[120]RUBELEK TESI.
Maj, wiosna! — wokoło
Pogodnie, wesoło,
Zielono, błękitnie!
Co kwiatek, to kwitnie,
Co ptaszek, to śpiewa.
Gaj, pola i drzewa,
Brzmią w kolej, jak tony
Téjż pieśni i stróny.
I oto w ogródku,
Po kwiatkach, w drzew chłódku,
Śród pląsów, igraszek,
Jak kwiatek, jak ptaszek,
Tesiutka, malutka,
Swawolna filutka,
To śpiewa, to biega,
Aż sad się rozlega,
To piosnką, to śmiechem,
To kroków jéj echem.
[121]
A na ganku, jak co ranku,
Za wczorajszą w polu pracę,
Robotnikom, najemnikom,
Ojciec siedząc dzieli płacę.
Postrzegła,
Przybiegła,
I obces do Taty!
„Jaki ty bogaty!
„Dajże i mnie proszę,
„Choć grosz — choć trzy grosze!“
— „A za co? — Ej! Tato!...“ —
„— A na co?“ — „Ot na to,
„Na włóczki, koralki,
„Na różne zabawki,
„Na suknię dla lalki,
„Obróżkę dla Żwawki“!... —
I nagle, jak sroczka,
Porwała rubelka,
I rada z figielka,
Uciekła jak skoczka, —
Po godzinie, ojciec słucha —
W całym sadzie cisza głucha.
Nikt nie skacze, nikt nie śpiewa! —
Gdzież to Tesia? —
W cieniu drzewa,
Twarz na dłoni, dłoń na sęku,
Siedzi wsparta, z rublem w ręku.
[122]
Siedzi, myśli — co za niego
Kupić komu? wiele czego? —
Suknię niańce? — rubla mało!
Suknię lalce? — Jaką? — białą?
Nie! — Zieloną? — tę już ma! —
Żółtą? — nie! fe! żółta zła!
Więc różową, czy błękitną,
Ale całą aksamitną!... —
Lecz czyż na to rubla dosyć? —
Można Tatę znów poprosić...
Ale kto wié, da, czy nie da? —
Wreście z Tatą mniejsza bieda!
Ale Mama!... Czuje sama,
Że dziś jakoś przed śniadaniem,
Nie najlepiéj poszła gama,
Jak po grudzie szło z czytaniem! —
Mama powié — Tata, kto wié,
A nuż może każe sobie
Oddać nawet co dał?.. — Bieda!
Co tu począć? — Główkę skrobie,
Sama sobie rady nie da.
„No! toż nie chcę nic kupować.
„Rubla schowam. — A gdzież schować? —
„Skrzynki nie mam. — Ancia mówi,
„Że najłatwiéj złodziejowi
„Przyjść i ukraść! — No! to włożę
„Pod poduszkę. — A jak może
„On z łóżeczkiem mnie wyniesie? —
„Obudzę się w nocy, w lesie!...
„Ach!...“ — i daléj w płacz żałosny. —
[123]
„Ach! ty rublu! ty nieznośny!
„Co ja muszę cierpieć za cię? —
„Precz odemnie! oddam Tacie.“ —
Już chce skoczyć — i znów stoi,
Spuszcza główkę — znów coś roi.
Żal rubelka! — Jak się odda,
Już go nazad nie odebrać! —
Chować, kłopot; stracić, szkoda! —
Ach! najlepiéj było nie brać! —
Lecz co zrobić wziąwszy już?... —
Gdy tak duma — Aniół–Stróż,
Stróż jéj myśli i serduszka,
Zlitował się — i do uszka
Szepnął zcicha: „Bież do Mamy!
„Tam jest mądrość, tam skarb dzieci!
„Nie doradzisz sobie saméj,
„Aż Bóg przez nią nie oświeci.“ —
Tesia cala zczerwieniała,
Nie wie, że to głos Anioła;
Czuje tylko, że się stała
Znów spokojna i wesoła.
I do Mamy!... —
Aż u bramy
Mama z jakąś biedną gada.
Co wpół naga, wsparcia błaga,
O swych dziatkach rozpowiada.
[124]
Ma ich czworo — jedne chorą,
Troje z głodu mrą bez chleba!... —
Żal zdjął Tesię — rubla niesie,
Wié już co z nim zrobić trzeba!... —
A gdy Mama, i uboga,
I Aniół–Stróż, w téjże chwili,
Z rozrzewnieniem, w imię Boga,
Wszyscy ją błogosławili:
Aniół–Stróż tchnął w jéj sumienie
Naukę na całe życie:
Że szczęście daje nie mienie,
Lecz dobre mienia użycie. —
1854.
|