Satyra II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Satyra II |
Pochodzenie | Literatura włoska Wielka literatura powszechna T. 2 |
Wydawca | Trzaska, Evert i Michalski |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Jan Świętoński i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Porębowicz |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Satyra na współczesną poezję; wyszydzone w niej wszystkie dziwactwa poetyckich kierunków, wydobyte, ku przestrodze, sławne «kwiatki» stylu i języka: potworne przenośnie, porównania, pomysły; istne «ludzkie kadłuby z głowami bydlęcia», «delfiny w lesie» i «dziki na morzu». Gani zbyteczną uczoność poetów; już nie lubił jej Jowisz, skoro Minerwę z głowy wypędził. «Czy nie widzicie, jak śmieją się z was, kiedy opisujecie wdzięki swoich dam?» «Oczy-gwiazdy, brwi-łuki, twarz-niebiosa, słowa-grzmoty, westchnienia-bomby i petardy, włosy-deszcz złoty, piersi-kuźnia Amora». W jednym sonecie słyszałem o damie, której usta były «arką arabskich woni, muszkatu i piżma». Neptun zwie się tam «słonym bogiem», słońce-katem, «który ścina głowy cieniów toporem promieni». — Szydzi z rozczochranych poetów, z filozofów brudnych i obdartych, którzy ogryzają paznokcie, a drapiąc się po głowie, «dumają o Indjanach i Mamelukach». Przedrzeźnia wyszukane nazwy akademij i gromi literackie pieniactwo:
Nie właź w nieswoje i nie szczekaj kondla
Głosem na cudze rymy; — nikt nie zważa;
Gdyś «omączony»[1], to ruszaj do rondla.
Obrzydli mu dworscy pochlebcy: «Ledwo się księciu urodzi syn, sypią się przepowiednie czołobitności: księżyc na młodziku będzie mu służył za kołyskę, zodjak za pieluchy; wszystkie wody Meksyku, Egiptu, Syrji runą na chrzest tego, który rośnie dla polityki, żyje ateuszem, a umiera kacerzem». Uderza poeta zwłaszcza na niemoralność tego pseudowstydliwego stylu, omawiającego dwuznacznikami Pazyfaje i Priapa. «Ale gdzież mię unosisz, Muzo?» — tak kończy — «świat dziś zwrócony cały ku Lesbji i Tais; czasy to właściwsze do milczenia, niż pisania wierszy».
Zjawisko niezwykłe i prawie jedyne, poeta poglądający na dwory i wszechwładne książątka, nie jak stęskniony do gajów pasterz, ale jak miłujący swobodę republikanin; wstydem napełnia go płaszczenie się, które tak przesiąkło w organizmy ówczesnych ludzi:
—————————
Żeni się książę, hejże! na wyścigi
Epitalamja i ody, i hymny:
Największy worek wszystkich nie pomieści.
— Spoczynek dajcie Muzie miodorymnej:
Dziś nam potrzebna pieśń odmiennej treści
Niźli do stołu i niźli do tanu;
Śpiewak powinien być pełen boleści.
Czego dziś więcej? Wyznawców Koranu[2]
Czy Biblji? Więcej pielgrzymów kto gości:
Rzym czy Genewa?[3] Śpiewajcie, jak panu
Za kawał chleba zbywa się wolności
I czci. Ha, wolność umarła — i wiara;
Uczciwość pusty dźwięk, te duszne włości
Stały się łupem tyranów!...