Pośmiertna tajemnica

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lafcadio Hearn
Tytuł Pośmiertna tajemnica
Pochodzenie Czerwony ślub i inne opowiadania
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1925
Druk Polska Drukarnia w Białymstoku, Sp. Akc.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Bandrowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
POŚMIERTNA TAJEMNICA
Dawno już temu, w prowincji Tamba, żył sobie bogaty kupiec, nazwiskiem Inamuraja Gensuke. Miał córkę, imieniem O-Sono. Ponieważ była bardzo zdolna i ładna, myślał, że szkoda byłoby ją dać na naukę do tych prowincjonalnych nauczycieli, jacy byli w okolicy. Wobec tego wysłał ją, pod opieką kilku zaufanych służebnic, do Kijoto, aby mogła nabrać wykształcenia i ogłady wśród dam stołecznych. Kiedy wreszcie młoda panna ukończyła tam swą edukację, wydano ją zamąż za przyjaciela rodziny jej ojca — kupca, nazwiskiem Nagaraja — z którym przeżyła szczęśliwie prawie cztery lata. Mieli jedno tylko dziecię — chłopczyka. Ale w cztery lata po ślubie O-Sono zachorowała i umarła.

W dzień po pogrzebie O-Sono, mały jej synek oświadczył, że mama wróciła i jest w swoim pokoju na górze. Wprawdzie uśmiechała się do niego, ale nie chciała się odezwać, wobec czego on się przestraszył i uciekł. Niektórzy członkowie rodziny udali się na górę, do pokoju O-Sono i, ku swemu zdumieniu, ujrzeli przy świetle lampki, płonącej przed ołtarzykiem w tej izdebce, postać zmarłej matki. Zdawało się, jakgdyby stała przed tansu, czyli komodą, w której wciąż jeszcze znajdowały się jej klejnoty i paradne suknie. Wyraźnie widać było jej głowę i ramiona, ale od pasa nadół kształt jej rozpływał się. Był tylko nledoskonałem jej wspomnieniem, przezroczystem, jak cień na wodzie.
Ludzie przelękli się i uciekli z pokoju. Znalazłszy się nadole, zaczęli się naradzać, a wówczas matka męża O-Sono rzekła:
— Kobieta, przywiązana jest bardzo do swych drobiazgów, a O-Sono lubowała się w nich. Kto wie, czy nie wróciła, aby ich pilnować. Wiele umarłych tak robi, o ile się tych rzeczy nie odniesie do najbliższej świątyni. Zdaje mi się, że, jeśli suknie i pasy O-Sono darujemy świątyni, duch jej odnajdzie spokój.
Uchwalono, iż należy to zrobić jak można najprędzej. Wobec tego następnego poranku wypróżniono wszystkie szuflady komody i zaniesiono wszystkie suknie i błyskotki O-Sono do świątyni. Ale następnej nocy ona powróciła znowu i przyglądała się tansu, jak przedtem. I powracała wciąż każdej nocy, aż wreszcie zaczęła wszystkich w domu straszyć.

Matka męża O-Sono udała się do świątyni i, opowiedziawszy kapłanowi o wszystkiem, co się w domu działo, poprosiła o wskazówki przeciwko duchowi. Świątynia ta należała do sekty Dzen, a naczelnym jej kapłanem był uczony staruszek, nazwiskiem Dajgen-Oszo. Ten rzekł:
— Coś w komodzie, albo niedaleko niej, musi ją niepokoić.
— Ależ kiedy my wypróżniliśmy już wszystkie szuflady — odpowiedziała starsza dama — w komodzie nic już niema.
— Dobrze — odpowiedział Dajgen-Oszo — dziś w nocy przyjdę do was, będę czuwał w tym pokoju i zobaczę, co się da zrobić. Pani musi postarać się o to, aby nikt nie wszedł do pokoju, dokąd ja, czuwając tam, sam kogoś nie zawezwę.
Po zachodzie słońca Dajgen-Oszo przybył do tego domu i znalazł pokój przygotowany dla siebie. Siedział w nim sam, czytając sutry i nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego aż do Godziny Szczurów[1]. A wówczas postać O-Sono nagle zarysowała się na tle tansu. Jej twarz miała skupiony wyraz, a jej oczy utkwione były w tansu.
Kapłan wygłosił święte zaklęcia, przepisane w takich wypadkach, a potem, tytułując postać O-Sono imieniem Kajmio[2], oświadczył:
— Przyszedłem tu, aby ci pomóc. Może być, iż w tej komodzie jest coś, co ci daje słuszny powód do zaniepokojenia. Czy mogę to znaleźć dla ciebie?
Cień zdawał się lekkiem skinieniem głowy dawać mu pozwolenie. Wobec tego kapłan, powstawszy, odsunął najwyższą szufladę. Była pusta. Stopniowo otwierał drugą, trzecią, czwartą szufladę, starannie szukał poza niemi i pod niemi, przetrząsał całe wnętrze komody. I nie znalazł nic. A postać wciąż tkwiła nad nim baczna, jak przedtem.
— Czego ona może chcieć? — pomyślał kapłan.
Naraz przyszło mu na myśl, że pod papierem, którym wyścielono szuflady, może być coś ukrytego. Odsunął papier w pierwszej szufladzie — nic, w drugiej, trzeciej szufladzie — to samo, ale pod papierem najniższej szuflady znalazł list.
— Czy to cię niepokoi? — zapytał.
Cień kobiecy zwrócił się ku niemu — ze wzrokiem, wciąż utkwionym w list.
— Czy mam go spalić za ciebie? — zapytał.
Skłoniła się przed nim.
— Zatem będzie spalony w świątyni dziś rano — i, oprócz mnie, nikt go nie przeczyta.
Postać uśmiechnęła się i zniknęła.

Był świt, kiedy kapłan zeszedł nadół i znalazł się wśród oczekującej go trwożnie rodziny.
— Nie obawiajcie się — rzekł im — już się więcej nie pokaże.
I nie pokazała się więcej.
List został spalony.
Był to list miłosny, napisany do O-Sono w czasie jej studjów w Kijoto. Jeden, jedyny kapłan wiedział, co było w tym liście; ale tajemnica ta zginęła wraz z nim.

(Kwaidan).







  1. Godzina Szczurów [Ne-no-koku], zgodnie ze starym sposobem japońskiego liczenia czasu, odpowiadała pierwszej godzinie w nocy. Obejmowała właściwie czas pomiędzy naszą północą a godziną drugą w nocy, albowiem dawna jedna godzina japońska, równała się naszym dwum.
  2. Imię pośmiertne.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lafcadio Hearn i tłumacza: Jerzy Bandrowski.