O psa zdechłego, krzywodziobe Sępy Wszczęły raz domową wojnę.
Kracząc zaciekle, w ostre szpony zbrojne,
Zwarły się z sobą zwaśnione zastępy Nad ziemią, w lazurów sferze. Padają wodze, żołnierze, Wrzask, pisk, krzyk, jęk niesłychany; Deszcz krwawy spływa na ziemię;
Zda się, że walczą Tytany, ŻęŻe Sępów zajadłe plemię Chce się wytępić do szczętu. Świadek owego zamętu,
Prometeusz, łańcuchem do skały przykuty, Już Bellonie składał dzięki, Myśląc, że nadszedł kres jego pokuty I srogiej, odwiecznej męki.
Lecz zawcześnie się cieszył: Gołębie narody,
Znane z dobroci serca, złożyły naradę I wysłały ambassadę, Ażeby Sępy nakłonić do zgody.
Udało się poselstwu załatwić tę sprawę,
Na swą szkodę, niestety! Bowiem Sępy krwawe,
Zdradziecko do bezbronnych wpadłszy gołębników, W pień wycięły pośredników.
Kiedy źli się poczubią, nie kładź tamy wojnie:
Tylko wtedy uczciwi spać mogą spokojnie.