Rozprawa o malarstwie/Rozdział CXXI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Rozprawa o malarstwie |
Wydawca | nakładem tłumacza skład: Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1876 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Wojciech Gerson |
Tytuł orygin. | Trattato della pittura |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Ponieważ mieszanin barw może być nieskończona liczba, niemogę niepowiedzieć o tém kilku słów. Wziąwszy najprzód pewną liczbę barw pojedyńczych (czystych) każdą mięszam z jedną inną, potem z dwiema, następnie z trzema, i tak do końca aż do wyczerpania całéj liczby barw, potém mieszam po dwie barwy z dwiema, po trzy z trzema, potém z czterema, i tak aż do końca, następnie na dwie pojedyńcze biorę trzy, do tych trzech dodaję jeszcze trzy, następnie sześć, i tak daléj wyczerpać można wszelkie stosunki. Barwami pojedyńczemi nazywam te, które się z innych nie składają: np. biała, czarna, chociaż zaś te nie są barwami ale wyobrażają jedna ciemność, druga światło czyli że jedna jest bierną, a druga czynną, niechcę ich jednak z tego powodu usunąć jako najważniejszych, w malowidłach, powstających jak wiadomo z cieniów i świateł. Po czarnéj i białéj następuje, błękitna, żółta, zielona, orzechowa, a raczéj okra, następnie piaskowa i czerwona, jest więc ośm barw a więcéj w na turze nieznajduję do tworzenia mięszanin. Pierwszą więc mięszaninę będzie stanowiła czarna z białą, drugą czarna z żółtą, czarna z czerwoną, następnie żółta z czarną, żółta z czerwoną; dla braku miejsca szczegółową co do tego rozprawę odkładam do dzieła mego, jest to bowiem rzecz bardzo użyteczna i potrzebna; opisane to będzie ze strony teoretycznéj i praktycznéj.