Brak odpowiedniego argumentu w szablonie!

<<< Dane tekstu >>>
Autor Urke-Nachalnik
Tytuł Rozpruwacze
Wydawca Wydawnictwo M. Fruchtmana
Data wyd. 1938
Druk P. Brzeziński
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XXVI.

W jednej z wytwornych i wziętych kawiarni warszawskich przy stoliku siedziało dwóch panów, którzy byli zajęci lekturą gazet. W pewnym momencie, ładnie zbudowany szatyn trącił łokciem sąsiada, szepcząc mu do ucha:
— Spójrz!...
Ten podniósł oczy na wchodzącą niewiastę.
— To ona. Napewno ona! — ciągnął dalej przystojny szatyn.
— Tak, to ona — potwierdził komisarz.
Obaj policjanci niczym nie różnili się od pozstałych gości. W cywilnych ubraniach sprawiali wrażenie bogatych mieszczan.
W kilka chwil później do kawiarni wszedł starszy pan o siwiejącej czuprynie. Na pierwszy rzut oka można było sądzić, ze to człowiek nauki. Oczyma powiódł po zebranych, po czym szybkim krokiem skierował się do stolika Anieli.
Komisarz Żarski nie wierzył własnym oczom. W przybyłym rozpoznał profesora z Poznania. Komisarz Żarski w mgnieniu oka powiązał zjawienie się profesora z ostatnim włamaniem do skarbca. Gorąca fala krwi znamionowała jego radość. Był niemal pewny, że teraz natknął się na klucz do największej zagadki. Nie miał wątpliwości, że profesor poznański też jest udziałowcem międzynarodowej bandy rozpruwaczy.
Żarski stwierdził, że Aniela nie zdradza ani niepokoju, ani podniecenia. Jej duże oczy łagodnie spoglądały na profesora, który flegmatycznie o czymś rozprawiał.
Upajał sję teraz jej urodą. Wąska kibić, piękne nogi, urok Który bił z jej czarnych, płonących oczu, regularne rysy twarzy — to wszystko składało się na postać wymarzonej Bogini, której usta teraz całował w myśli, doznając utajonych rozkoszy.
Wiedział że przemoc i siła nie odniosą u niej skutku. Żałował w duchu, że w swoim czasie próbował ją ujarzmić siłą.
Nie mógł pojąć, co za rolę przydzieliła Anieli banda Janka. Był pewny, że mimo wszystko Aniela nie macza rąk w zbrodni. Janek ją przykuł do siebie swą męskością, odwagą, bohaterstwem.
Wołkow zorientował się w sytuacji. Dostrzegał to, co rozgrywało się „pod skórą“ Żarskiego i był zadowolony z jego słabości. Komisarz Żarski wyczuł ukryte myśli Wolkowa i zrobiło mu się nieswojo.
Ale oto stała się rzecz nieoczekiwana. Oczy profesora zderzyły się z wzrokiem komisarza. Obaj mężczyźni jakby na chwilę skamienieli. Ale już po minucie pokonali mimowolne zmieszanie. Tajemniczy uśmiech na twarzy profesora jakby mówił: „znowu spotkaliśmy się, ale to nic; wiem o tym, że pan mnie szpieguje“. Komisarz Żarski lekko się ukłonił na znak powitania. Profesor schylił w jego kierunku głowę, po czym dał znak kelnerowi, że chce płacić.
Gdy profesor opuścił w towarzystwie Anieli kawiarnię, obaj policjanci poszli w ich ślady. U zbiegu ulic profesor pożegnał Anielę i poszedł w innym kierunku.
Komisarz Żarski polecił Wołkowowi dalsze śledzenie profesora, sam zaś postanowił zatrzymać Anielę.
Podążył za nią i zatrzymał przy przystanku tramwajowym.
— Przepraszam... — uchylił komisarz Żarski kapelusza.
Aniela utkwiła w nim swój wzrok.
— Sadziłam, że pan już zapomniał o mnie.
— Ja.. ja.. Muszę pani oświadczyć na wstępie, że jestem zmuszony panią aresztować. Obowiązek służbowy przede wszystkim.
— Aha domyślam się: tam pan zamierza przeprowadzić przymiarkę pantofla...
— Tym lepiej, skoro pani jest uprzedzona...
Aniela zmierzyła go spojrzeniem, które zmusić Żarskiego do porzucenia urzędowego tonu. Odezwał się po chwili:
— Chciałbym z panią pomówić u czymś ważnym.
Na twarzy Anieli pojawił się grymas.
— Pana tematy rozmowy nie są mi obce. Wszak nie zapomniałam jeszcze „tamtej“ rozmowy... Proszę zostawić mnie w spokoju.
Żarski zawstydzony spuścił oczy.
— Ulica nie jest odpowiednim terenem dla rozmowy. Zapraszam panią do kawiarni. Niech pani odniesie się do mnie z odrobiną zaufania. Nie chce wyrządzić pani krzywdy Po krótkim wahaniu, Aniela zgodziła się na propozycję komisarza żarskiego. Wrócili do poprzedniego lokalu, gdzie zajęli separatkę.
Żarski ujął rękę Anieli i przywarł do niej ustami.
— Kocham cię! Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia!
— Panie komisarzu, pan się zapomina. Wstyd mi za pana.
— Pani ma słuszność. Ale i pod mundurem policjanta bije serce ludzkie, które zdolne jest do wielkiej miłości.
— Ale ja kocham złodzieja — odparła lodowatym głosem.
— Nie chcę wiedzieć, co było przede mną. Przeszłość dla mnie nie istnieje. Poślubię cię. Odrodzisz się. Będziesz innym człowiekiem, wejdziesz do innego świata.
Aniela wstała z miejsca i zawołała:
— Nie, przenigdy! Nie zmienię moich uczuć! Gdy kobieta kocha złodzieja, nie może kochać policjanta!
Żarski zwiesił głowę ze smutkiem. Teraz przekonał się, że jej nie przerobi. Postanowił w duchu zmienić wobec niej postępowanie, mimo iż sumienie mu na to nie pozwalało.
— Zadziwia mnie pani naiwność.
— Co w tym naiwnego?
— Że pani nie orientuje się w swojej sytuacji. Czy pani sobie zdaje sprawę, że, gdybym tego zapragnął, po upływie dziesięciu minut może pani się znaleźć za kratami. Czy wie pani, że ją czeka surowy wyrok za udzielenie pomocy zbiegowi z więzienia.
— To co? — zapytała Aniela z ironią w głosie.
— W imieniu prawa aresztuję panią.
Ale Anielę to tylko rozśmieszało.
— Nie widzę powodów do śmiechu!... — odezwał się dotknięty jej zachowaniem komisarz Żarski.
— Jakże się tu nie śmiać, kiedy w imieniu prawa i ładu społecznego usiłuje mnie pan zmusić do prostytucji.
Żarski nie spodziewał się takiego zarzutu. W duchu przyznał jej rację. Czuł, że wstępuje na śliską drogę występku.
— Co się ze mną dzieje? — wyrwało mu się z ust.
Zjawił się kelner, wezwany dzwonkiem, żarski uiścił należność.
I jakby nic nie zaszło między nimi opuścili lokal. Gdy znaleźli się na ulicy Żarski ujął Anielę pod ramię.
Aniela spojrzała na niego ze zdziwieniem.
— Niech pani się nie wzbrania. Tak pragnę z panią spacerować. Zapewniam, że odtąd nie będę się więcej narzucał uczuciami miłosnymi. W moim wieku człowiek zaczyna popełniać głupstwa.
— Pan jest przyzwoitym człowiekiem.
— Pierwszy komplement pani napełnia mnie radością. Dla pani jestem gotów wszystko uczynić.
— Wszystko? — uśmiechnęła się Aniela. — Nawet gdyby to było sprzeczne ze sprawiedliwością?
Żarski był tym zaskoczony, ale po pewnym namyśle, odezwał się:
— Dla pani jestem gotów skoczyć w ogień i wodę. Moja miłość jest silniejsza od wszystkiego.
— Pan to mówi poważnie?
— Daję na to moje słowo honoru, że żadna kobieta nie oczarowała mnie tak, jak pani. Jestem gotów popełnić dla pani czyny nawet wbrew sumieniu.
Aniela, przytuliwszy się nieco do Żarskiego, odparła:
— Jeżeli tak, niech mi pan przyrzeknie, że odtąd nie będzie więcej prześladował „Klawego“ Janka...
Komisarz Żarski drgnął, jakby poczuł ukąszenie żmii.
— Wszystko — tak, z wyjątkiem tego żądania.
— Gdyby pan naprawdę mnie kochał, byłby to pan uczynił, ale pan mnie tylko pożąda... — rzekła z wyrzutem w głosie.
— Twego Janka będę odtąd prześladował jeszcze energiczniej, niż przedtem. Po pierwsze dlatego, że go kochasz, a po drugie — że popełnił ostatnio zbyt wiele zuchwałych przestępstw, byśmy go wypuścili z rąk. Jego miejsce jest na szubienicy!
Aniela przez chwilę stała niezdecydowana, po czym szybko się zaczęła oddalać. Żarski najmniej się tego spodziewał. Rozsądek dyktował mu aresztowanie Anieli. Serce nie mogło się zdobyć na taki krok. Wzrokem śledził oddalającą się Anielę, która wsiadła do nadjeżdżającego elektrowozu.
Idąc teraz ulicą, rozżalony do siebie, Żarski czynił sobie wyrzuty, dlaczego jej nie zaaresztował i odesłał tam, gdzie wdzięki kobiece nie odgrywają roli...

KONIEC .