Riki-Baka
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Riki-Baka |
Pochodzenie | Czerwony ślub i inne opowiadania |
Wydawca | Bibljoteka Groszowa |
Data wyd. | 1925 |
Druk | Polska Drukarnia w Białymstoku, Sp. Akc. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Jerzy Bandrowski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
— Co się stało z Riki? — zapytałem starego drwala, który zaopatrywał nas w drwa. Przypomniałem sobie, że Riki często pomagał mu w noszeniu wiązek.
— Riki-Baka? — odpowiedział starzec. — Aa, Riki-Baka umarł — biedaczysko… Będzie temu już rok, jak umarł i to nagle. Lekarze mówili, że mu się coś w mózgu zepsuło. Ale teraz to z nim cała historja.
Kiedy Riki umarł, matka wypisała na jego lewej dłoni imię Riki-Baka, „Riki“ — charakterem chińskim, zaś „Baka“ w kana. Wiele modlitw na jego intencję odmówiła — modlitw, aby mógł powrócić znowu na świat w znacznie szczęśliwszych warunkach.
Otoż, trzy miesiące temu, w czcigodnym dworze Nanigaszi-Sama, w Kodżimaczi, przyszedł na świat chłopak, który ma na swej lewej ręce charaktery, a te, łatwe do odczytania charaktery, znaczą: RIKI-BAKA. Cały dom zrozumiał, że narodziny te mogły się zdarzyć tylko skutkiem czyichś modlitw, wobec czego zarządzono poszukiwania. Wreszcie pewien przekupień jarzynami przyniósł wiadomość, iż w swoim czasie istniał półgłówek, zwany Riki-Baka, mieszkający w dzielnicy Uszigome, a który umarł zeszłej jesieni. Wobec tego wysłano ze dworu dwóch służących z obowiązkiem odszukania matki Riki.
Służący ci odnaleźli matkę głuptasa i opowiedzieli jej o wszystkiem, co się zdarzyło — zaś ona była tem niezmiernie uszczęśliwiona, ponieważ ród Nanigaszi był bardzo bogaty i sławny. Ale służący oświadczyli, że rodzina Nanigaszi czuje się głęboko dotknięta wypisanem na dłoni dziecięcia słowem „Baka“.
— A gdzież to pochowano waszego Riki? — zapytali służący.
— Pochowano go na cmentarzu Dzendodżi — odpowiedziała im.
— Bądźcie tak dobrzy i dajcie nam garść gliny z jego grobu — rzekli.
Stara poszła z nimi do świętyni Dzendodżi i pokazała im grób, w którym leżał Riki. Oni zaś wzięli trochę gliny z grobu, zawinąwszy ją w „furosziki“[1].
Dali matce Riki trochę pieniędzy — dziesięć jenów.
— Ale na co potrzebna im była ta glina? — zapytałem.
— Jakże — odpowiedział staruszek — domyśli się pan chyba, że nie chcieli, aby dziecko wyrosło z tem imieniem na ręce. Na usunięcie z ciała dziecka takich charakterów niema innego sposobu, jak tylko natrzeć skórę gliną, wziętą z grobu ciała jego poprzedniego istnienia…
- ↑ „Furosziki“ — jest to kawałek materji, coś w rodzaju chustki, w której japończycy noszą, jak w węzełku, najniezbędniejsze przedmioty. Przy większych zakupach dostaje się taką chustkę w każdym japońskim sklepie. — (Przyp. tłum.)