[287]
a) Satyra 1 księgi I.
Skąd to pochodzi, że trudno taki się znajdzie, Meceno,
Coby poprzestał na losie, który mu rozum nastręczył,
Albo przypadek narzucił, innych wżdy chwali dążności?
„O, wy kupcy szczęśliwi!“ lata gdy ciążyć mu poczną,
Woła mnogimi już wojak wypraw trudami złamany.
Kupiec przeciwnie, gdy nawą wichry z południa miotają:
„Lepsza żołnierka! Bo czemuż?... zetrą się szyki, godzinka
Szwanku wnet zgonem się kończy, albo radosnem zwycięstwem“.
Życie rolnika wysławia prawnik w zakonach przebiegły,
Gdy wraz z pianiem koguta klient we wrota kołacze.
Tamten wywleczon do miasta z wioski, bo złożył rękojmię,
Krzyczy, że szczęśliw jedynie taki, co w mieście zamieszkał.
Tego rodzaju przykłady (tyle ich bowiem) potrafią
Choć Fabiusza gadułę znużyć;... byś czasu nie tracił,
Słuchaj, do czego ja zmierzam. Z bogów jeżeliby który
Rzekł: „Ot, uczynię, co chcecie. Będziesz, wojaku, nateraz
Kupcem; prawniku, ty pilnuj pługa; więc role zmieniwszy,
Wy z tej strony, wy z tamtej schodźcie! Dalejże, co prędzej!
Cóż stoicie?“... Nie przyjmą;... szczęście wszak od nich zależy!
Czemużby Jowisz im nie miał słusznie, obadwa policzki
Z gniewu nadąwszy, pogrozić: „Ludzie, na potem nie będę
Tak powolny, bym uszu waszym życzeniom nadstawił!“
Zresztą, by tego nie zbywać śmiechem, jak taki, co prawić
Zwykł żarciki zabawne,... chociaż i nieźle to czasem
Prawdę żarcikiem osłonić; (wszakże przychlebny bakałarz
Abecadło pierniczkiem żaczkom częstokroć osładza)
Przecież igraszki pominiem, rzeczy poważnie rozbierzem.
Taki, co ciężką ziemicę twardym przewraca lemieszem,
I ten szalbierz kupczący, żołdak i żeglarz, co śmiało
Po wszem włóczą się morzu, wszyscy nam prawią, że tylko
Na to się biedzą, by mogli spocząć bezpiecznie na starość,
Napełniwszy śpichlerze: otóż jak mrówka maluczka
(Zwykli to bowiem przytaczać), wielce robocze zwierzątko,
Wszystko, co może, do swojej pyszczkiem zawłóczy śpiżarni,
A przeczuwając złe doby, bywa przezorną zawczasu;
— Ale, gdy z roku obrotem Wodnik niebiosa zachmurzy,
Nie wyłażąc z swej dziury, tego roztropnie używa,
Co zebrała, gdy ciebie żadne odpędzić od zysku
Skwary nie mogą, ni mrozy, morza, ni ogień, ni miecze;
Wszelka przeszkoda ci za nic, byle kto nie był bogatszy.
Cóż ci to nada, żeś nocą w ziemi głęboko, ze strachem,
Złota i srebra niezmierne skarby ukradkiem zakopał?
[288]
— „Szeląg zostanie się podły, jeśli z nich będziesz ubierał“.
— „Jakież ma zapas powaby, kiedy naruszyć go nie mam?
Niechbyś na swojem klepisku korcy wymłacał tysiące,
Wszak więcej spożyć niż ja, zaręczam ci, nie byłbyś w stanie.
Jak ów niewolnik, co sakwy z chlebem choć dźwiga w podróży
Na swym grzbiecie zgarbionym, więcej od innych, idących
Bez ciężaru, nie zyska. — Powiedz, zależyż co na tem
Zgodnie z naturą żyjącym, morgów czy setkę, czy tysiąc
Zorzą? — — „A jednak to miło z kopców ogromnych ubierać!“ —
— Z małych jeżeli mi nabrać tyle jest wolno, co z wielkich,
Pocóż nad moją skrzyneczkę twoje śpichlerze wynosisz?
Tak, jak gdybyś, żądając wody li tylko dzbaneczka
Lub kubeczka, powiedział: z rzeki-bym wielkiej zaczerpnąć
Wolał, niż z mego strumyka. Często już, wierzaj, tych ludzi,
Co w obfitości zbytecznej swojej szukają rozkoszy,
Aufid gwałtowny pochłonął, z brzegu wyłomem porwanych.
Kto zaś li tyle pożądać, ile mu trzeba, nawyknie,
Wody ten mętnej nie pije, ani też ginie w bałwanach.
Zaślepiona jednakże gawiedź chciwością zwodniczą:
Niema nic nazbyt, krzyczy, worek jest miarą znaczenia!
Cóż więc z nią począć? Niech będzie nędzna, o ile samochcąc
Przy tem obstaje, jak ongi mawiał ów bogacz w Atenach,
Który w swem skąpstwie plugawem ludzkie wyśmiewał języki:
Wygwizdują mnie wszędzie... mniejsza!... bo w domu ja za to
Sam się pocieszę poklaskiem, oczy gdy wlepię w szkatułę!
Nurty zwodnicze ustami Tantal spragniony daremnie
Chwyta... Ty śmiejesz się?... pozwól... Odmień nazwisko, wnet poznasz,
Że tu jest mowa o tobie. Zewsząd-eś worów nazwłóczył,
Na nich jak psisko wylegasz, dysząc, a przytem je musisz
Jakby świętości szanować, cieszyć się jakby obrazkiem.
Nie znasz wartości pieniędzy? Nie wiesz, jak użyć ich trzeba? —
— Kupi się chleba, jarzynki, czasem i wina kwaterkę,
Słowem, bez czego już zgoła człowiek się obyć nie może“. —
— Czy ci też miło, gdy czuwasz dniami i nocą bez duszy.
Drżąc przed ogniem, rabusiem, własnych gdy boisz się ludzi,
By cię złupiwszy, nie zemkli? Drzewo-bym rąbać ot wolał,
Niżli te skarby posiadać, skoro w nich tyle kłopotu!
A gdy się człowiek przeziębi, ciało mu całe zboleje,
Albo go inna choroba wreszcie do łoża przykuje,
Czy cię pilnować, naparzać będzie ktokolwiek i błagać,
Drogim by tobie osobom wrócił, wskrzesiwszy cię, lekarz?
Oj, ni to żona, ni dzieci zdrowia twojego nie pragną,
Wszystkim bo kumom, sąsiadom, starym i młodym obmierzłyś.
Jeszcze się dziwisz, pieniądze ceniąc nad wszystko na świecie,
Że nikt ci miłości, boś nie wart, zgoła nie myśli okazać?
Czyliż to, gdybyś twych krewnych, których natura ci sama
Dała bez twoich zabiegów, zechciał w przyjaźni utrzymać,
Groch rzucałbyś o ścianę, równie jak pustak, co osła
[289]
Na wędzidle ujeżdża w polu Marsowem, jak konia? —
Przestańże wreszcie już zbierać; mając zaś więcej, niż trzeba,
Mniej niedostatku się lękaj, zacznij folgować mozołom.
Wszakże nabyłeś, coś żądał; niechaj (powiastka to krótka)
Będzie-ć Umidyusz nauką. Taki on bogacz był pono,
Że aż korcami pieniądze mierzył, a skąpiec tak brzydki,
Iż najpodlejszy niewolnik gorszej nie miewał sukmany.
Przytem do śmierci był ciągle w strachu niezmiernym, by z głodu
Kiedy nie umarł; aż wreszcie sknerę spłatała we dwoje
Wyzwolenica toporem, dzielna jak córa Tyndara. —
— „Żyć więc mi radzisz, jak żyje Meniusz rozpustnik, lub może
Jak Nomentan hulaka?“ - Czemuż bo dwie przeciwności
Łączysz ze sobą niezgodne; zaraz więc przeto rozwiązłym
Utracyuszem byś został, gdybyś twe sknerstwo porzucił?
Wszakże jest miara we wszystkiem, pewna jest wszędzie granica;
Za nią, czy w lewo, czy w prawo, zacność się ostać nie może. —
Niktże więc (wracam napowrót) zgodny z swym losem nie będzie,
Jak ów chciwiec, i raczej innych wychwalać dążności,
I że koza twojego sąsiada mleczniejsza, dlatego
Masz z zazdrości usychać? Z tłumem biedniejszych zechciejmy
Los nasz tylko porównać; pocóż prześcigać każdego?
Zawsze się w takich gonitwach znajdzie przed nami bogatszy,
Jak to już w cyrku się dzieje; z szranek gdy wozy wypadną,
Każdy woźnica naoślep przodem pędzących dojeżdża,
Patrzy z pogardą na resztę z tyłu daleko dyszącą.
Stąd się też rzadko nadarzy taki, co wyrzekłby śmiele:
Szczęśliw żyłem... i kontent z latek ubiegłych, jak syty
Po bankiecie biesiadnik, żegnał się z światem ochoczo.
Dosyć... ni słówka nie dodam, abyś nie myślał przypadkiem,
Iżem ciekąco-okiego szafy splądrował Kryspina[1].
(M. Motty).
|