Rycerze cnoty/7
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Rycerze cnoty |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 1.9.1938 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Tytuł cyklu: Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Miss Raabe oczekiwała niecierpliwie przybycia Su-Ki-Bit-Vanga. Postanowiła bowiem zacieśnić oka sieci, którą zarzuciła na Chińczyka. Od śmierci Harpera szukała człowieka, któryby mógł dawać na jej utrzymanie.
Miała wprawdzie czek Su-Ki-Bit-Vanga i odniosła go już do Banku Angielskiego, ale to jej nie wystarczało. Chciała oskubać swego adoratora aż do ostatniego pensa.
Su-Ki-Bit-Vang nie zjawiał się.
Około północy postanowiła nie czekać dłużej i położyć się. Co noc przed spaniem brała środek nasenny. Jak zwykle wsypywała go do stojącej szklanki wody. Wkrótce miss Raabe zapadła w głęboki sen.
Nagle drzwi jednej z szaf otwarły się i jakiś człowiek wślizgnął się do pokoju. Przez kilka chwil stał nieruchomo, następnie począł się powoli posuwać w stronę łóżka. Twarz dziwnego gościa zasłonięta była czarną maską, która pozwalała widzieć jedynie dwoje czarnych płonących oczu. Zamaskowany mężczyzna zbliżył się do stalowej kasety. Po drodze wyjął klucze z leżącej na fotelu torebki. Znalazłszy właściwy klucz, otworzył kasetę. Oczom jego ukazały się drogocenne pierścionki, diamenty i perły oraz dziesięć tysięcy funtów w banknotach. W jednej chwili zawartość kasety zniknęła w przyniesionym przez nieznajomego czarnym worku. Dokonawszy swego czynu, tajemniczy włamywacz włożył do kasetki wizytową kartę, zamknął wieko i zniknął tak samo cicho jak przyszedł.
Następnego dnia około godziny jedenastej miss Raabe wpadła wzburzona do biura inspektora policji.
— Okradzione mnie! Raffles dokonał u mnie włamania.
Baxter skoczył, jak gdyby ugryziony przez tarantulę.
— Kto panią okradł?
— Raffles. Zabrał mi przeszło dziesięć tysięcy funtów gotówką i prawie na taką sumę diamentów. Panie inspektorze! Apeluję do pańskiej przyjaźni! Pan musi mi pomóc!
— Pani wybaczy — odparł inspektor. — Jest pani w tej chwili w biurze inspektora policji Baxtera. Żadne stosunki i znajomości nie odgrywają u mnie najmniejszej roli.
Biedny Baxter chciał w ten sposób ukryć przed Marholmem swą znajomość z damą z półświatka.
— W jaki sposób poznała się pani z Rafflesem? — zapytał.
— Nie widziałam go nigdy w życiu — odparła.
— Wiedział on jednak, że miała pani u siebie pieniądze i cenne kamienie. Nie popełnia on nigdy włamań zanim nie ma dokładnych informacyj.
— Nie wiem jak mam panu na to odpowiedzieć. Stwierdzam raz jeszcze, że nigdy nie widziałam Rafflesa.
— U licha! — zawołał Marholm zniecierpliwiony. — Musiał się przecież pani przedstawić pod innym nazwiskiem. Jakich mężczyzn przyjmowała pani ostatnio u siebie w domu?
— Nie przyjmuję żadnych mężczyzn — odparła aktorka tonem urażonej dumy.
— A jednak utrzymywała pani bliższe stosunki z bankierem Harperem.
— Oczywiście. Uważałam bankiera za narzeczonego.
Marholm uśmiechnął się.
— Czy nie wiedziała pani, że był on żonaty?
— Wiedziałam, ale on chciał się rozwieść ze swą żoną.
— All right — przerwał Marholm — zostawmy go w spokoju. Któż teraz został jego następcą?
— W chwili obecnej mam tylko jednego przyjaciela — odparła miss Raabe. — To cudzoziemiec i z całą pewnością nie wchodzi w rachubę.
Marholm gwizdnął przeciągle.
— Nazwisko jego brzmi Su-Ki-Bit-Vang. — To Chińczyk.
Baxter zrobił zawiedziony minę.
— Ach tak. — Ten Chińczyk nie jest z pewnością bandytą.
— Nie wiem dlaczego — sprzeciwił się Marholm. — Raffles mógł z powodzeniem przebrać się za Chińczyka.
— Zawsze byliście i zostaniecie durniem — rzucił Baxter. — W jaki sposób dowiedziała się pani, że włamania dokonał Raffles?
Miss Raabe wyjęła z woreczka kartę wizytową, na której wypisane było nazwisko Rafflesa.
W tej samej chwili dał się słyszeć dzwonek telefoniczny.
— Czy to inspektor Baxter? — zapytał jakiś głos.
— Tak.
— Czy jest u pana miss Raabe?
— Owszem...
— Proszę ją pozdrowić w moim imieniu.
— Kto mówi?
Do uszu inspektora doszły powoli i wyraźnie wypowiedziane słowa:
— John C. Raffles.
— Niech go diabli porwą — zawołał Baxter, odwieszając słuchawkę.