Rozwiązanie zagadki/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Rozwiązanie zagadki |
Pochodzenie | Głodne kamienie |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1923 |
Druk | Poznańska Drukarnia i Zakład Narodowy T.A. |
Miejsce wyd. | Lwów — Poznań |
Tłumacz | Jerzy Bandrowski |
Tytuł orygin. | সমস্যাপূরণ The Riddle Solved |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
Wobec tego sprawy potoczyły się dalej swym torem. Bipin Bihari uporządkował najzupełniej swe stosunki majątkowe po długiem procesowaniu się w sali sądowej i zastosowaniu nielicznych, mniej legalnych środków poza nią. Większa część dzierżawców zastosowała się do jego woli ze strachu. Opór stawiał mu tylko pewien młody człowiek, nazwiskiem Asimuddin, syn Mirzy.
Do tego człowieka czuł Bipin niepohamowaną odrazę. Mógł ostatecznie zrozumieć, z jakiego powodu ojciec nadał bezpłatnie tak dużo ziemi brahminom, ale dlaczego ten Mahometanin ma tyle ziemi, częścią zupełnie wolnej od opłaty, a częścią za opłatą znacznie niższą, niż się należało, to stanowiło dla niego zagadkę. I któż to był taki? Syn wdowy po jakimś Mahometaninie z niższych sfer, parobek, który stawiał się hardo całemu światu tylko dlatego, że w szkółce wiejskiej nauczył się trochę czytać i pisać. Takie zuchwalstwo uważał Bipin za rzecz nie do zniesienia.
Informował się u swego sekretarza co do dzierżawy Asimuddina, ale wszystko, co ten mógł mu powiedzieć, było, że Babu Kriszna Gopal sam przed wielu laty osadził na tych gruntach tę rodzinę, nikt jednak nie miał wyobrażenia, dlaczego. Sekretarz wyraził przypuszczenie, że prawdopodobnie wdowa umiała sobie zjednać współczucie dobrotliwego dziedzica, skarżąc mu się na swą nędzę i niedolę.
Wszystkie te ulgi i względy wydały się Bipinowi zupełnie niezasłużone. Nie znał żałosnego położenia tych ludzi w dawniejszych czasach. Względny dobrobyt oraz pewność siebie, jakiej był świadkiem obecnie, doprowadziły go do wniosku, że ludzie ci najprawdopodobniej w bezczelny sposób wyłudzili od jego ojca część należącego się mu dziedzictwa.
Asimuddin był nie mniej upartym młodym człowiekiem. Przysiągł, że odda raczej życie, niż piędź swej ziemi. Wobec tego wybuchła otwarta wojna.
Biedna, stara wdowa robiła wszystko, co mogła, aby syna uspokoić.
— Nie możemy się z naszym panem kłócić! — powtarzała mu często. — Tak długo korzystaliśmy z jego łaski, ufajmyż mu dalej, nawet gdy odmawia nam swych względów i cofa ulgi. Oddaj mu część pól, jeśli tego żąda.
— Ach, matko, co ty się na tych sprawach rozumiesz! — wykrzyknął Asimuddin niecierpliwie.
Asimuddin przegrywał jeden proces za drugim. Im bardziej przegrywał, tem bardziej się robił zacięty. Aby swe wszystko odzyskać, stawiał wszystko, co miał, na jedną kartę.
Pewnego popołudnia zerwała Mirza Bibi parę owoców i trochę jarzyn w swym ogrodzie i, nic nie mówiąc synowi, udała się do Bipina Babu. Patrząc nań z iście macierzyńską czułością, rzekła:
— Niech cię Bóg błogosławi, mój synu. Nie niszcz Asima, bo popełnisz wielką niesprawiedliwość. Oddaję go pod twoją opiekę. Patrz na niego, jak na kogoś, komu pomóc jest twym obowiązkiem — uważaj go za nicponia młodszego brata. Twój majątek jest tak wielki — nie zazdrość-że mu jego malutkiej cząstki, mój synu.
Ta zuchwała poufałość gadatliwej starowiny w wysokim stopniu Bipina zirytowała.
— Co wy się na tych sprawach rozumiecie, dobra kobieto! — odpowiedział. — Jeśli macie do mnie jaki interes, przyślijcie swego syna.
Mirza Bibi, usłyszawszy już drugi raz, że nic a nic się na tych rzeczach nie rozumie, udała się z powrotem do domu, przez całą drogę obcierając fartuchem oczy i zasyłając ciche modlitwy do Ałłacha.