Sędziwój/Tom II/IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Bohdan Dziekoński
Tytuł Sędziwój
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1907
Druk Piotr Laskauer i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IV.
Praga.
„Kamień gorejący składa się z trzech części.
Tylko ten złożyć go potrafi, kogo Bóg w łonie
matki już do tej sztuki poświęcił“.
Poemat o kam. filozof.
Jana von Tetzen 1412 r.

Nie minęło pół roku od czasu wyjazdu Sędziwoja z Bazylei, a stugębna Fama po całych Niemczech jego sławę rozniosła. Żaden Adepta nie był dotąd tak głośnym, nie okazywał tak jawno dowodów swej sztuki, i żaden nie cenił mniej owoców tej sztuki, to jest złota.
Wraz po przybyciu swoim do Krakowa, książęcem życiem, niesłychanym zbytkiem i rozrzutności zwrócił wszystkich oczy na siebie. Doszła pogłoska króla Zygmunta III, który sprzyjał Alchemii i sam często z Mikołajem Wolskim potajemnie, w pracowni zamknięty, obok sztuki złotniczej nad Alchemią pracował. Sędziwój został wezwany do dworu. Zaszczycony poufałą z królem rozmową, kilkakrotnie w jego przytomności zamieniał srebro na złoto. Lecz żadne zachęty, żadne obietnice zatrzymać go nie zdołały. Na pochlebne wezwanie cesarza Rudolfa II, udał się do Pragi. Dobry i nieszczęśliwy cesarz Rudolf był w owym czasie jakby książęciem Alchemików, a Praga — stolicą Alchemii. Cesarz, wychowany w Hiszpanii już wcześnie nabrał skłonności do tajemniczych nauk. Po swoim powrocie uzyskał koronę węgierską, później czeską, a wreszcie wstąpił na tron cesarski. W początkowych latach panowania poświęcał się trudom rządów; kiedy jednak stosunki coraz więcej się wikłały przez zacięte spory katolików z protestantami, tureckie napady niepokoiły Państwo zewnętrzne, a intrygi Książąt Państwa kłóciły pokój wewnętrzny, wtedy spokojny, a nawet bojaźliwy umysł jego za ciężkimi uznał trudy panowania. Роwoli usuwał się od spraw krajowych, zamykał w swoim zamku i całkiem oddawał badaniom naukowym, które więcej cenił, niż wszystkie dobra ziemskie. Od tego czasu jedynie wcieleni do przybytku tych nauk, otaczali go ciągłe. Prześladowany od dumnej familii, za ożenienie się z wieśniaczką, sławny duński astronom Tycho Brahé, łaskawie od cesarza Rudolfa został przyjęty, podobnież uczeń tego pierwszego Kepler, na tymże dworze bawiąc, musiał zajmować się rachunkami Astrologicznemi. Mistyczny, a nawet przesądny charakter tych astronomów, szczególniej przepowiednie Tychona, niemało się przyczyniły do napojenia cesarza nieopisaną jakąś obawą i podejrzliwością tak dalece, iż w końcu pałacu swego nie opuszczał: Anglik Dee, nadworny Mistyk i Mag, usiłował cesarzowi otworzyć Państwo duchów, a wszyscy nadworni lekarze byli zarazem Alchemikami. Dworzanie, pokojowcy, byli pomocnikami nieustannych prac Alchemicznych. Nadworny poeta Mardocheus de Delie, rodem Medyolańczyk, główniejsze wydarzenia, dotyczące się wyznawców Alchemii, dla rozrywki swojego pana, układał w rymach niemieckich, do których wielu dworskich malarzy dorabiało staranne rysunki.
Oprócz tych, wszyscy wędrowni Alchemicy byli pożądanymi gośćmi w Pradze; zgłaszali się też prawie codziennie, a każdy zajmujące przedstawiający doświadczenie, szczodrze obdarowany, opuszczał zamek.
Którzy sami się nie stawiali, tych, jak daleko granica sięgała, sprowadzano. Z zagranicznemi nieprzerwaną prowadzono korespondencyę. Alchemicy też nie byli niewdzięcznymi dla swojego opiekuna. Zowiąc go niemieckim Hermes Trismegistos po rozstajnych drogach jego wiadomości i sławę rozgłaszali.
Rzemiosło jednak Alchemika, jakkolwiek dla zręcznych i ostrożnych bardzo zyskowne, połączone było z wielu niebezpieczeństwami. Każdy mniemany Adepta otoczony był zewsząd sidłami; czatowano na uwikłanie go, a potem torturami przymuszano do wyznania tajemnicy. Niejedno zamkowe więzienie w wiekach średnich odbijało jęki nieszczęśliwych Alchemików. Nie rzadko nawet karą, a raczej zemstą odkrytego oszukaństwa był stos lub szubienica.
Sędziwój długo był bezpiecznym. Czy to dla tego, iż wcale nie ukrywał się, czy też że często i nagle zmieniał miejsce pobytu, czy też jako szlachcic, opiekę korony polskiej używał za tarczę swego bezpieczeństwa. Zresztą też dobroczynnością, szczodrobliwością i rozgłosem który go wszędzie otaczał, czynił trudniejszem uwikłanie się w intrygi, a zatem i uwięzienie.
Cesarz Rudolf zaprosił Sędziwoja do Pragi; na wezwanie skwapliwie pośpieszył. Przyjęty okazale, poufałością cesarza zaszczycony, wobec całego dworu, w przytomności tylu Alchemików, którzy dwór ten składali, a więc w przytomności zazdrosnych, pilnie śledzących najmniejsze jego poruszenie, odbył kilka przemian merkuryuszu, ołowiu i srebra na złoto. Ofiarował cesarzowi trochę kamienia filozoficznego i ten własną ręką uszlachetniał metale. Cesarz w uniesieniu radości, iż niezbicie przekonał się o istnieniu tej wielkiej sztuki, kazał w sali, w której odbywały się doświadczenia, umieścić portret Sędziwoja. Pod obrazem wmurowano tablicę marmurową ze złotym napisem, wierszu własnego układu Rudolfa:

Faciat hoc quispiam alius,
Quod fecit Sendivogius Polonus![1]

Pomimo jednak zaszczyty, pochlebstwa, pomimo całą sławę, młody Adepta nie pozostał długo w Pradze.

Za przykładem cesarza Rudolfa, mnóstwo książąt trudniło się Alchemią. Sława Sędziwoja wszędzie go już poprzedziła; wiedział, iż go wszędzie przyjmą z radością. Chciwy wrażeń i nowości, jak więzień świeżo na wolność wydobyty, jeździł po Europie; lecz nigdzie długo nie bawił, jakby go jakiś wewnętrzny niepokój, tajemna trwoga popędzała.







  1. Niech ktokolwiek zdziała to, co zrobił Sędziwój Polak.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Bohdan Dziekoński.