami; czy ja się wznoszę
w górę, czy on w otchłań zapada?
O tak! o tak! i jeszcze! jeszcze!...
Coraz mi lepiej, swobodniej, jaśniej...
Szał mię ogarnia! — o jak mi dobrze, jak rozkosznie!
Uczuję, czego żaden śmiertelny nie uczuł; poznam
czego żaden śmiertelny nie poznał!
Świat pod stopy mojemi, — nademną Bóg!
Przestwór cały, ogromny, otwiera się przed myślą
moją, a ona leci jak piorun i żadnej nie
znajduje zapory!
Wszystko, co widzę, wszystko, co czuję, wszystko,
w co myślą uderzę — moje jest!
Pieśni latają koło moich nóg; koło ramion gwiazdy!
I jeszcze coś! co to? co to?
Ta postać!
Ukazuje się i błyska, znika i ukazuje się znowu!
Ja ją znam! Widziałem ją już gdzieś — przed wiekami, —
i potem... drugi raz...
W zieleń rajskiego drzewa owita, z wężem u kolan
i jabłkiem świata w dłoni...
Ewa!!
Ewa czy Psyche... nazwiska nie pomnę...
Błysła znowu przed memi oczyma i nie znika już.
Wyciąga dłoń i woła: Władaj!
Rządź i władaj! —
Korona płomienna spada na me czoło: Ja król!
Ogniste jej kolce wżerają się w mą głowę, aż do
mózgu, do mózgu...
Ja król!...
Mózg mój rozpłonął i pożar objął całą czaszkę
moją!
Ja król!...
Teraz mogę śpiewać...
Ja król pieśni!
Ziemia pod stopy mojemi rozesłana, jak kobierzec!
I baldakin mam nad głową wybity gwiazdami!
Ja król!
Król wszystkiego, co piękne: ziemi, morza i błękitu!
Król wschodzącego słońca i zorzy wieczornej!
Jestem bogaty i mogę dać wiele!
Jestem szczęśliwy i pełen Ducha bożego!
Błogosławieństwo moje jest wiatrem cichym
znużonemu pracą rolnikowi!
A przekleństwo moje jest jak grom czerwony i głodny!
Lecz ja przeklinać nie umiem!
Zanadto jestem szczęśliwy!
Wzniosę więc ręce i będę błogosławił światu!
Będę błogosławił z wysokości mojej stolicy!
Bądźcie błogosławione pieśni, iż mię znacie
i jesteście posłuszne!
Ja pan wasz!
Bądźcie błogosławione gwiazdy, iż świecicie nad
mem czołem!
Ja pan wasz!
Bądź błogosławiona ziemio, iż jesteś piękna!
Ja twój pan!
Bądźcie błogosławione słońca i wiatry ciche
i szerokie morza!
I wy, ryczące burze, i wy, purpurowe gromy, i wy,
spienione bałwany wód!
Duch mój unosi się nad wami i króluje wam!
Bądźcie błogosławione walki duszy, zwątpieniem
czarne i pełne grzmotu głuchego!
Wy jesteście nadniebnem starciem chmur, z którego
piorun jasny wybłyska!
Błogosławione łzy, iż pieśni się z was rodzą!
Błogosławione cierpienia i bole i tęsknoty
nieokreślne!
Jesteście orły, na których skrzydłach wzniosłem
się — i oto siedzę na stolicy!
W królewskim szkarłacie i wywyższon nad ludzi!
Jak fale morza wielkiego, przewalają się wieki pod
stopami memi!
Ja słyszę ich głuchy szum - i błogosławię im!
Myśl moja, jak morski ptak o szerokich skrzydłach,
unosi się nad wodami!
I błogosławię myśli mojej — iż jest moja!
Błogosławię sercu mojemu, iż jest wielkie i czyste!
I miłości, bo jest rodzicielką łez!...
Oto dłonie moje pełne błogosławieństw
i wyciągnięte nad światem!
Ja król!
Jestem szalony i dumny...
I jestem szczęśliwy!
Szczęśliwy, że światu błogosławię...!
Pierś moja jest jak harfa droga i dźwięczna bardzo!
Oto położę palce na mej piersi i zbudzę śpiące
w niej struny!
Ja śpiewam!
Niechaj wonie kwiatów otoczą me czoło!
Wiatr nad łąkami lecący niech przyjdzie usta me
całować!
Niechaj strumienie szemrzące i rozpłakane drzewa
ucichną a słuchają!
Ja śpiewam!
Ale ja śpiewam dla ciebie, o, wybrana moja!
Śpiewam dla ciebie, boś jest jak kwiat wonna
i czysta jak kwiat!
Śpiewam dla ciebie, bo chcę, byś była szczęśliwa!
Pieśń moja daje szczęście i miłość!
Albowiem Ja jestem szczęśliwy i kocham!
Nie drżyj!
Patrz!
Ja jestem przy tobie!
Ja śpiewak boży!
I kocham cię, iżeś jest wonna i czysta!
Azali chcesz, a każę drzewom szumieć dla ciebie?
Azali chcesz, a uczynię ci wieniec z gwiazd
i podnóżek z tęczy różnobarwnej?
Co chcesz? powiedz, Ja wszystko mogę!
Jestem potężniejszy niż mocarze i króle ziem!
Ja szalony pieśni król!
Nie bój się! jestem czysty i kocham cię!
Jestem odchodzący z tego świata i święty!
Oto stoję nagi i rozpieśniony jak lutnia!
Błękitne światło księżyca pieści moje ciało!
Gwiazdy zakochały się we mnie i deszczem lecą
na me czarne włosy!
Stań przy mnie!
Bliżej!
Naga, czysta i piękna stań pod baldachimem mej
pieśni!
My oboje!
Jak dwa dźwięki, dwa westchnienia, dwie wonie!
Ja cię kocham!
Słyszałaś już — i powtarzam raz jeszcze: Ja cię
kocham!
Miłość moja nie jest z tej ziemi — i ty nie lękaj
się dotknięcia moich ust!
One cię nie splamią!
Pocałunki moje są jak rosa opadająca na twe włosy!
Jak blask księżyca, który całuje nocne kwiaty!
Rosa jest świeża i wonna, a blask księżyca nie plami!
Kwiaty są nagie i czyste, a wstydu nie znają!
Ty jesteś kwiatem, bo Ja cię kocham!
Przeto powiem ci tajemnicę!
Złóż ręce i patrz w moje oczy!
Ja śpiewak!
Niebo i ziemia i cokolwiek jest — jestem Ja!
I wszystko, co piękne, wszelki dźwięk i blask —
jestem Ja!
I ty, ciało twoje i myśl twoja — jestem Ja!
Albowiem moja dusza czuje wszystko, a myśl moja
jest jak błyskawica, w której w noc ciemną
świat koloru nabiera!
Ja śpiewak!
Wszystko jest myślą moją i moją miłością!
I wszystko jest władzą moją i mocą moją królewską!
Pieśni moje są dziś jak gołębie, które oblatują świat
cały i wszystko piękno!
I wracają do mnie i całują usta moje!
A w czem się zakochają — to moje jest!
A przeto mówię tobie, kto myślą i sercem świat
obejmie, ten jest światem i panem świata!
Powiedziałem ci; bądź więc spokojna!
Rozwiąż złożone ręce i zarzuć je na moją szyję!
Fale twych włosów zasieję gwiazdami i gwiazdy
z nich zcałuję!
Naga, czysta i piękna, jesteś moja!
Ale jesteś mi święta, jako Ja jestem święty sam sobie!
Jesteśmy święci i szczęśliwi oboje, gdyż Bóg mieszka
w naszych piersiach!
Ja Boga poznałem i powiedziałem tobie...
A On słyszał moje słowa i pieśń, którą śpiewałem!
Ale Ja ją śpiewałem dla ciebie!
Albowiem chciałem, byś była szczęśliwa!
Ja śpiewak!
Dajcie mi berło w rękę, dajcie mi berło!
Nie! nie chcę! — to berło ze złota!
Ja chcę mieć berło żywe, jako Ja żyw jestem!
Mocne, jako Ja jestem mocny!
I promienne, jak Ja!
Wy takiego berła dać mi nie możecie?
Precz więc od moich nóg!
Waszych bereł kruszcowych nie chcę i nie chcę
panować nad wami!
Idźcie się w bagna skryć i w trzcinę!
Bo berło, którego ja pragnę, za jasne dla oczu
waszych!
Wy byście poślepli! — precz od moich nóg!
Oto błękit niezmierzony, sklepienie mego pałacu
zaciemnia się!
Kwiecista ziemia, tron pod mojemi nogami, drży,
a miasta się walą!
Muzycy moi, nieścigłe wichry, zaczynają pieśń:
Ho, ho! ho, ho! chwała królowi!
Cześć!
Król chce berła!
Grzmot usłyszał i woła: Berła!
Jasność staje się nademną, od końca do końca!
Wznoszę rękę; błyskawice koło niej latają, a grzmoty
ryczą: Berła!!
Król chce berła!
Wzniesioną ręką ubodłem niebo! — ha!
Oto pęka kopuła mego pałacu!
Grom!!! — Mam berło!
Mam! — —
Ktoś ty!?
Nie widzę cię, lecz oddech twój czuję nad sobą!
Tobą ciężarne niebo i ziemia, jak obłok gromami
i burzą!
Straszno mi przed tobą, a żądam cię!
Przyjdź! przyjdź! niech cię poznam!
Lecisz!
Spadasz na mnie jak orzeł i wbijasz szpony w me
królewskie barki!
Płaszcz mój purpurowy ścieka krwią; kto jesteś!?
Ciężar twój czuję na sobie i twój oddech mię pali...
Myśl moja mąci się i szał mię znów ogarnia!
Skrzydłami, jak chmurami dwiema, owinąłeś mię!
Gwiazdy i ziemię i królestwo swe całe widzę jak
przez mgłę!
Przez mgłę twych skrzydeł!
Kto jesteś?!
Oto drżę i bezsilny jestem wobec ciebie, jak dziecię!
Czuję ból i rozkosz, jak dziewczyna po raz pierwszy
objęta ramionami kochanka!
Nieziemski ból i rozkosz nieziemska!
Gnieciesz mnie, unicestwiasz a razem w niebo
podnosisz!
Czuję, że jestem przy tobie, jak miecz błyszczący
i jasny — miecz, niewolnik ręki.
A straszny i pan nad śmiercią i życiem przeto, iż
go dzierży dłoń potężna!
Kto jesteś? kto jesteś!
Mów!
A!! — wiem już!
Ty większy niż Ja, większy niż Ten, co nademną!
Z ciebie począłem pieśni moje!
I On z ciebie począł!
On, który stworzył świat dla mnie, jak pieśń ogromną!
Wiem już, wiem!
Bluźniłem przeciw tobie, ojcze moich dzieci!
Ty jak orzeł spadasz z nieba, jak piorun świetlisz
noce ciemne!
Tyś jest głosem Jehowy, tyś świętym obłędem
proroków!
Ty — Natchnienie!
Duch!
Kto śmie urągać królewskości mojej? Kto śmie
zaprzeczyć mi władzy?
Myśl moja zdobyła ziemię i skrzydła nad nią
rozpostarła!
Ja król!
A oto oblegli mię synowie pyłu ziemnego i mówią:
Ty glina!
A ja śmiech wielki mam dla nich jedynie!
Oblegli mię wkoło i mówią: Śmiertelny!
A ja śmiech wielki mam dla nich jedynie!
Albowiem widzę, że sądzą, iż nie ja król, lecz ciało
które jest na mnie!
I urągając, ścięgnom urągają i kościom, a nie
mnie!
A inni zasię wołają: Szaleniec ten powstał przeciw nam
i chce burzyć świat, na którym mieszkamy!
Myślą, że gliną ja władam i prochem!
Królestwo moje nie jest z tej ziemi!
Wszak-ci nie rzekłem kości: Wstań a chodź!
Ani prochowi: Podnieś się! — lub: Spadaj!
Niech kość i glina idą swą drogą: drogi rzeczy
znikomych nie krzyżują dróg ducha!
Oto rzeczy doczesne — jak wodospad wielki,
spadający z gór!
Skały drżą pod nim i ziemia uderzona jęczy!
A na wodospadzie jest tęcza, którą słońce nań
rzuciło!
Spadek wód ziemię rozbił i połamał skały, lecz tęczy
nie zerwie!
I darmo krople uciekają z pod niej; przychodzą nowe
i w tęczę muszą się wplatać!
I każda kropla staje się rubinem albo topazem,
szmaragdem lub szafirem — wedle słońca
rozkazu.
Słońce kaskady nie zmiesza, ani wodom każe
powstrzymać się w biegu, a przecież włada
nad niemi tęczą i promieniem!
Odejdźcie w pokoju i zamieszkajcie w swych
domach!
Duch mój miast waszych nie zburzy, choć je
przeczaruje w zaklęte grody z mgły i powietrza!
Ani się ziemia z pod nóg waszych wysunie, choć
duch mój, twarz zasłoniwszy, w ciemności
ją rzuci i zniszczy przed sobą!
Ziemia i wszystko, co na niej żyje; pokolenia ludzkie
i wieków wypadki — to wodospad
huczący przed słońcem ducha mego!
Duch mój zagląda w nie promieniami i tęcze po
nich wodzi.
A one — jak zgraja niewolników pokornie zgięta
pod królewskie nogi z różnobarwną szatą
na dłoniach...
Słońce zachodzi — i będę się modlił!
Głośno!
Ponieważ Ja nie mam tajemnic przed Bogiem!
A ludźmi gardzę!
Będę się modlił pieśnią i chcę mieć wtór!
Słońce! ziemio i wichry! stwórzcie mi kapelę!
Oto tęcza ogromna wisi na błękicie!
Słońce wiąże do niej promienie, jak struny do brzegu
formingi!
A inne końce strun przytwierdza na śnieżnych
szczytach gór!
Forminga gotowa!
Wznoszę dłonie i wiatry lecą na dany znak!
Przysiadły na strunach i czekają mego głosu!
Zaczynam — grajcie wichry!
Jahweh! Sabaot! Adonaj!...
Silniej! potężniej! straszniej grajcie!
Jahweh! Sabaot! Adonaj!!...
Szerzej! potężniej! potężniej!
Jahweh! Sabaot! Adonaj!!!...
Ziemia drży — ja się modlę!
Adonaj!!!!«
Oto syt już jestem piękności świata bożego i chcę
być sam!
Sam z myślą moją!
Rozwijam skrzydła i przelatuję jak błyskawica
przestwór od końca do końca!
Rozłożyłem ręce, a gwiazdy, jak piasek złoty,
przesypują się między palcami moich dłoni!
Mijam wirujące słońca, komety z ogonami
płomienistemi i różnobarwne księżyce!
A one, niknące w dali, poglądają za mną i mrugają
oczyma!
Dalej! dalej! wciąż naprzód!
W dole lśni biała nitka, biały pereł sznur!
To mleczna droga — a na niej słońca — za chwilę
wspomnienia słońc!
Oto już wszechświat cały i gwiazdy wszystkie do
tumanu mgły podobne!
Dalej! dalej! wciąż naprzód!
Sam z myślą moją!
Która pała na bezdennem niebie, jak słońce
bezsenne i ogromne!
A dokąd promienie jej dojdą — pustka i bezmiar
i otchłań!
Jestem sam!
W przestworzach, gdzie Bóg jeszcze nie począł
dzieła stworzenia!
Ja pan!
I widzę duchem ciemności nadęte, osowiałe,
czekające słowa, które wywoła z nich światy
i słońca i słońca słońc!
A tymczasem są jak morza gładkie i zastygłe w ciszy!
Myśli moja! wioń wichrem i porusz bezmierną
płaszczyznę mórz!
Niechaj powstają fale, niech szumią, nikną, i inne
niechaj znów powstają!
A Ja nad falami, szalony i śmiejący się król fal!
Zaczynam stwarzać!
Rozłożyłem ręce i rzekłem: Chcę!
I ciemności stały się gęstsze i bardziej nadęte.
I znowu wzniosłem ręce, mówiąc:
Niechaj się stanie Piękno!
I niech się oddzieli światło od woni!
I blask i barwa od dźwięku!
A myśl moja niech będzie we wszystkiem!
I stało się, jak chciałem!
Komedja rozpoczęta!
I podnosząc palec, wyznaczałem miejsce każdemu
blaskowi, każdej barwie i woni i pieśni
każdej!
I stał się nademną świat, który był z woli mojej!
I cieszyłem się w sercu mojem!
Albowiem wszystko, co uczyniłem, pięknem mi się
zdało!
Jak dziecię, które uzbiera na łąkach snop kwiatów
i bawi się niemi, rzucając wieńce dokoła, —
tak Ja igrałem z pięknością, która była
z mego ducha.
I zapragnąłem dokończyć dzieła stworzenia!
Rzekłem: uczynię człowieka, aby był szczęśliwy! — —
Człowieka?!
Jakoż go uczynię?
Azaż nie zapomniałem stworzyć gliny i prochu
ziemnego?
Z czegóż dam mu ciało i na czem oprę jego nogi?
I obaczyłem, że w świecie ducha mego niemasz
miejsca dla ludzi!
Założyłem ręce nad głową, a świat, dźwięku pełny
i tęczowy przed chwilą, zgasł jak
wypalona lampa oliwna...
I uczułem, że spadam tam, skąd wyszedłem!
Wolo moja, potęgo moja, królewska moja mocy!
Gdzież jesteś?!
Oto gwiazdy, które mnie słuchały, odlatują!
Tęcze pod mojemi nogami pękają, a promienie ich
barwne, rozdarte i pomieszane, nikną
w mgle!
Widzę strzępy snów moich i myśli moich
niebosiężnych.
Jak światło słońca, które zaszło, rozwieszone na
obłokach!
Złote i czerwone, ale już niknące!...
Wolo moja, potęgo moja, królewska moja mocy! —
gdzież jesteś?
Azali nie jestem ten sam, który rozkazywałem
gwiazdom?
Azali nie jestem ten sam, którego chwałę głosiły
wichry i gromy niebieskie!
Pod stopami memi był tron z ziemi pełnej kwiatów!
a nad głową moją strop z nieba świateł
pełnego?
Azaż nie było tak?
A oto otchłań otwiera się podemną, a nademną jest
czarno!
Moc moja niosła mnie przez światy!
A oto nie jest zdolna wstrzymać mię, abym nie
spadał!
Grom jakiś głuchy i czarny uderzył mię w czoło
Lecę w przepaść, jak kamień strącony ze szczytu
gór!
Próżno chcę skrzydła rozwinąć; piór w nich brak
i są tylko szkieletem skrzydeł!
Upadam! upadam!
A tam nademną stała się błyskawica i słyszę głos,
który mię zepchnął!
Głos jakoby tysiąca orkanów i piorunów ryczących!
»Wywyższon był syn prochu ziemnego!
»I dana mu była przemijająca moc — na ziemi i na
niebie!
"Aliści zapomniał, że z prochu jest i w proch się
obróci!
»A rzeczy poślednie gorsze będą, niż pierwsze!«
Proch! proch! proch!