Samuel Zborowski (Słowacki)/Akt IV
W zamku.
BISKUP
- Co za smętne zdarzenie... Książę stary wrócił
- Zupełnie bez rozumu...
LUCYFER
- Duch mu się przyrzucił...
BISKUP
- Jak to?...
LUCYFER
- Jak w stare drzewo puste wlazł duch nowy...
- Uważałem go gdy pękł nagle most sosnowy;
- W tym starcu... była jedna... chwila — błyskawica,
- Że duch jego tak pierżchnął z ust jak gołębica,.
- A w niestrzeżone ciało mógł...
BISKUP
- To przeciw wiary...
- Kto wacan jesteś?...
LUCYFER
- Strzelec.
BISKUP
- Jak imię?
LUCYFER
- Bukary.
BISKUP
- A metryczne?...
LUCYFER
- Na buku jest moja metryka.
BISKUP
- Jak to, niechrzczony jesteś?
LUCYFER
- Jestem spowiednika
- Syn... a więc nawet nieco wyświęcon na księdza.
BISKUP
- O, jak ta niereligia... ta okropna jędza
- Już nawet w lud się wkrada... oto już lokaje
- Przestają wierzyć...
BUKARY
- A ksiądz księdzem być przestaje,
- Bo już w Ducha nie wierzy... powiedz mu: Duch rośnie,
- A on to wszystko weźmie za mowy przenośnie
- I powie, że to w chłopie krew rozgrzana bryka.
Helion wchodzi.
- Ha! Helion?
HELION
- Czy posłano już po spowiednika?...
BUKARY
- Już poszedł do sypialni...
HELION
- O, na smętnym świecie
- Żyjemy... mnie kaskady uniosły na grzbiecie
- I leciałem jakoby po tęczach wygiętych
- Słysząc śpiew gwiazd... i niby głosy Pańskich świętych,
- Aż na kwiaty upadłem... i sen mię owinął
- Srebrzystymi skrzydłami... a mój ojciec...
BUKARY
- Płynął
- Przeciw wody i rozbił o nią swój łeb stary...
HELION
- Słuchaj... nie lubię tego tonu, mój Bukary;
- Prędko się rozejdziemy... jeśli go nie zmienisz... bukary
- Pomieniali na duchy...
Wchodzi Książę stary zupełnie obłąkany, za nim Biskup.
KSIĄŻĘ
- Królu, sam ocenisz
- Moje czyste zamiary...
HELION
- O, widok bolesny!
BUKARY
- Ogolono mu resztą siwych włosów... i pozwolono wdziać te jaskrawe kolory, które wybrała myśl jego błąkająca się po przestworzach...
KSIĄŻĘ
- Tak, królu, w jasnych kolorach
- Widzisz mię... lecz nie mieniących
- Jak na wężu...
HELION
- O! niebiosa sprawiedliwe! Patrz: z gestem dawnego dworzanina trzyma czapkę w ręce nisko, tykając kolan bisku pich, bokiem niby zniżywszy się ku królowi... a drugą rękę na szabli głowicy...
KSIĄŻĘ
- Jeżeli ci grzechotnicy
- Nie pomrą... to, mości królu,
- Oto pieczęć...
HELION
- Patrz, z jaką dumą odwrócił się i podniósł głowy...
- Ojcze drogi...
KSIĄŻĘ
- Waćpani u mojej nogi
- O litość... próżno... acani
- Udaj się na mnie do prawa,
- Król mi pan tego nie zgani,
- Że...
BUKARY
- Cały odmienił lica
- I strupiał...
KSIĄŻĘ
- Żem ściął... szlachcica!
BISKUP
- Chodzi... ręce założył... w tył i czasem stawa.
- O czym on myśli?... dziwna! straszna tajemnica
- Piekielna!...
BUKARY
- Cudze krwawe sumnienie w nim siedzi.
KSIĄŻĘ
- Mówisz, że odmówiłem ostatniej spowiedzi,
- To nieprawda, kazałem przyprowadzić księdza.
HELION
- Patrzaj, jaki gest ręki... zda się, że odpędza
- Od siebie... obwinienie ludzkie garści błyskiem.
KSIĄŻĘ
- Zajechał mi w ulicy przed wielkim ogniskiem,
- W rynku smalono wieprza... wieprza — wieprza... słomą...
- Cała ulica była wtenczas tak widomą
- Jak jasny dzień... zajechał w ognistej ulicy,
- Ja zrobiłem gest taki... ustąp! — w błyskawicy
- Widzę tego człowieka — zrobiłem gest taki...
- Ściąłem go...
HELION
- Patrz, jak wszystkie te rąk jego znaki
- Piszą jakąś historią...
KSIĄŻĘ
- A miał sen, jak słyszę...
- Miał sen, co go ostrzegał... Pan Bóg snami pisze
- Naszą przeszłość i przyszłość... miał sen... a nie słuchał —
- Gdy się gdzieś z Kozakami po morzu bałuchał
- (Szelma była przed ludźmi i przed Bogiem dumna!)
- Przyśniła mu się jasna koralowa trumna.
- Słyszałem sam od chłopca Kozaka... Korona
- I trumna koralami wylana czerwona,
- Czerwona, za to ręczę wam duszą i ciałem,
- Że czerwona — powiadam to... bo ją widziałem.
HELION
- O straszliwe świadectwo!...
BISKUP
- Doktor mi powiada,
- Że tu żadnej nadziei karmić nie wypada,
- Mózg ruszony... Opuszczać go jednak nie można.
- Przyszlę dwóch księży... Wasza rodzina pobożna
- Aż nadto zasługuje... przyszlę wam dwóch księży...
Wychodzi.
BUKARY
- Zostaw mi pan... tu nad nim rząd... Niech na mnie cięży
- Odpowiedzialność wszelka... ja na siebie biorę
- Chorego... i tych księży... Zapewne nie chore —
- Bądą braciszki — Książę, każ nam przynieść wina,
- Noc długa... (ba, i straszna). Niech Książę zaczyna
- Oswajać się z tą myślą... że liść z drzewa leci
- I bez ojców na ziemi muszą zostać dzieci...
BUKARY
sam
- Że też nikt, Widząc wariata,
- Nie trafił na tajemnicę
- Ducha... całego świata...
- Że te straszne błyskawice
- Dusz... nie odkryły wszystkiego?
po chwili
- Patrz, jaki duch straszliwy i czarny wszedł w niego,
- Jaki duch wielki... a nic jednakże nie może,
- Przywdział spróchniałe ciało i w tej nowej korze
- Nie wie, jak stąpić... Gdyby to był duch dewoty,
- To kręciłby wrzecionem i śpiewał godzinki;
- Gdyby lichwiarza... mógłbyś mu pokazać złoty,
- A poszedłby do piekła... Przez jakież uczynki
- Ma być zbawiony człowiek... jeżeli nad ciałem
- Nie trwa łaska... i odeń duchów nie odpędza?
po chwili
- Ba, a tamten, pod którym ja kłodę złamałem,
- Gdzie w nim ta tęczowa przędza
- Snów... gdzie ten żywot upiorny?...
- Dusza zlękła się o ciało
- I tak... jak przeor klasztorny
- Zaczęła żyć pomiędzy czterema murami...
- Dawniej, gdzieś nad czarną skałą
- I nad słońcem, i nad mgłami
- Ujrzawszy orła... a niżej
- Kwiatek... lub tęczę kaskady,
- Widziała cały świat blady
- Duchów... który orła zbliży
- I z widmem kaskad ożeni...
- Dawniej... gdy kilka płomieni
- Błękitnych... ujrzy w moczarach
- I gdzieś na krzyżu bociana...
- To zaraz jak obłąkana
- Błąka się po różnych marach,
- Których girlanda duchowa
- Łączy te dwa smętne słowa,
- Z których jedno jest płomykiem,
- A drugie jak anioł skrzydlaty
- Łączy ducha wiejskiej chaty
- Z duchem — cmentarzy... strażnikiem.
- Cała dziewiczość natury,
- Cała harmonia zaklęta,
- Harfa przeklęta — i święta,
- Świtu złotego i chmury,
- Świat pieśni — płaczu i grzmotu,
- Wabił tę duszę do lotu...
- Dziś!... nic... jak puchar szampana,
- Brylantem skrzący, wyszumiał,
- Nawet... nawet... nie zrozumiał
- Ojca... gdy jak harfa targana
- Przez duchy... piekielne — zajęczał...
- Ha, otóż są braciszki — będę was wyręczał
- W pracy waszej — a jak się, ojce, nazywacie?..
TEOLOG
- Ja frater Teologus...
BUKARY
- Dobrze... a ty, bracie?
LOGIK
- A ja frater Logicus...
BUKARY
- Brawo! jak dwie księgi...
- A czy lubicie miodek?...
JEDEN Z BRACI
- Bah... jeżeli tęgi...
DRUGI
- Bah... jeśli stary...
BUKARY
- Brawo... siadajcie... fratery...
- Oto jest sześć butelek wina — i patery —
- Umiecie po łacinie?...
JEDEN Z BRACI
- Kuchenną...
BUKARY
- Musicie
- Wiedzieć, że pater znaczy —
JEDEN Z BRACI
- Ojciec.
BUKARY
- Wyśmienicie!
- Od pater ojca idą patery kielichy.
- Więcej nie potrzebują wiedzieć dobre mnichy...
JEDEN Z BRACI
- A zwłaszcza boni fratry.
BUKARY
- Brawo... cóż tam w świecie?
JEDEN Z BRACI
- Książę podobno chory...
BUKARY
- Aha? to już wiecie?...
JEDEN Z BRACI
- Cały klasztor najmocniej nad tym ubolewa.
BUKARY
- Dobrze... płaczcie jak beczki... A który z was śpiewa?
JEDEN Z BRACI
- Jak to?...
BUKARY
- Który z was śpiewa, powiadam... dyszkantem?
JEDEN Z BRACI
- Oba basy...
BUKARY
- Siadajcie... będę koryfantem... .
- Bo ja dyszkant... powiedzcie mi, mnichy, dlaczego
- Wy nie wskrzeszacie ludzi?...
JEDEN Z BRACI
- Do, Boga samego
- Należy wskrzeszać...
DRUGI
- Brawo! tak, do Pana Boga.
BUKARY
- A dlaczego bierzecie-wy tabakę z roga,
- Nie z tabakiery?...
JEDEN Z BRACI
- Taki zwyczaj — u nas rożki...
- A tabaka — od czasów się krakowskiej Włoszki
- U nas robi najlepsza... sekret mamy sami...
BUKARY
- Świat cały postępuje zawsze sekretami,
- I prawda jest sekretem, i wasza tabaka.
- Daj niuch... Niechaj was diabli, mnichy... a to taka
- Jakby ogień piekielny...
JEDEN Z BRACI
- Dobra.
BUKARY
- Wyśmienita...
- A wierzycie wy w duchy?
JEDEN Z BRACI
- Czy pan żartem pyta,
- Czy poważnie?...
BUKARY
- Poważnie.
JEDEN Z BRACI
- Są...
BUKARY
- A bah!
JEDEN Z BRACI
- Są duchy...
BUKARY
- Dowód... ty, Teologus...
TEOLOG
- Młynarz widział.
BUKARY
- A ty,
- Logicus... jaki dowód?...
LOGIK
- Jak to, czy z wulgaty?
BUKARY
- Z czego bądź!...
LOGIK
- Nie dowiodę tego, ale wierzą...
BUKARY
wstaje i idzie do okna
- Wiaro, ognista wiaro! gdziekolwiek uderzę,
- Dawne serce narodu... odzywa się szczerze,
- Jak gołębica... zmienić tylko myśli sferę...
- A to wszystko... cudowne Boga archanioły.
- Cóż ja jestem... ja, owoc z czarnymi popioły.
- Cóż ja jestem... ja, harfa wszystkich ludzkich tonów,
- Ja, pan gwiazd — i brat ruin — i pan Akwilonów,
- Przed tą wnętrzną dobrocią ludzi i prostotą,
- Która mnie do łez kruszy? — Jednak tą istotą
- Moją — ja za nich cierpię...
Wraca.
- A czy sen wam służy?
JEDEN Z BRACI
- Spytać się o to łóżka...
BUKARY
- I lica jak róży
- Rozjaśnionego... dobrze... śpijcie, bracia moi. Apostołowie spali.
JEDEN Z BRACI
- Kto się Boga boi,
- Ten się nie boi ludzi... kto śpi, ten nie grzeszy.
BUKARY
- Gdym się zbliżał na czele Herodowej rzeszy,
- To spali...
JEDEN Z BRACI
- Co to panu jest?... brwi się zmarszczyły.
BUKARY
- Słuchajcie mnie... gdyby tu kto teraz z mogiły
- Wszedł — czybyście się bali?
BRACIA
- A niech Pan Bóg strzeże...
BUKARY
- Przez tę salę duch przejdzie... On wam nie zabierze...
- Tych kielichów...
JEDEN Z BRACI
- Bez myśli chwytaliśmy — za co...
- Pierwszego... było schwycić...
BUKARY
- Mnichy głowę tracą...
- Słuchajcie... byście mogli widzieć jego ciało,
- Opiszę wam... Otyły... wielki... w delię białą
- Ubrany... z koralowym płaszczem na ramieniu,
- Przy szabli... co ja mówię... przy wielkim płomieniu
- U boku... z szyją grubą cokolwiek i tłustą,
- Która... dziś... może będzie obwiązana chustą,
- Chociaż... zwykle... za życia gołe nosił gardło;
- Z twarzą smętną... i groźną... chociaż obumarłą,
- Pełny skier... biegających po białek przezroczach,
- Patrzący na was jak trup... patrzcie! reszta w oczach.
Duch przechodzi przez salę.
- Widzieliście...
JEDEN Z BRACI
- Czy za nim... takich jeszcze wielu?...
BUKARY
- Sala pełna... słuchajcie...
I GŁOS
- Janie...
II GŁOS
- Samuelu!
JEDEN Z BRACI
- Słowo stało się ciałem.
BUKARY
- Tak... tak, już się stało.
JEDEN Z BRACI
- Ty sam drzysz.
BUKARY
- Idzie do tej sypialni — po ciało
- Księcia...
JEDEN Z BRACI
- Tam duch.
BUKARY
- Obadwa poszli jedną drogą.
- Idźcie — w sypialni nie ma już teraz nikogo...
- Oswoić się nie można... chociaż można dociec
- Przyczyn... Ha... Helion...
HELION
- Cóż tu? czy zasnął mój ojciec?
BUKARY
- Zasnął...
HELION
- A przy nim nie ma nikogo?
BUKARY
- Są księża...
- Nic, książę, nie słyszałeś? —
HELION
- Nic...
BUKARY
- Szczęku oręża?
HELION
- Nie...
BUKARY
- Ani żadnych głosów...
HELION
- Prócz nocnego stróża,
- Który zawołał — PÓŁNOC...
BUKARY
- Nic więcej?
HELION
- Z podwórza
- Ktoś głośno krzyknął — JEZUS!
JEDEN Z BRACI
- Jaśnie oświecony
- Pan niechaj tam nie chodzi —
JEDEN Z BRACI
- Trup cały czerwony,
- Teraz dopiero bladnie...
HELION
- Ach, mój ojciec!
BUKARY
- Z niebem!
- Wy się, mnichy, zajmijcie pogrzebem...