Reklamy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Reklamy |
Pochodzenie | Pisma Bolesława Prusa tom I To i owo |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1935 |
Druk | Drukarnia Narodowa |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
(Rzecz się dzieje w roku 1900 w mieszkaniu pisarza reklam).
KUPIEC (wchodząc). Czy zastałem pana Luis Blaguer?
PISARZ. Ja nim jestem, do usług... Aha! to pana już uwolnili? co za szczęście dla jego żony, jego firmy, społeczeństwa!...
KUPIEC. Uuu, do djabła! więceś pan już słyszał o moim przypadku?
PISARZ. A, panie! całe miasto o tem tylko mówiło, że pana jakiś łotr na Leszno...
KUPIEC. Ciszej! na miłość boską!... Taka to, mój dobry panie, sprawiedliwość między ludźmi! Trzy miesiące — jak pieprzu za grosz.
PISARZ. Czemże mogę panu służyć?
KUPIEC. Mam straszny kłopot, mój chlebodawco, i chętniebym coś ofiarował, a nawet coś... coś grubo...
PISARZ. Mój panie! nie z takich kłopotów wydobywamy ludzi! No, ale chciałbym wiedzieć o co chodzi?
KUPIEC. Powiem krótko, oto kupcy prowincjonalni zwrócili mi masę wziętych ode mnie towarów, pod pozorem, że im sprzedałem fałszowane...
PISARZ. Łotry! i jakież to towary?
KUPIEC. Szampańskiego wina 1000 butelek...
PISARZ. A a a... to pewnie to, któreś pan z kwaszonych ogórków?...
KUPIEC. Psyt! Pieprzu 700 funtów...
PISARZ. Znam go! jest w nim pół-na-pół grochu polnego.
KUPIEC. 200 funtów herbaty...
PISARZ. To ta z wiśniowych liści?
KUPIEC. Dajże pan pokój!
PISARZ. No... no... nie lękaj się pan! A co dostanę?
KUPIEC. Dziesięć rubli gotówką i piąty procent od rzeczy sprzedanych.
PISARZ. Dziesiąty procent...
KUPIEC. Mniejsza o to, tylko pan pisz!
PISARZ. Pańskie szczęście, żeś trafił na specjalistę od interesów handlowych!... (pisze i czyta). „Z prawdziwą rozkoszą donosimy szanownej publiczności, że pan Hermenegild O’Schuster, właściciel handlu i korzeni...“ (do kupca). Jak długo siedziałeś pan na Lesznie?
KUPIEC. Trzy miesiące i dwa dni...
PISARZ (pisze i czyta) ...po trzymiesięcznym pobycie w różnych częściach świata, wrócił już do nas z wyborem wszelkiego rodzaju towarów. Szczególniejszą uwagę publiczności zwracamy na herbatę, pieprz turecki i wino szampańskie, artykuły te bowiem odznaczają się oryginalnością, taniością i dobrocią, i o ile nam wiadomo, gwałtownie są rozkupywane. Amatorom osobliwości tem więcej zalecamy handel pana O’Schuster, że w nim znajduje się czerwony pies, przywieziony przez właściciela z przylądka Dobrej Nadziei.
KUPIEC. O nieba! a skądże ja wezmę czerwonego psa?
PISARZ. Ufarbujemy!...
KUPIEC. Ależ ludzie poznają się na tem!
PISARZ. Mądry do pana nie zajrzy, a głupców łatwo zadowolnić.
KUPIEC. Ha! w pańskim ręku moja niepokalana uczciwość... Oto honorarjum! (płaci i wychodzi).
PISARZ. Panie! panie! a nie zapominaj pan o rabatach dla więcej kupujących i o premjach dla stałych kundmanów!
KUPIEC (za drzwiami). Chybaby warjaci stale u mnie kupowali!
STARUSZEK (wchodząc). Czy to tutaj pisują nekrologi?
PISARZ. Tutaj panie! a ja jestem właśnie specjalistą... posiadam patent i zajmuję się wyłącznie pisaniem nekrologów!
STARUSZEK. Chciałbym ogłosić o śmierci mego synowca, bo hultaj długów narobił i teraz wierzyciele spokojności mi nie dają.
PISARZ. Czy umarł rzeczywiście?
STARUSZEK. Na suchoty, panie! niedawno wypuścili go z kozy, gdzie biedak pokutował za przerysowanie papierka rublowego.
PISARZ. Więc miał talent? szkoda chłopca.
STARUSZEK. Szkoda to tam niewielka, zawsze jednak lepiejby zrobił umierając wcześniej, bom miał z nim dużo zgryzoty!
PISARZ. Żonaty? dzietny?...
STARUSZEK. A niechże Bóg broni!
PISARZ. Szkoda!... może choć rodziców zostawił?
STARUSZEK. I to nie!
PISARZ. Szkoda! najrzewniejsze ustępy będę musiał opuścić!
STARUSZEK. No, pisz pan jakkolwiek, byle tylko tanio i byle wiedzieli, że umarł.
PISARZ. Nazwisko i wiek?
STARUSZEK. Longin Paliwoda, lat 23.
PISARZ (pisze i czyta). „W dniu... pożegnał ten padół płaczu, w 23 wiośnie życia Longin Paliwoda, pełen nadziei artysta...“
STARUSZEK. Fiu! fiu!...
PISARZ. „Okrutna śmierć wydarła go z łona nieutulonego w żalu stryja...“
STARUSZEK. To prawda!
PISARZ (pisze i czyta). „Uspokój się, czcigodny starcze...“
STARUSZEK. Naturalnie, żem się już uspokoił jak tylko umarł!
PISARZ (czyta i pisze). „mamy bowiem nadzieję, że się niedługo połączycie!...“
STARUSZEK. Niechże pana piorun trzaśnie za taki prognostyk!
PISARZ. A czterowiersz na końcu dorobić?
STARUSZEK. A czy się za to co płaci?
PISARZ. Rozumie się!
STARUSZEK. Eh! to się obejdzie! Oto są pieniądze (płaci i wychodzi).
PISARZ. Bardzo proszę na drugi raz!...
OBCY (wchodząc). Czy tu kantor?
PISARZ. Tak jest panie, tu i tylko tu!
OBCY. Szukam korzystnej roboty.
PISARZ. A pieniądze są?
OBCY. Mam trochę.
PISARZ. To już skończone! Co pan umiesz?
OBCY. Jakiś czas pracowałem w fabryce pudretów.
PISARZ (przeglądając książkę). Hum, nie mam!... Ale przy jednej z ulic wakuje miejsce na cukiernią: możebyś pan cukiernią założył?
OBCY. Taak! nie byłoby to złe, ale któż u mnie będzie kupował, kiedy nie mam znajomych, możeby coś innego?
PISARZ. A jakże się pan nazywasz?
OBCY. Nikolo Jalapa.
PISARZ. Sądząc z nazwiska, to najlepiej wyszedłbyś pan na aptece, — no, ale jako Włoch, to możesz pan zrobić interes i na fabryce makaronu.
OBCY. Mnie to najwięcej do gustu przypada, ale nie mam stosunków!
PISARZ. Bagatela!... ja panu wyrobię stosunki.
OBCY. Jakim sposobem?
PISARZ. Naprzód, w imieniu jakiegoś emeryta lub obywatela z prowincji napiszę panu pochwałę.
OBCY. Aha!
PISARZ. Potem w imieniu jakiegoś makaroniarza zbesztam pana... albo zresztą zostawimy to pańskim kundmanom.
OBCY. Tak, to będzie taniej...
PISARZ. Potem w imieniu pańskiem odpowiem i tak dalej!
OBCY. Rozumiem już! pan znasz się na tych rzeczach!
PISARZ. Bagatela! nowinę mi powiedział!